Artykuły

Lubow Jarowaja - K. Treniewa w Teatrze Polskim

Jak wiemy, Treniew, pisząc sztukę, nie troszczył się o jej losy sceniczne. Ta troska tym bardziej obciąża reżysera, którego zresztą nie ma co żałować, bo sztuka otwiera przed nim olbrzymie możliwości twórcze.

T. Muskat miał pełne prawo podjąć to zadanie. Jest jednym z niewielu u nas inscenizatorów, którzy posiadają niezawodny instynkt sceniczny i umiejętność operowania masami. Trzeba przyznać, że rozwiązanie scenograficzne zaciążyło bardzo na realizacji sztuki. Z trudnościami takimi borykał się początkowo i Moskiewski Teatr Mały. I tam scenograf zaczął ciążyć ku koncepcji licznych zmian dekoracyjnych. Jednak reżyserowi udało się go przekonać "że odpowiadający rytmowi epoki nurt sztuki i jej dynamika zewnętrzna i wewnętrzna wymagają jednej zasadniczej dekoracji, która dałaby możność przeprowadzenia kalejdoskopijnej zmiany obrazów".

Inscenizacja poznańska poszła inną drogą, co w rezultacie okazało się mniej słuszne. Rozwiązanie scenograficzne T. Kantora nie jest w sztuce akcentem tak przekonywującym, aby warto było dla niego przerywać akcję przydługimi przerwami. Te dekoracje, choć mają nieraz interesujący wyraz plastyczny, (szkoła, dziedziniec sztabu), stanowią w sztuce jakby odrębną sprawę, nie związaną z patosem wydarzeń. Wiemy, jak wojna, lub rewolucja zmienia oblicza domów i miast. Wnętrze dawniej bogatej willi, które stało się siedzibą Komitetu Rewolucyjnego mogłoby mieć szczególną wymowę. Ale jej nie ma. Jest to zwykle sobie bezbarwne wnętrze. Tym większą niespodzianką jest ekspresjonistyczna góra w II akcie, nieoczekiwany i niepożądany akcent wizualny; góra - jak sfinks zadaje widzowi zagadkę i odwraca jego uwagę od dynamicznej sceny z więźniem. W akcie czwartym - wadliwie rozwiązanym przestrzennie, dekorator wtłacza na pierwszy plan olbrzymią akcję, której zasadniczą cechą jest wieloplanowość. Szereg scen zbiorowych ma tu być obrazem życia miasta w czasie okupacji białych. Sceny te jednak, wtłoczone pod ciężką i ciasną rotundą, włażącą na widza, robią raczej wrażenie jakiegoś targowiska, które ulokowałoby się np. u nas pod arkadami Gospody Ludowej na placu Wolności.

Niedociągnięcia te wynikają prawdopodobnie z niedostatecznych rozmiarów sceny i z konieczności użycia obrotówki. Jest godne podziwu, że nawet w tych warunkach, T. Muskat zdołał wielu scenom nadać silny wyraz plastyczny i odpowiednio (np. początek II aktu) ożywić statystów, zindywidualizować drugoplanowe i nieme postacie sceniczne 1 w kalejdoskopie niezliczonych epizodów wyraziście zaznaczyć role i znaczenie postaci pierwszoplanowych.

Technika filmowa wkracza silnie także w twórczość aktora. Aktor nie może się "rozegrać". Przez krótki dynamiczny moment skupia wszystkie siły, aby dać wymowną w swej zwięzłości scenę. Zalewa go potem fala wydarzeń scenicznych i znów musi "wpadać" w tok akcji. Jest to technika tym trudniejsza, że wewnętrzny nurt roli i jego ciągłość musi być uwydatniony i przeprowadzony z całą konsekwencją.

Postać tak konsekwentną, że "odlaną jakby z jednej bryły marmuru" (jak ktoś się z uznaniem wyraził) stworzyła J. Jabłonowska w roli tytułowej. Można tę rolę ująć rozmaicie. Protagonistka np. Teatru Małego silnie uwydatniała przemiany, jakim ulegał wrażliwy charakter kobiecy zanim nie zahartował się w ogniu rewolucji. W interpretacji Jabłonowskiej, Lubow od pierwszej chwili ukazuje się nam jako silna indywidualność. Podkreślając nieefektowność aparycji, akcentując szorstkie i twarde wypowiedzi, Lubow maskuje rozmyślnie emocjonalny nurt swojej psychiki, lecz w chwilach afektu zdobywa się na głębokie i szczere akcenty wzruszenia. Silny jej temperament dramatyczny przejawia się jednak najpełniej w momentach heroicznych i wierzymy jej, gdy w finale staje się jakby natchnionym symbolem, idei rewolucyjnej...

Druga rola kobieca, powierzona Manueli Kiernikównie, przedstawia typ biegunowo różny. W przeciwieństwie do splotu sił pozytywnych, które uosabia Lubow - Pawła Panowa to wcielona negacja. Tu cierpienie osobiste przybiera kształt nienawiści - nie kierowanej ani świadomością klasową, ani żadnymi politycznymi względami. Tej zimnej nienawiści ku wszystkiemu i wszystkich, dała Kiernikówna wyraz niezmiernie ciekawy. Zwłaszcza w pierwszej części sztuki. W sposób zimny, bezwzględny wygrywa jako morderczy atut - swoją urodę kobiece. Panując zawsze znakomicie nad sytuacją i partnerami, potrafi drapieżnym uśmieszkiem, stalowym blaskiem oczu wyrazić całą skalę doznań. Szkoda, że w drugiej części sztuki, ta ciekawa kreacja już podszyta jest sztucznie pozującym się wampem. Chciałabym też pokłócić się o wyszukane toalety, ale mi nie dadzą miejsca, zrobię to chyba prywatnie. Za wiele tam było "rajskiego ptaka". Nie o to chodziło.

W roli porucznika Jarowego J. Rudnicki za mało uwydatnił przemiany, które dokonały się w psychice dawnego mieńszewika. Pięknie, że nie akcentuje schematycznie cech "czarnego charakteru", lecz grając trochę na jednym tonie pewnego szlachetnego patosu, może sugerować błędne wnioski ideologiczne co do charakteru postaci. Za mało uwydatniony został moment załamania się zdrajcy szpiega rewolucyjnego i mordercy. Zresztą rola ta szczególnie polega na technice "wpadającej", co utrudnia aktorowi zadanie.

A. Żukowski jest bardzo dobry w roli komisarza Koszkina - to chyba dotąd najlepsza jego rola. Potrafił uwydatnić energię, hart i ofiarność bojownika - to już wiele, ale pokazać prostotę bojownika, nie wpaść ani razu w patos - to już prawdziwa sztuka.

A teraz - rozpacz! Patrzę na olbrzymią obsadę i wiem, że bardzo wielu należy się nie tylko pochlebna wzmianka, ale dłuższe omówienie. Trzeba wybierać - ale kogo? Tego przede wszystkim kogo upodobała sobie publiczność, - K. Wichniarza, któremu przy otwartej scenie bije ciągle brawo za świetną figurę marynarza nakreśloną z rozmachem i ogromną siłą komiczną. Tylko uwaga -- nie przerysować! Głęboki pokłon znakomitej parze aktorów. J. Sachnowskiej, za pełną dramatycznego wyrazu chłopską maskę i Kotarskiemu za konwojent Pikałowa, którego prawdę wewnętrzną oddał artysta w sposób naprawdę mistrzowski, najprostszymi, najskuteczniejszymi środkami.

Jak tu nie powiedzieć paru ciepłych słów o Jurku Pietraszkiewiczu, w roli romantycznego "ofiarnika", któremu autor w tak ojcowski sposób daje ideologiczną nauczkę. Niepodobna pominąć tej postaci, zagranej z taką szczerością i chłopięcym wdziękiem. Trzeba przyznać Detkowskiej, że stworzyła doskonały charakterystyczny typ, który jest bardziej kurzą, bardziej miałką, ale zabawną odmianą pani Dulskiej. A. Barczewska, która zagrała swoją Dunię z temperamentem i rozmachem, świadczącym o dużych możliwościach aktorskich? A biali? A doskonała sylwetka dyskretnie przewrotnego Jelisatowa, w interpretacji Salaburskiego. A profesor Gornostajew? Dwóch Gornostajewów - bo oglądaliśmy tej roli Kordowskiego i Possarta. Każdy z nich zasługuje co najmniej na dwadzieścia wierszy...

Niemożliwe. - Wrócę jeszcze do tych ról, nie daruję. Na razie przerywam. Grypa. Temperatura dochodzi do 39. To jeszcze jedna nieprzyjemna konsekwencja długich przerw między obrazami, spędzonych w pełnej przeciągów lodowni, którą teatr szumnie nazywa "Palarnią".

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji