Artykuły

"Poezjo, precz!"

"WYZWOLENIE" mądre, inteligentne, rozumujące "Wyzwolenie" kpiące, drwiące, zjadliwe - "Wyzwolenie" odpoetycznione (choć może nie do końca), sprozaizowane, oprowadzone do swoich prawdziwych wymiarów pokazał Adam Hanuszkiewicz w swoim blitz-przedstawieniu na scenie Teatru Powszechnego. Półtorej godziny spektaklu sztuki napisanej sześćdziesiąt parę lat temu - to półtorej godziny seansu absolutnie współczesnego, aktualnego pod każdym względem: myślowym, politycznym, formalnym, i jakim kto chce.

"Wyzwolenie" Wyspiańskiego wolno rozumieć na tysiąc różnych sposobów (zwłaszcza, że sztuka ma charakter swobodnej improwizacji autorskiej, jest właściwie szkicem, próbą, pokazem tworzenia sztuki) - jedno tylko musi pozostać nienaruszone: nie jest to bynajmniej narodowa msza, ale normalna żarliwa polska dyskusja o sprawach narodu. Nie docierało to jak dotąd do licznych inscenizatorów tej sztuki. Widziałem "Wyzwolenie" przed Hanuszkiewiczem dwukrotnie, raz w Krakowie, i potem w Teatrze Narodowym w Warszawie, i dwukrotnie oglądałem rezultaty niezdecydowania reżyserów: czy to żart, czy może na serio? Niby to satyra, ale z drugiej strony tyle się tu mówi o narodzie... Tym razem reżyser nie oglądał się na to, co się dzieje wokół i ponad teatrem, ale zajrzał do tekstu. I dzięki temu pierwsza część "Wyzwolenia", owa sztuka o "Polsce współczesnej" (tej sprzed sześćdziesięciu lat) rozgrywa się jako ostra satyryczna szopka. Następująca potem rozmowa z maskami została znakomicie rozegrana jako rozmowa Konrada z widownia rozmowa niesłychanie autentyczna prowadzona jakby bez scenariusza, na żywo - rozmowa, w jakiej nieraz zdarzało się nam uczestniczyć w życiu, ale nigdy w teatrze.

Najsłabsza jest w przedstawieniu trzecia cześć sztuki. Trochę tam narodowej mszy zostało, a w każdym razie narodowego chrztu (scena z aniołami nad kołyską zbyt jest patetyczna, żeby była wzruszająca, a już to ułańskie czako z kolorowej tektury złożone u wezgłowia niemowlęcia to niestety po prostu szmira). Reżyser, skracając słusznie tekst sztuki, zaoszczędził też Geniuszowi, pod którym rozumie się zwykle Mickiewicza, paru przykrych słów od Wyspiańskiego ("Harpio narodu! siły ssiesz i spalasz je w czczy dym... Precz!... Złudo wielkości... Kochanku ruin... Piewco dróg błędnych... ćmo krasa, pasożycie dusz, szarańczo złowróżbna..." itd. itd) - i nieco osłabił rozmydlił wyrazistą postać Konrada w końcowych partiach sztuki. Nie są to jednak wady, zdolne unicestwić śmiałość i siłę tego przedstawienia.

"Wyzwolenie" to sztuka odkrywcza. Ze wszystkich utworów literackich jakie znam (a powstało ich na ten sam temat niemało), ona pierwsza, i jak dotąd chyba najlepiej i najpełniej zamanifestował stare dążenie inteligentnych Polaków, by czuć się w Polsce jak u siebie w domu, a jednocześnie nie czuć się tu inaczej niż czują się u siebie nasi dalsi i bliżsi sąsiedzi. Wyspiański pierwszy zażądał, by i u nas było "tak jak wszędzie", wbrew mitom o posłannictwie, dziejowej misji i wszelkim "specyficznym odrębnościom" polskiej duszy. Wyspiański pierwszy rozpoznał tę "polską chorobę", wywołaną przez rozbiory, wiekową niewolę i romantyczną poezje - chorobę, która do dziś powoduje w naszym społeczeństwie rozmaite psychiczne grypy, chrypy i katary. Chorobę, której głównym objawem jest wielkość siły i myśli ("Jest tyle sił w narodzie, jest tyle mnogo ludzi...") - i słabość czynu.

Dzisiejszy Konrad to nie "piorun narodowej myśli" - ale żarliwy obywatel, który ma dość tej słabości, i od niej pragnie się wyzwolić.

Konrad walczący o przebudzenie myśli i uwolnienie jej z więzów mitologii narodowej ponosi w dramacie Wyspiańskiego klęskę. Zostaje sam na pustej scenie teatru, z myślą, której nikt nie podjął. Pociesza nas to jedno, że "Wyzwolenie", choć jest dziełem wspaniałym i niezwykłym doskonale teatralnym, prekursorskim wobec wielu późniejszych eksperymentów teatralnych, a dziś też i filmowych - nie jest dziełem nieśmiertelnym, że jego życie trwać będzie tylko tak długo, jak długo będą aktualne miotane w nim oskarżenia.

Bo "Wyzwolenie" nie może być grane jako sztuka z narodowej przeszłości, i odnosząca się do przeszłości. Jest tylko wtedy wspaniałe, gdy jest aktualne. I dlatego żywe jest przedstawienie Hanuszkiewicza w Teatrze Powszechnym na Pradze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji