Artykuły

Uwagi o pamięci

Kiedy czytam opowiadania Erwina Axera, rozumiem, że teatr bywa sprawą poważną i to ludzie, przede wszystkim aktorzy, są w teatrze najważniejsi. To ich trzeba opisać i zapamiętać. Ale trzeba, jak Axer, mówić bez słów-zasłon, bez zaklęć, wydobywając to, co widoczne dla wszystkich, gdy patrzy się cierpliwie. Korzystając z daru doświadczenia i pisarskiej wrażliwości, sprowadzić podziw do zapisu drobnych przewag: umiejętności, pracy, odrobiny szczęścia. Uczynić łatwiejszą do rozpoznania tajemnicę talentu. I uchwycić, jak najprościej, moment przemiany.

Im większy aktor, tym trudniejsze zadanie, tym więcej elementów wymagających uwagi. A zacząć trzeba od opisu aktora, od jego cielesności. Tylko wówczas docenić można role budowane wbrew sobie, przeciw ciału. Dostrzec, jak wśród ograniczeń, wad i niedostatków powstaje niezwykła całość. W teatrze, zapewne lepiej niż gdzie indziej, widać splątanie wysokiego z niskim. Dla Axera teatr rzadko bywa domeną intuicji. Wymaga raczej cierpliwości, znajomości ludzkich charakterów, siły perswazji i odrobiny pewności, koniecznej, by odnieść sukces. "Teatrowi - pisał Axer - pozostaje odwołanie do praw pamięci, instrumentu krótkowzrocznego, zawodnego i omylnego, niemniej jedynego instrumentu, który potrafi ułowić i odtworzyć cząstkę minionej kreacji. W pamięci świadka pozostały, zdawałoby się na zawsze, niepowtarzalna intonacja, gest, poza, spojrzenie, prostokąt sceny, oddech zaciemnionej widowni.

Wewnętrznym okiem, z zachwytem, ale nie bez grozy, ogląda rzeczy, których nie ma, które minęły dawno czy przed chwilą, to obojętne, i które jednak są". Zgodnie z tym wskazaniem pisze Axer o Łomnickim, Fijewskim, Michnikowskim i wcześniej, bo nie umiem oddzielić od siebie kolejnych tomów Ćwiczeń pamięci, o Eichlerównie, Kreczmarze, Mikołajskiej, Schillerze, Swinarskim, Szyfmanie. Wspomina wielu innych. Można z tego złożyć słownik polskiego teatru, a przynajmniej spory jego zeszyt.

W książkach Axera ciekawią mnie fragmenty przywracające ludziom ich właściwy wymiar. Axer nie umniejsza ich wielkości, jedynie pisze bez ozdobników, przez siebie, bo są częścią jego życia. Patrzy z ciekawością widza i reżysera jednocześnie. Jest w środku, na scenie i z boku, kiedy trzeba, spogląda z oddalenia. Ocenia zdecydowanie, z przekonaniem, że ma rację, z pewnością, że każdy jego sąd da się obronić w toku możliwej dyskusji. I pewnie tylko tak warto pisać, bo szkic o teatrze musi sprawdzić się także w ramach literatury.

Rzadko czytam teksty o przedstawieniach dla nich samych, ich rytmu, sensów wykraczających poza granice spektaklu, dla ich autorów, których chcę lepiej zrozumieć. Tak dzieje się w wypadku recenzji Jana Kotta, szkiców Konstantego Puzyny, aktorskich portretów Adolfa Rudnickiego, uwag Jana Kosińskiego, i przede wszystkim opowiadań Erwina Axera.

Teatr jest w nich częścią większej opowieści, ustawiony obok innych zdarzeń. W tej perspektywie najczęściej zyskuje. Staje się miejscem ważnym, ale nie jedynym. Na jego tle poruszają się bohaterowie Axera. Sposób ich ukazania wydaje się szczególny. Zjawiają się za sprawą zapamiętanej anegdoty, strzępu rozmowy, jak w gawędzie, ale mimo lekkiego tonu, jest w tym przedstawieniu powaga i szacunek. Każdy z nich gra przez chwilę główną rolę i wydaje się niezbędny, żeby opowieść Axera zyskała dodatkową barwę.

Te proste historie można by pewnie rozwijać, zmieniać w uczone rozprawy, wielowątkowe powieści, ale ich siła tkwi w skrócie, w nagłym zwrocie, zmianie nastroju i puencie, przydającej często zaskakujących znaczeń. Czytając Axera, mam wrażenie jakby reżyserował przedstawienie w umysłach czytelników. Pierwsze zdanie jest jak podniesienie kurtyny, wydobycie z ciemności nieznanego widoku. Potem wchodzą aktorzy, grają jedną, dwie sceny. Tyle ile trzeba, nigdy za dużo. A później ich głosy cichną i zostajemy w przyjaznym, choć cudzym świecie.

W książkach Axera on sam jest najważniejszy, o sobie opowiada najpełniej. W Ćwiczeniach pamięci składa z fragmentów swoją autobiografię. Nigdy nie będzie pełna, jest serią przybliżeń, żywych obrazów, bez chronologii z częstymi nawrotami do czasów odległych, do ludzi już kiedyś wspomnianych.

Najbardziej lubię opowieści z dzieciństwa i młodości, rozpisane między Baden, Lwów i Warszawę. Z czterech tomów Ćwiczeń pamięci wydoby-

wam najczęściej strony bez wyraźnej anegdoty, z opisami miejsc i nie umiem się od nich uwolnić. Powinny się znaleźć w antologii polskiego eseju, obok tekstów Stempowskiego, którego Axer często wspomina. Powrót do Badenu to szkic z podwójnym wizerunkiem miasta, tego z pamięci i snu, i jego dzisiejszego odbicia. Obraz przeniknięty zapachem siarki i torów kolejowych, zarysowany z dokładnością malarza realisty. "W roku 1955 - pisze Axer - znowu stałem przed bramą przy Pergerstrasse 11 a. Dom zachował dawny, brudnoliliowy kolor. Na chodniku bawiły się dzieci. Od Josefsplatz niósł się delikatny, znajomy zapach siarki. Zamknąłem oczy, głowę przechyliłem do tyłu i wsunąłem się do sieni, próbując odnaleźć wspomnienie chłodu i cienia na zaciśniętych powiekach [...]. Tego dnia chodziłem bardzo dużo po Badenie. Wszystko na jawie było jak we śnie i wiedziałem dokładnie, co będzie za najbliższym zakrętem. Nie było tylko znajomych ludzi [...]. Żywi się do mnie nie odzywali i wszędzie było słychać głosy umarłych". Axer potrafi odtworzyć ich brzmienie, każdemu z portretowanych przydać odmienną intonację. Dotyczy to przede wszystkim przyjaciół. Mam wrażenie, że te wspomnienia notowane są ze szczególną odpowiedzialnością. Często bywają jeszcze jednym sporem, monologiem, na który dziś już nikt nie odpowie. Ale może dlatego Axer pisze je nie rozjaśniając miejsc ciemnych, nie zasypując różnic. Takie są szkice o Kotcie i Hertzu, każdy z nich utrzymany w innym rejestrze. Trudno zapomnieć opis mieszkania Pawła Hertza na Nowym Świecie z chomiczym korytarzem zastawionym książkami, "z rzędami kompendiów, słowników, wzdłuż ścian starannie dobranymi meblami, konserwowanymi miłośnie, biurkiem i sekretarzykiem z wybranymi zdjęciami, nowoczesnymi aparatami do słuchania muzyki, miejscem do pracy i fotelem godnym Tomasza Manna albo Anatola France'a. Mieszkanie było dziełem długiej i cierpliwej, jak każda sztuka, pracy. Kryło w sobie tajemnicę przemiany". W najnowszym tomie są też teksty o odmiennym charakterze, choćby drobiazgowy opis wagonu kolejowego z zamarzniętymi ciałami radzieckich żołnierzy, wypadającymi jak bryły lodu. Zaraz za nim kolejna opowieść i inny obraz, równie silnie, choć mniej dramatycznie narzucający się wyobraźni. Lato 1945 roku w Halberstadt i alianckie bombowce przecinające niebo, witane radośnie. Przerwa w życiu, jak pisze Axer, rodzaj niespodziewanych wakacji. "Potem nagle zrobiło się cicho. I jasno. Samoloty znikły. Chmury przeciwradarowych confetti stały w słońcu. Wyciągaliśmy ręce, ale płatki cynfolii zsuwały się skośnymi, nieobliczalnymi zygzakami. Kilka sreberek przylgnęło do dachu. Ostrożnie, trzymając je pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym, oglądaliśmy wąskie pasemka. W nocy nadlatywały nowe eskadry. Barak drżał. Dzwoniła łyżeczka w blaszanym kubku u wezgłowia pryczy. Nie troszcząc się o jutro, zasypiałem pod opieką huczących maszyn". Jest też przejmujący zapis powojennego spotkania z matką w Łodzi, bo wojna otwiera i zamyka książkę

Axera. Matka, "widzę ją pod słońce, które już się zniża, widzę dokładnie, ona też mnie widzi i nagle odrywa się od ziemi, od tej posadzki kamiennej i skacze wzwyż, do góry, odbiła się obiema nogami jak dziewczynka dwunastoletnia, widzę ją w połowie na tle nieba, w połowie na tle podwórza, na tle kamienicy, skarpety do kolan jak dziewczynka, ręce rozkrzyżowane, wyciągnięte w górę, na twarzy grymas śmiechu i płaczu równocześnie i łzy puściły się strumieniem. Tak ją zapamiętałem".

Długo mógłbym wyliczać podobne opisy i cytować z zachwytem, jak strony bliskich mi powieści. Bo czasami gubię się w tych historiach prawdziwych i czytam je jak łotrzykowską opowieść, kiedy indziej podziwiam dialog rozpisany na role, jak w najlepszej sztuce. Ich siłą jest różnorodność, wielość głosów i tonacji, przechodzących od buffo do serio ze swobodą linoskoczka. Ale rdzeń tych tekstów jest zawsze poważny. Trzeba tylko do niego dotrzeć. W szkicu o spotkaniach z Maksem Frischem splata się literatura, teatr, polityka, polskie i obce obyczaje, są także drobiazgi, których smak Axer tak ceni. "Drobiazgi nas tylko dotyczą i mają dzięki temu smak słodki, nawet jeśli są w istocie gorzkie. Pamięć odbiera gorycz przygodom młodości, osładza je". Jest w tym szkicu wszystko, co najważniejsze w książkach Axera: opis postaci, zapis rozmowy, świadectwo lektury, relacja z przedstawienia, nawet fragment przekładu. I jeszcze widok na Lago Maggiore i zdanie komentarza, już po śmierci Frischa: - Wszystko się skończyło i wszystko dalej trwało. Jak u Axera, jak w jego ćwiczeniach pamięci.

Erwin Axer, "Czwarte ćwiczenia pamięci". Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2003, s. 220.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji