Artykuły

Miłość na Krymie

"Nie jestem badaczem takiej czy innej dziedziny. I wcale nie jest tak, że ja się jakoś szczególnie interesuję Rosją czy czymkolwiek innym. Oczywiście muszę do sztuki wybrać ja­kiś nośny materiał. W danym momencie muszę poczuć, że jest to materiał dramatyczny, który mi się nada do mojego celu. Z tego powodu wybrałem Rosję. Ja mam napisać sztu­kę, a nie obwieszczać jakieś prawdy. Jeśli jakieś przesłania się pojawiają, to w trakcie pisania i w rezultacie pisania" mówił przewrotnie Sławomir Mrożek w rozmowie z Elżbietą Sawicką jeszcze we wrześniu 1993roku, na kilka miesięcy przed prapremierą "Miłości na Krymie", która odbyła się w Starym Teatrze w Krakowie w reżyserii Macieja Wojtyszki.

Inscenizacji tej, jak i kolejnym towarzyszyła pewna wrzawa, bo oto chyba po raz pierwszy w historii teatru polskiego au­tor postawił bardzo ścisłe wymagania wobec inscenizatorów m.in. zabronił skracać tekst, wprowadzać inwersje, zmieniać założenia scenograficzne, a nawet wiek bohaterów. Doma­gał się też opublikowania swoich warunków w programie, i nawet wymyślił przykładowe tytuły takich anonsów: "Autor zwa­riował" albo "Ostatni Mohikanin". Wszystkie te zabiegi służy­ły, jak się zdaje, zachowaniu misternej struktury dramatu i utrzymaniu niejednoznacznej wymowy sztuki.

Akcja rozgrywa się w kolejnych aktach w latach: 1910, 1928,1990. W tym czasie autor jednym bohaterom kazał się starzeć, innym - nie. Klucz jest jasny - nie starzeją się ci, którzy kochają. Główną postacią, mającą ciągle ok. 50 lat jest Iwan Zachedryński, niegdyś poeta, przenikliwy umysł, po rewolucji komisarz ds. kultury, wreszcie w finale inteligent zagubiony w świecie "radzieckiego kapitalizmu". Zachedryński kocha się w młodej nauczycielce, późniejszej aktywistce - Tatianie Borodinie, ta z kolei kocha się w porucz­niku Siejkinie, on - w aktoreczce Lily. Nie trzeba dodawać, że wszyscy kochają się nieszczęśliwie. Ale kochają. Jest w tej sztuce wiele trafnych obserwacji dotyczących natury Rosjan: "Tu trzeba rozumieć nie przez rozum, lecz przez du­szę" - powie Zachedryński. To sztuka o wielkim narodzie, który gdzieś, w burzy historii i wielkiej przestrzeni zatracił się, pozbył tożsamości.

Sławomir Mrożek, jak zwykłe w sztukach, błyskotliwie prowadzi dialog, żartuje z literackich odniesień do "Trzech sióstr", "Wiśniowego sadu" i "Wujaszka Wani", a na scenie pojawi się osobiście nawet Lenin.

Spektakl, który jest przeniesieniem inscenizacji Erwina Axera z warszawskiego Teatru Współczesnego ma doborową ob­sadę, ale wśród dobrych ról zdecydowanie wyróżnia się kreacja Zbigniewa Zapasiewicza jako Zachedryńskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji