Artykuły

Opera. Cztery płyty Aleksandry Kurzak

Aleksandra Kurzak to pierwsza polska śpiewaczka z kontraktem wielkiej wytwórni. Inne królują wśród piratów

- Podpisałam kontrakt na cztery płyty - Aleksandra Kurzak zdradza szczegóły umowy z Deccą. - Ich repertuar ustalamy wspólnie, szefowie firmy niczego nie narzucają, zgłaszają natomiast propozycje, które mogę zaakceptować. Pierwszy album to fragmenty ról, w których już występowałam lub zadebiutuję niebawem. Następna płyta będzie poświęcona Rossiniemu i może Donizettiemu, myślimy też o albumie z ariami Mozarta.

- Decca poważnie zaangażowała się w promocję Aleksandry Kurzak - ocenia Piotr Rzeczycki z Universal Music Polska. - Spodziewam się, że w najbliższych latach będzie czołową artystką tej firmy.

W Aleksandrę Kurzak warto inwestować. Jesienią 2010 r., po "Łucji z Lammermooru" w Seattle, amerykański "Opera Magazine" porównał ją do Marii Callas i Joan Sutherland, niedawny, lipcowy debiut na festiwalu Arena di Verona zaowocował kolejnym zaproszeniem.

Kalendarz występów na najbliższy sezon to prawdziwa lista marzeń każdej śpiewaczki, bo Polka pojawi się m.in. na scenach wiedeńskiej Staatsoper, londyńskiej Covent Garden, nowojorskiej Metropolitan i mediolańskiej La Scali.

Jej atuty to nie tylko głos, temperament sceniczny i ogromna muzykalność, ale także wysokie wymagania, które stawia przede wszystkim sobie. We wrześniu zadebiutuje w Los Angeles w "Cosi fan tutte". Nim przyjęła tę propozycję, poprosiła o specjalną próbę.

- Partię Fiordiligi można śpiewać na wiele sposobów, musi istnieć porozumienie między mną a dyrygentem - wyjaśnia. - Chciałam, żeby James Conlon posłuchał, jak ją interpretuję, zanim zaczniemy razem pracować.

Fragmenty wielu występów w Londynie czy Nowym Jorku można oczywiście obejrzeć na portalu YouTube. Największą popularnością cieszy się "Matilde di Shabran" Rossiniego.

- To prawda, że Internet umożliwia dostęp do naszych nagrań - mówi. - Nadal jednak album ze stemplem dobrej firmy nobilituje, wzmacnia prestiż u publiczności i dyrektorów teatrów. Miałam propozycje nagrań już znacznie wcześniej, chciałam jednak poczekać na tę właściwą ofertę. Kiedy patrzę na listę artystów związanych w przeszłości z Deccą, jestem dumna, że znalazłam się w takim towarzystwie.

Ta sztuka nie udała się dotąd polskim śpiewaczkom. Choć możemy poszczycić się wieloma gwiazdami, z żadną wielki koncern nie podpisał dotąd ekskluzywnego kontraktu.

W latach 70. i 80. na scenach świata królowała Teresa Żylis-Gara, co potwierdzają liczne gale operowe w Nowym Jorku z jej udziałem utrwalane na płytach. Zapisów jej całych ról jest jednak niewiele, a solowe albumy nagrywała w Polsce.

Znacznie bogatszą dyskografię ma Ewa Podleś, wśród 30 tytułów kilka świadczy o sporadycznych kontaktach z wielkimi koncernami. Poza Tankredim i Orfeuszem jej pozostałe kreacje zostały zarejestrowane fragmentarycznie, a w USA, gdzie ma niezliczoną rzeszę fanów, związała się z małą wytwórnią Delos.

Na szczęście rozsiani po świecie wielbiciele Ewy Podleś dokumentują niemal każdy jej występ i powstała imponująca lista nieoficjalnych nagrań. - Nie mam nic przeciwko piractwu - powiedziała kiedyś. - Oczywiście nie ze wszystkich wykonań artyści są dumni i chcieliby, aby je kolportowano. Ale ponieważ osobiście wolę nagrania na żywo, nawet z pewnymi niedostatkami, od tych obrobionych studyjnie, myślę, że melomani mają z nich wiele radości.

Tytuł polskiej królowej piratów należy jednak do Stefanii Toczyskiej. Samych "Aid" z jej udziałem jest w Internecie kilkanaście, w tym kilka z przełomu lat 80. i 90. z nowojorskiej Metropolitan, z Placido Domingiem i z Luciano Pavarottim. Te nieoficjalne rejestracje pokazują bogactwo scenicznych wcieleń polskiej artystki. Obok popularnych dzieł Verdiego znajdziemy rzadko wystawiane tytuły Donizettiego, a także opery francuskie, rosyjskie czy czeską "Rusałkę" Dvořaka.

Decca na razie nie planuje wydania na CD całej opery z Aleksandrą Kurzak. - Są natomiast plany wydania na DVD "Matildy de Shabran" Rossiniego z Juanem Diego Florezem i ze mną - wyjawia. - Pojawiła się szansa nagrania przedstawienia na festiwalu w Pesaro.

***

RECENZJA

Dziesięć tytułów na płycie to same operowe hity zaśpiewane z tytułową radością (po włosku - gioia), lekkością i elegancją. Taką precyzją koloraturowych ozdobników jak w ariach z "Łucji z Lammermooru" czy "Purytanów" może się poszczycić niewiele śpiewaczek. W tych interpretacjach jest jednak znacznie więcej niż technicznie doskonałe tryle. Choć ozdabiają niemal każdą arię, słuchając całego albumu, nie odczuwamy znużenia. Polka potrafi różnicować styl i klimat, z operowego miszmaszu, w którym Mozart sąsiaduje z Johannem Straussem, stworzyła swój interesujący autoportret artystyczny. Szczególne uznanie należy się za dodaną arię jedenastą, ze "Strasznego dworu". Śpiewa ją błyskotliwie, a orkiestra z Walencji pod dyrekcją Omera Meir Willbera gra z temperamentem. I tak oto Moniuszko dorównał mistrzom włoskiego belcanta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji