Artykuły

Marcin Kwaśny: Nauka mnie nie pociągała

- Chciałem być malarzem, chciałem być też literatem... Poetą przeklętym jak Artur Rimbaud czy Andrzej Bursa. Napisałem jakieś 4 tys. wierszy, dostałem nawet wyróżnienie od Ernesta Brylla. Jak zbiorę się kiedyś na odwagę, to może je opublikuję - mówi MARCIN KWAŚNY, dyrektor Teatru Praskiego w Warszawie.

Marcin Kwaśny (32 l.), znany z filmu "Rezerwat" i serialu "Szpilki na Giewoncie", dość szybko postawił na samodzielność. Zamiast zakuwać w szkole, parał się różnymi zajęciami. Wszystko po to, aby zwiedzić Europę.

Chciałem być malarzem, chciałem być też literatem... Poetą przeklętym jak Artur Rimbaud czy Andrzej Bursa. Napisałem jakieś 4 tys. wierszy, dostałem nawet wyróżnienie od Ernesta Brylla. Jak zbiorę się kiedyś na odwagę, to może je opublikuję.

Jeździłem na konkursy recytatorskie. Zauważyłem, że sprawia mi to frajdę. Pierwszy raz pomyślałem, że mógłbym być aktorem... Zagrałem w sztuce "Rozdroże miłości", gdzie wcieliłem się w postać księdza. Na trzynaste przedstawienie przyszli klerycy, bo chcieli nagrać spektakl. Zapalono więc mocniejsze światło i spadłem ze sceny. Nie zauważyłem, gdzie się kończy... Spadłem wprost w objęcia korpulentnej pani. "Ojej, jeszcze nigdy żaden aktor na mnie nie spadł" - tak rzekła, łapiąc mnie owa pani. "Aktor? Nigdy tak jeszcze do mnie nikt nie powiedział" - pomyślałem. A potem to słowo zaczęło do mnie wracać niczym bumerang.

Miałem otwartych rodziców, nie zmuszali mnie do odrabiania lekcji, co oczywiście nie znaczy, że mną się nie interesowali. Ale z ocenami z roku na rok "zjeżdżałem" w dół. Na maturze miałem średnią jakieś 3,3. Zamiast wkuwać fizykę, pracowałem.

Razem z tarnowskimi aktorami z Teatru Młodego Widza graliśmy w remizach, dla kółek gospodyń wiejskich. W ogóle szybko się usamodzielniłem, bo byłem przedsiębiorczy. Zarabiałem, nalewając benzynę na stacji, myjąc szyby. Fundowałem sobie za to wakacje, przez 5 lat autostopem zwiedziłem większość Europy.

Pracowałem też w radiu, nagrywałem reklamy. Byłem konkurencyjny dla tarnowskich aktorów, bo brałem połowę stawki. W Tarnowie były dwie stacje radiowe, katolicka "Dobra nowina" i niekatolickie "Radio Max". Jego właścicielką była pani Krystyna Latała, obecna wiceprezydent Tarnowa. Pamiętam, miałem przeczytać ogłoszenie, które kończyło się słowami: "Zabierz głos, nim padną decyzje". A ja z rozpędu przeczytałem: "Zabierz głos, nim padną diecezje". Nagle drzwi się otworzyły, weszła pani Krystyna. Podpierała się laską. Myślałem, że mnie tą laską zaraz zdzieli, a ona powiedziała: "Marcin, pogrążyliśmy konkurencję. Od dzisiaj czytasz więcej reklam!". Rzeczywiście czytałem, a nauczycielki pytały: "Czy to twój głos wczoraj słyszałam?".

***

Marcin Kwaśny: Tarocistka wywróżyła mi

karierę po trzydziestce

Był 1991 rok. Podczas zabawy sylwestrowej Marcina Kwaśnego (32 l.) dopadła tarocistka. Upierała się, że musi mu powróżyć. Co powiedziała? - Wywróżyła mi karierę - opowiada nam aktor występujący w filmie "Rezerwat", znany też z roli Rafała Kocuja w serialu "Szpilki na Giewoncie".

Szkołę teatralną wspominam źle, ale tylko i wyłącznie przez Cezarego Morawskiego (57 l.). Mocno dał mi się we znaki. Zamiast pokazać mi teatr jako miejsce, w którym realizuje się pasje, chciał te pasje we mnie zabić. Nie wiem, czy jest dobrym pedagogiem. Gdyby był, to cały nasz rok nie zbuntowałby się przeciwko niemu na tydzień przed dyplomem. Dokończył go Jan Englert (68 l.), którego akurat wspominam dobrze.

Pewnego dnia z kolegą poszliśmy do Teatru Narodowego, gdzie Adam Hanuszkiewicz (87 l.) miał próbę generalną. Zgodził się, gdy zapytaliśmy, czy możemy przyjrzeć się jego pracy. Niestety, dotarło to do Morawskiego, opiekuna roku. Wezwał mnie i dostałem reprymendę. Za co? Za to, że przeszkodziłem panu Hanuszkiewiczowi w pracy, choć nie odniosłem wrażenia, bym zrobił mu tym jakąś przykrość.

Na pierwszym roku studiów dorabiałem w knajpach, przebrany za Jamesa Bonda z dziewczynami u boku, które lały wódkę z bazuki, reklamowałem Smirnoffa. Miałem umowę, że nie można robić mi zdjęć, bo nie wolno było pracować studentowi pierwszego roku Akademii Teatralnej. Ale któregoś dnia moje zdjęcie ukazało się w "City Magazine" i ktoś życzliwy zawiesił je na uczelnianej tablicy ogłoszeń. "Marcin, co ty robisz?! Wisisz na tablicy!" - tym razem naprawdę życzliwa koleżanka ostrzegła mnie. Pobiegłem na piętro, przy tablicy stała już Aleksandra Górska (72 l.), dziekan. Ale zobaczyłem, że do mnie jako Jamesa Bonda jeszcze nie dotarła. "Pani dziekan, jest telefon do pani" - skłamałem. Kiedy odeszła, podarłem zdjęcie.

Byłem bliski załamania, ale grałem, nawet z gorączką

Uważam, że szczęściu zawodowemu trzeba pomóc. Dałem pomysł filmowi "Rezerwat", zostałem współautorem scenariusza. Film przyniósł mi popularność. Poza tym za 5 tysięcy złotych nagrody, którą dostałem kiedyś w konkursie Verba Sacra, wyprodukowałem spektakl. Na początku przychodziło na niego 4-5 osób, głównie moich przyjaciół. Byłem bliski załamania, ale grałem, nawet z gorączką. Aż któregoś dnia przyszedł krytyk ze znanej gazety i napisał pochlebną recenzję. Po niej pojawili się widzowie i reżyserzy, Krzysztof Zanussi (72 l.), Marek Koterski (69 l.)... I zaczęło się dziać.

Obecnie gram w "Szpilkach na Giewoncie" i w kolejnym serialu - "Wiadomości z drugiej ręki", który będzie w telewizyjnej Dwójce jesienią. Na wiosnę wejdzie do kin "Historia Roja". Na nowej scenie Teatru na Bielanach reżyseruję "Hioba", inauguracja 9 września.

Czy to prawda, że wywróżono mi karierę? Prawda. Był rok 1991, miałem wtedy 22 lata. Dorwała mnie tarocistka, która uparła się, że musi mi powróżyć. Powiedziała, że po "30" zacznę robić karierę. I super, bo nie ma nic gorszego w tym zawodzie, jak nie być dostrzeżonym, nie grać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji