Artykuły

Mierz siłe na zamiary?

BARDZO mi przykro, ale po cierpliwym, choć - powiem od razu - uciążliwym obejrzeniu trwającej dwa długie wieczory Braunowskiej realizacji "Dziadów" utwierdziłem się w heretyckim zapewne przekonaniu, że ambicja, by w jednej inscenizacji przekazać widowni wszystkie teksty (bo nie jeden zwarty tekst przecież), które Mickiewicz określił jako poszczególne części utworu opatrzonego wspólnym tytułem odpowiednio je numerując, otóż że ambicja taka wcale nie musi budzić podziwu i entuzjazmu. Nie to jest bowiem najważniejsze, ile z "Dziadów" zainscenizujemy, tylko jak to zrobimy. Znacznie większą oddaje się poecie przysługę, gdy sugestywnym kształtem scenicznym trafnie wybranych fragmentów "Dziadów" zdoła się widza szczerze poruszyć, niż gdy traktując rzecz jak gdyby filologicznie zamieni się wieczory teatralne na ciąg szkolnej piły lekturowej.

Iluż to już ludzi zwierzało się w swych wspomnieniach, jak to np. "Pana Tadeusza" nie rozumieli i nie lubili, gdy był przedmiotem obowiązkowej obróbki w szkole, i jakiego doznawali olśnienia, gdy później sami, z tej czy innej pobudki sięgając doń bez przymusu, odkrywali uroki tego poematu! Taką okazją do rzeczywistego odkrycia "Dziadów" powinien być spektakl teatralny, wydobywając środkami zwłaszcza aktorskimi niezwykłe wartości tego arcydramatu, ukazując widzowi, z czym może mieć do czynienia, gdy zostanie w ten sposób uwolniony od szkolnych obciążeń i uprzedzeń. Wrocławska realizacja "Dziadów" okazją taką nie jest. M.in. wskutek swej "nadmierności objętościowej".

Ale to tylko zastrzeżenie pierwsze, elementarne; kto się z nim nie zgadza, może powiedzieć nawet, że nieistotne. Przyjmijmy więc za dobrą monetę tę niby filologiczną zasadę pietyzmu dla tekstów Mickiewicza, którą inscenizator deklaruje w programie. Rzeczywiste przestrzeganie tej zasady wymagałoby przede wszystkim należytej interpretacji aktorskiej, co się oczywiście wiąże z trafną obsadą poszczególnych ról. Cóż tu jednak mówić o trafności obsady, jeśli np. rolę księdza Piotra reżyser powierza Pawłowi Jowiszowi, aktorowi charakterystycznemu, predestynowanemu do choćby nie wiem czego, ale na pewno nie do tak przejmujących scen "Dziadów", jak widzenie księdza Piotra. Ten wybór obsadowy zakrawa na intencje parodystyczne.

Bogusław Kierc jest dobrym interpretatorem IV części "Dziadów" w roli Gustawa. Ale gdy Zbigniew Górski jako Konrad ma nawet pewne momenty prawdziwych wzlotów w Wielkiej Improwizacji, to jak tylko odezwie się przy nim Anioł lub Diabeł, nie mówiąc o księdzu Piotrze, o którym tu już wspomniałem, wszystko zostaje ściągnięte w dół, na znacznie niższą kondygnację.

A skoro już jesteśmy przy Gustawie i Konradzie... Wiadomo, że należałoby napisać: przy Gustawie-Konradzie. Jeden z najistotniejszych przecież motywów III części "Dziadów" to przemiana Gustawa w Konrada, przemiana głównego bohatera, człowieka jednego i tego samego, który tylko dla podkreślenia swej metamorfozy zmienia własne imię. "Nowatorstwo" zaś wrocławskiej inscenizacji polega m.in. na tym, że inny aktor jest Gustawem, a inny Konradem. Czy to także ma być wyrazem wierności Mickiewiczowi? To wszak zupełnie zaciera sens i wymowę postaci, przekreśla intencje autora.

Z tym pietyzmem dla myśli poety w ogóle nie bardzo jest we wrocławskich "Dziadach" dobrze. Przyznaję, że zaciekawiło mnie rozwiązanie II części, którą w programie opatrzono tytułem "Obrzęd", a na którą widzowie muszą odbyć dłuższy spacer z teatru do zabytkowego kościoła należącego dziś do Muzeum Architektury. Otóż w rozwiązaniu tym wywoływane przez uczestników obrzędu duchy zmarłych ani się nie zjawiają "naprawdę", ani nawet - jak to było w niektórych inscenizacjach dotychczasowych - nie odzywają się przynajmniej własnymi, zaświatowymi głosami, tylko kwestie ich zostają wypowiedziane przez ludzi odprawiających ceremoniał, a więc są jak gdyby tekstami liturgicznymi lub też można powiedzieć, że te duchy zmarłych są "odgrywane" - jak w jasełkach - przez uczestników obrzędu.

Ciekawe - powtarzam - to jest. Ale - znowu - czy zgodne z intencjami autora, który, przecież w didaskaliach każe przemawiać duchom, a nie tylko tym, którzy je przyzywają? W tym kontekście nie warto się już szerzej rozwodzić nad tym, że chyba tylko jakiś snobizm spowodował zamówienie owych kukieł do II części "Dziadów" akurat u Petera Schumanna, jak gdyby ten właśnie twórca teatralny mógł się najlepiej wczuć w poezję Mickiewicza.

Bądźmy sprawiedliwi. Są w tej realizacji sceny i momenty interesujące, zdarzają się epizody dobrze zagrane, ale nie równoważą one wad, i braków i w rezultacie całość nie urzeczywistnia nawet kwestionowanych tu zamierzeń inscenizatora; Może zresztą mamy tu do czynienia ze zbyt dosłownym potraktowaniem Mickiewiczowskiego hasła "Mierz siłę na zamiary, nie zamiar podług sił"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji