Artykuły

Ciało w godzinie agonii

Na teatralnym festiwalu w Awinionie widać wyraźnie, że taniec ma w teatrze coraz więcej do powiedzenia. Przypomina o cielesności tej sztuki - pisze Piotr Gruszczyński w Gazecie Wyborczej.

W tegorocznej edycji festiwalu w Awinionie najważniejsze jest ciało. Ciało człowieka, nie Boga, znikome pod rozgwieżdżonym wysokim niebem. A jednak to ono staje się wprost namacalną osią świata, przez którą to co ziemskie wznosi się w niebo otwarte nad plenerowymi spektaklami. 65. Festiwal w Awinionie zaprosił do współpracy przy tworzeniu programu Borisa Charmatza, 38-letniego choreografa, szefa Centrum Choreograficznego w Rennes. Jego spektakl "Koniec konfliktów" pokazywany w drugiej części festiwalu ma arytmetyczną wręcz konstrukcję, która działa jak drabina do kosmicznej medytacji i egzystencjalnych rozważań.

Na murawie małego piłkarskiego boiska, na wyspie pośrodku Rodanu, wyznaczono kwadratowy teren gry. Zawieszono nad nim kilka rzędów białych diodowych świateł, które przecinają niebo i oddzielają od niego, tworząc prowizoryczne schronienie. Na murawę co 45 s wchodzą po kolei tancerze. Jest ich 24. Wykonują zapętlone sekwencję 25 ruchów, bardzo prostych i brutalnych, możliwych do powtórzenia nawet przez osobę bez tanecznego przygotowania. Ruchy są nieomal gimnastyczne, wyrażają skrajne emocje, od beztroskiej radości i ekspresyjnych wyskoków aż do dramatycznych upadków oraz tłamszenia partnera, przyduszania go do ziemi.

Zasada kanonu szybko prowadzi do chaosu na scenie. Tancerze zajmują czasem całą przestrzeń gry, kiedy indziej gromadzą się na jej małym wycinku. Z czasem ich ruchy tracą gwałtowność, stają się zmęczone, udręczone. Wreszcie całość ulega ujednoliceniu. Jedna sekwencja zostanie wykonana prawie równocześnie, po czym znów każdy podąży swoim rytmem i siła entropii rozrzuci spektakl.

Nie narzucając żadnej interpretacji, Charmatz rozpędza w głowach widzów gonitwę skojarzeń. Można czytać podziwiać jedynie precyzyjny chaos ruchu. Ale szybko zaczynamy dostrzegać w rozedrganej grupie metaforyczne sytuacje egzystencjalne, porządek życia, jego nieuchronną powtarzalność, te same gesty, które wszyscy musimy wykonać, przynajmniej raz, każdy w swoim czasie. Zastanawia fakt, że jedynym momentem istotnej interakcji w życiowej gimnastyce jest chwila agresji.

W kosmicznej perspektywie istotne dla tego tańca stają się rzędy świateł krzyżujące się nad polem gry, krucha siatka, która jednak oddziela od ciemnej otchłani. Przez jej wątły, ale bliski blask nie możemy zobaczyć, co jest dalej. To jedynie uprawnia nas do życiowej gimnastyki, pozwala nie krzyczeć z przerażenia egzystencją.

Muzyka kontra ciemność

Anne Teresa de Keersmaeker - belgijska choreografka, która w początkach swojej kariery pojawiła się w Polsce - zaprosiła widzów na dziedziniec Pałacu Papieży o 4.30 rano. To godzina samobójców i agonii, ale w tym wypadku podążamy w odwrotnym kierunku - ku światłu i nadziei.

Spektakl zaczyna się w całkowitej ciemności nocy, a kończy w dzień. "Cesena" nawiązuje do XIV-wiecznej tragedii, gdy z rozkazu przyszłego "antypapieża" Klemensa VII zamordowano we włoskiej Cesenie około pięciu tysięcy cywili. Ale historia tego okresu ma znacznie mniejsze znaczenie dla spektaklu niż XIV-wieczna muzyka wykonywana na żywo przez antwerpski zespół Graindelavoix kierowany przez Bjorna Schmelzera, muzyka, która towarzyszyła zresztą papieżom urzędującym w Awinionie. Śpiewacy zostali zmieszani z tancerzami. W wyniku tej fuzji powstał jeden 19-osobowy zaskakujący organizm zdolny do operowania dwoma skomplikowanymi instrumentami - śpiewem i tańcem. I znowu mamy do czynienia z przeżyciem kosmicznym. Rytualny staje się niemal każdy gest wykonywany w obecności dwóch tysięcy widzów zgromadzonych o świcie pod gołym niebem. Jak gdyby ludzkość wydobywała się z nocy dziejów.

Na wielkiej pustej scenie z wysypanym z piasku kręgiem pojawia się najpierw nagi mężczyzna, wygląda jak aborygen wysmarowany błotem, o ile można definitywnie coś stwierdzić w całkowitej ciemności. Wydaje z siebie pierwsze dźwięki, pierwszy krzyk ludzkości. Od tego prologu szybko przechodzimy do skomplikowanych muzycznie średniowiecznych pieśni. Spektakl wydzierany powoli nocy nabiera kolorów, ale traci też harmonię współistnienia ludzi na scenie. Pojawia się przemoc. Ale przemoc pomiędzy ludźmi pozostaje na marginesie przemocy symbolicznej, jaką tworzy potężna fasada pałacu. Dopiero światło dnia ją unieważni. Wychodzimy z mroku - jako widzowie i jako ludzkość - głównie dzięki muzyce.

Widać wyraźnie, że taniec ma w teatrze coraz więcej do powiedzenia. Przypomina o cielesności tej sztuki. Bez niej w teatrze pozostają słowa, które siłą rzeczy same martwieją w ustach aktorów. Teatr francuski zaniedbał ciało, stając się w większości wypadków teatrem martwej litery. My w Polsce zaniedbujemy taniec, nie bacząc na fakt, że to właśnie z tańca rodzi się w Europie nowy rodzaj aktorstwa, cieleśnie uprawniony do mówienia. Zaległości w tej dziedzinie wyłącznie rosną. Czy znajdzie się ktoś, kto nam to całe bogactwo pokaże?

65. Festival d'Avignon, 6-26 lipca 2011

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji