Świadomość wyboru
"Ifigenię w Taurydzie" pisał Goethe w latach rozterki, w okresie kompromisów i straconych złudzeń, kiedy to przebywając na dworze księcia Weimaru podejmuje zgodnie ze swoją dewizą "żyć i działać" próbę stworzenia harmonii społecznej, usiłując ów zakątek Turyngii przekształcić w wyspę oświeconej utopii. Dokumentem poetyckim tych lat zawodów i goryczy jest tragedia Torquato T a s s o, dramat wielkiego poety renesansu, który ufając w szlachetność ludzką, w siłę talentu i miłości ponosi klęskę, ulegając twardym prawom rzeczywistości. Ta pełna głębokiego pesymizmu historia Tasso nosi w sobie wiele cech ówczesnej sytuacji życiowej poety. I właśnie w tym okresie czasu, chcąc zapewne odejść chociaż na moment od konfliktów epoki a jednocześnie pragnąc odbudować w sobie wiarę w wartość historycznych ideałów, pisze prometejski dramat "Ifigenia w Taurydzie".
Poetę niemieckiego niewątpliwie inspirował Eurypides, jednakże nietrudno dostrzec, że dzieło Goethego różni się w sposób zasadniczy od tragedii greckiego dramaturga. Zarówno w koncepcji losów Ifigenii i Orestesa, jak i w sposobie narracji, choć przecież twórca "Ifigenii w Taurydzie" z równą surowością przestrzega zasad klasycznej harmonii trzech jedności. Eurypides, mimo że ograniczony twardymi rygorami antycznego dramatu, jest nieporównanie gwałtowniejszy, bardziej wybuchowy, a jednocześnie lapidarny w swoich sformułowaniach niż Goethe, który nigdy nie podnosi głosu, do końca zachowując ład i umiar. Poeta jest tu bliższy tradycji Racina, z którego dramatów, jak twierdzą historycy literatury, wiele zapożyczył - niż tradycji helleńskiej. Ale pod tą nienaganną, zawsze elegancką, zintelektualizowaną formą, wrą uczucia i namiętności, płynie żywa krew, toczy się dramat bliski nam, współczesny.
Albowiem "Ifigenia w Taurydzie" jest pieśnią pochwalną sławiącą zwycięstwo idei humanistycznych, zwycięstwo miłości nad nienawiścią, ładu nad zamętem, życia nad śmiercią. U Eurypidesa bieg wydarzeń, kolejne etapy życia ludzkiego kształtuje wola bogów i przeznaczenie, a światem rządzą odwieczne i niezmienne prawa. Wychowany w tradycjach Oświecenia Goethe reprezentuje pogląd przeciwstawny. Opowiada się za jednostką świadomą, aktywną, samodzielnie wpływającą na koleje swojego losu. Los szczęśliwy czy niesprawiedliwy nie zależy bynajmniej od kaprysu potęg nadprzyrodzonych, lecz jest zawsze wynikiem konkretnych czynów ludzkich, sprawą moralnego wyboru. Droga do celu prowadzi przez przezwyciężenie samego siebie - swojej natury, swoich przyzwyczajeń, swojej wygody, swojego strachu. Aby ocalić życie Ifigenia ma oszukać króla, który jej zaufał, pozbawić go świętego posagu, zawieść jego nadzieje. Musi zatem dokonać wyboru: ratować życie i wolność czy też wyznając prawdę podjąć ryzyko śmierci w imię ocalenia ludzkiej godności, w imię przywrócenia wiary w człowieka. Oto próba prawdziwego i jakże współczesnego heroizmu.
"Ifigenia w Taurydzie" odniosła przed kilku laty wielki sukces na scenie Teatru Współczesnego. I słusznie się stało, że telewizja sięgnęła po to wartościowe przedstawienie. Zobaczyliśmy je w tej samej obsadzie aktorskiej i tej samej reżyserii co na ulicy Mokotowskiej. Spektakl stał się przede wszystkim zwycięstwem poetyckiego słowa, które zabrzmiało tu szczególnie wyraziście, wspaniale wypowiedziane przez znakomitych wykonawców: Zofię Mrozowską, Tadeusza Łomnickiego, Henryka Borowskiego, Józefa Kondrata i Zbigniewa Zapasiewicza. Wydaje się również, że za pomocą środków telewizyjnych lepiej i pełniej przekazano owe "bogactwo życia wewnętrznego", o którym wspomina Goethe. Niemniej raz jeszcze przekonaliśmy się, że klasyce, reprezentowanej nawet przez tak kameralne dzieło, jakim jest "Ifigenia w Taurydzie" Goethego, nie służy intymność i ograniczoność przestrzeni telewizyjnego studia. Zarówno inscenizacji Erwina Axera jak i poprzedzającym ją spektaklom - zabrakło trójwymiarowej pustej sceny, dalekich planów, zabrakło powietrza i oddechu, pozwalającego czysto i silnie zabrzmieć szlachetnemu patosowi. Jednakże wydaje się, że reżyser tv nie zadał sobie nazbyt wiele trudu w stworzeniu w ramach możliwości studia telewizyjnego przynajmniej sugestii owej monumentalnej, szerokiej perspektywy, w wyeksponowaniu nie tylko słowa, ale również gestu i sylwetki aktora, a także układów sytuacyjnych, co przecież w tego rodzaju spektaklach posiada pierwszorzędne znaczenie. Poniedziałkowe przedstawienie trwało także zbyt długo jak na obyczaje telewizyjne.