Artykuły

Bałem się, że będę pijakiem

- Któregoś dnia trzech studentów szkoły teatralnej przyszło do naszego technikum, by pomagać przy balu maturalnym. Moje koleżanki z klasy powiedziały im, że mają tu takiego kolegę, co ładnie gra na gitarze i śpiewa. Studenci przesłuchali mnie i powiedzieli, żebym przyszedł na egzamin, tylko żeby mnie nikt nie przygotowywał. Tak też zrobiłem i ten trudny egzamin stał się bardzo piękną przygodą - mówi EMILIAN KAMIŃSKI, dyrektor Teatru Kamienica w Warszawie.

O podstawówce mówi: koszmar. O niektórych nauczycielach: okrutni. - Za to Akademia Teatralna była fantastyczna - wyznaje Emilian Kamiński (59 l.), czyli Wojciech Marszałek z serialu "M jak miłość". Popularny aktor, założyciel warszawskiego Teatru Kamienica, opowiada "Super Expressowi" o szkole, o tym, jak zarobił pierwsze pieniądze i o strachu przed alkoholem.

Podstawówki generalnie nie cierpiałem... Gdybym dziś mógł spotkać niektórych z tych nauczycieli, to chętnie bym im powiedział prosto w oczy, co o nich myślę! Stopnie miałem dobre, ale chodzi mi o stosunek kadry do dzieci. W "215" na warszawskim Grochowie był fizyk, były bokser, który nas nokautował. Jak uderzył, to traciło się przytomność, przeżyłem to dwukrotnie. Jednego chłopca tak zlał, że zdenerwowana matka rzuciła się na niego z parasolką. Ale któregoś dnia obrzydliwiec się przeliczył. Pobił chłopca, którego brat był w gangu. I ten gang na dziecięcego boksera się zasadził. Kazali mu w biegu wysiąść z pociągu. Nie chciał, to mu pomogli. Dali mu kopa, wyleciał i połamał się.

Pamiętam, kiedyś w bójce kolega przebił mi brudnym patykiem oko. Było całe we krwi. Poszedłem do pielęgniarki, a ta idiotka dała mi watkę i kazała iść do domu. Dwa kilometry! Pielęgniarka, nauczyciel - powinni wezwać pogotowie. Pamiętam rozmowy lekarzy w szpitalu na Bielanach, że uszkodzony jest nerw środkowy, bo tak długo rana była nieopatrzona, że nie wiadomo, czy będę widział. Pamiętam, że patrzyłem przez okno na szpaki skaczące po topoli. Myślałem: Boże, to ostatni obraz, jaki widzę.

Na szczęście w szkole była prof. Makowska od polskiego, wspaniała pani, którą kocham całe życie. Nauczyła mnie miłości do literatury, historii i ludzi.

Zawsze byłem dosyć pracowity i chciałem mieć własne pieniądze. Sprzedawałem butelki w skupie, robiłem zabawki z drewna lipowego, nogi miały ze sprężynek. Jak się ich dotknęło, to tańczyły. Sprzedawałem je dorosłym panom na rauszu, którzy kupowali je dla swoich dzieci.

Matura dzięki mamie

Na Gocławku dużo było alkoholu, za dużo. Miałem kolegę, Krzysia. Patrzyliśmy na to nieposkromione pijaństwo: - Czy my też będziemy mieć tak zalane gęby? - zastanawialiśmy się. Mieliśmy wtedy po 14 lat. Poszliśmy do lasu, objęliśmy brzozę i ślubowaliśmy, że nie dotkniemy alkoholu przez 10 lat. Słowa dotrzymałem, a Krzyś nie pije do dziś.

Maturę mam dzięki mamie, to ona uparła się i wyszukała mi technikum ekonomiczne. Któregoś dnia trzech studentów szkoły teatralnej przyszło do naszego technikum, by pomagać przy balu maturalnym. Moje koleżanki z klasy powiedziały im, że mają tu takiego kolegę, co ładnie gra na gitarze i śpiewa. Studenci przesłuchali mnie i powiedzieli, żebym przyszedł na egzamin, tylko żeby mnie nikt nie przygotowywał. Tak też zrobiłem i ten trudny egzamin stał się bardzo piękną przygodą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji