Artykuły

Nie jestem prześmiewczym starym babusem

- Uśmiecham się, żartuję. To jest na zewnątrz. Maska. Taki przybrałam sposób bycia. Ale w środku mnie: wielki dramat. Nie jestem prześmiewczym, starym babusem - mówi warszawska aktorka, ZOFIA CZERWIŃSKA.

- "Niech Pan wyrzuci do kosza wszystkie pytania, które Pan przygotował. Na nic się Panu nie zdadzą. Bo pewnie chciałby Pan us We mnie jest wielka rozpacz, bo nadeszła starość... - powiedziała na wstępie rozmowy Zofia Czerwińska, aktorka. Wyrzuciłem więc pytania do kosza i zaczęliśmy wywiad.

Starość ma chyba jakieś plusy.

- Żadnych. Jak do Pana dojdzie, to Pan zobaczy.

"Był potrzebny skrócony akt urodzenia. Dostarczyłam. Skrócony o parę lat" - to jedna z Pani złotych myśli. Wstydzi się Pani swojego wieku?

- Nie chodzi o to, że ja się go wstydzę. Jestem nim przerażona. To jest wielka rozpacz i nikt mi nie przetłumaczy inaczej. Ja owszem: chodzę, pracuję, lubię niektórych ludzi, kocham zwierzęta, ale we mnie jest wielki smutek.

Ale że starość przyszła szybko i nagle?

- Nie chodzi o to, że szybko i nagle. Tu chodzi o to, że jest i że może być już tylko gorzej. Wszystko, o co Pan mnie spyta, to może być Pan absolutnie pewien, że odpowiem zupełnie inaczej, niż Pan myśli. Ponieważ Pan widzi w tym wszystkim, co ja mówię, pewien humor.

Bo Pani stwarza takie wrażenie: tryskającej optymizmem.

- To jest wszystko udawane. Bo we mnie jest rozpacz z powodu tej starości. Ja już mam 78 lat.

Rozpacz, bo...

- ...to jest nieodwracalne. I że może być już tylko gorzej. Perspektywy przede mną są straszne. Młodsza już nie będę. A starość może być już tylko większa.

Że choroba przyjdzie, że można być niedołężnym. Nie chodzi mi o atrybuty starości, tylko o to, że ona będzie postępowała.

Ale radzi Pani sobie z tą starością na co dzień.

- No tak. Taki mam charakter.

Bo jak się Panią widzi w telewizji: to taka roześmiana, tryska humorem na lewo i prawo.

- Udawane.

Robi Pani dobrą minę do złej gry?

- Uśmiecham się, żartuję. To jest na zewnątrz. Maska. Taki przybrałam sposób bycia. Ale w środku mnie: wielki dramat. Nie jestem prześmiewczym, starym babusem.

Ale niekiedy się Pani uśmiecha.

- Bo ktoś patrzy.

Taka gra?

- Bo ja jestem aktorką. Ten zawód we mnie siedzi. Tak jak tokarz ładnie obrabia różne elementy na tokarce, tak ja, jako aktorka - gram.

Ale tokarz nie jest tokarzem 24 godziny na dobę. Pani od aktorstwa nie robi sobie przerwy?

- Niech mi Pan uwierzy: każdy aktor, z którym będzie Pan rozmawiał, będzie udawał. Zawsze. Taka jest nasza natura.

Strasznie smutne to, co Pani mówi: ta rozpacz, starość. Myśli Pani też o śmierci?

- No właśnie nie myślę o jakimś tam umieraniu. Że zaraz koniec. Bo wie Pan, ja nigdy nie sądziłam, że mi się starość przytrafi. Wszystkim, tylko nie mnie. Zawsze myślałam, że starość to inni. Jak przyszłam do teatru i zobaczyłam tam aktorkę, która była wtedy o wiele młodsza niż ja teraz, to było dla mnie niewyobrażalne, że można mieć tyle lat.

A akurat ja miałam 26, a ona 62.

Ma Pani 78 lat - robi Pani jakieś podsumowania swojego życia?

- Nie. Po co? Życie jest i niestety płynie coraz szybciej.

A nie zadaje sobie Pani pytania: "Co mi w życiu wyszło?".

- Ale ja znam odpowiedź: Nic.

Eeee, jak to "nic"?

- No nic. Wszystko to jest "małe miki".

Ale te wszystkie świetne role...

- ...nie wiem, czy świetne.

Ja, jako widz, uważam, że świetne. I w "Czterdziestolatku", i w "Alternatywach 4".

- No to bardzo Panu dziękuję. Ja tego nie widzę i bardzo się dziwię, że to się komuś podoba.

Nie wraca Pani do swoich filmów, nie ogląda ich?

- Teraz jest powtarzany w telewizji "Czterdziestolatek" i wie Pan, że łapię się na tym, że leci o 15 i że zapominam oglądać.

Może Pani sobie przypominacz w komórce nastawić.

- No można, ja mam i komputer, telefon. Ja jestem babcia komputerowa. I samochód prowadzę, od 50 lat, cały czas za szybko.

Dużo ma Pani mandatów?

- Nigdy nie dostałam mandatu, ponieważ mam niezawodną metodę.

Jaką?

- Mam zdradzić?

No pewnie. Zostanie to między nami. No, może przeczyta to tylko kilkadziesiąt tysięcy czytelników.

- No dobrze. Więc to jest tak: Z policją trzeba się we wszystkim, co mówi, absolutnie zgadzać. Ona mówi, że Pan zrobił "to i to" i Pan się z tym zgadza. I mówi, że bardzo przeprasza. Bo Pan to zrobił pierwszy raz w życiu. I to się w życiu więcej nie powtórzy. I mówi Pan: "Bardzo proszę dać mi mandat, ponieważ szalenie nań zasłużyłem, a w dodatku zgrzeszyłem". I trzeba koniecznie zaznaczyć: "To będzie pierwszy mandat w moim życiu". A oni mają teraz komputery i sprawdzają. I rzeczywiście, "pierwszy" im wychodzi. Zofia Czerwińska mówi prawdę. I wtedy zawsze dostaję pouczenie, i dziękuję, i przepraszam, i obiecuję, że już nigdy więcej.

Niech Pan spróbuje - działa.

- Spróbuję.

Tu Pani zaufam, ale trochę Pani nie wierzę, gdy Pani mówi, że jej w życiu nie wyszło. Pewnie spotyka się Pani z setką ludzi, którzy gratulują ról, dziękują za nie.

- I bardzo się dziwię. Głęboko. Ciągle. Na przykład, kiedy czytam w mojej księdze gości na stronie internetowej: "Dziękuję, że Pani jest".

To przecież cudowne wyznanie. Każdy aktor by tak chciał usłyszeć, przeczytać choć raz w życiu.

- Mam o sobie nie najwyższe mniemanie. O człowieku lepsze niż o aktorce. Wie Pan, ja tak sobie myślę, że kiedy ludzie będą mnie wspominać, to chciałabym, żeby nie mówili, że to była taka czy inna aktorka, tylko fajny, porządny człowiek.

"Bardzo twarzowe są duże, ciemne okulary. Lubię je nosić. Zasłaniają mi twarz" - kolejna Pani złota myśl. Nie lubi Pani na siebie patrzeć w lustrze?

- Nie, oj, nie. W domu mam tak lustra poustawiane, że nie widzę siebie, jak chodzę. Muszę podejść do lustra, żeby się zobaczyć. A w lustro nienawidzę patrzeć. I to coraz bardziej.

Moja przyjaciółka, starsza Pani, mówi, że jak stanie rano przed lustrem, nieumalowana, to się niekiedy tak wystraszy, że jej serce wali jak młotem.

- Miałam operację oczu, włożyli mi takie soczewki, że widzę wszystko baaaaardzo wyraźnie. Jak najdalej się da. I po tej operacji spojrzałam w lustro i tu się zaczęło. Bo ja wyraźnie siebie zobaczyłam. Na twarz jeszcze mogę swoją popatrzeć, ale mam w trzecim pokoju lustro, gdzie widać całą sylwetkę - tam już nie chodzę, nie patrzę na siebie w całości. Chyba że sobie coś nowego kupię i muszę popatrzeć, jak wyglądam. Ale robię to niechętnie.

A co Panią podbudowuje?

- Życie. Spacer z psem. Dowcipna rozmowa. A to, że komuś było gorzej, a mu jest lepiej, że mu się powodzi coraz bardziej.

Trochę jednak, w tej rozpaczy, cieszy się Pani życiem?

- Bo największa rozpacz jest, że to życie odchodzi.

"Z mężczyznami jest trochę jak z telefonem. Albo pomyłka, albo zajęty" - mówiła Pani. Miała Pani szczęście do mężczyzn?

- Pecha. Choć kiedyś wydawało mi się, że miałam szczęście: bo poznawałam wspaniałych mężczyzn, którzy bardzo do mnie lgnęli. Ale byli to mężczyźni zabawowi. A jednocześnie był też taki jeden, solidny, miły, który też uderzał w konkury. I ja wybierałam tego zabawowego, który był dużo gorszy, w sensie życia potem. A ten fajny, z którym prawdopodobnie do dzisiaj bym była, spokojny, solidny - wtedy mnie nie interesował. I tak się przez całe to swoje życie wybawiłam, że w końcu zostałam sama.

"Jak sięgnę pamięcią, to w mojej beczce dziegciu znalazła się zawsze łyżka miodu" - wbrew pozorom, optymistyczne wyznanie. No nie. Inni mieli beczkę miodu, ja beczkę dziegciu. Tylko łyżkę miodu, malutko miałam szczęścia w życiu.

Czyli coś się udawało.

- Od czasu do czasu.

Na pewno poczucie humoru. "Z niewiadomych mi przyczyn nigdy się w życiu nie nudzę. I to właśnie jest strasznie nudne" - to Pani słowa.

- Bo ja się ze sobą nie nudzę. Nawet jak jestem sama ze sobą w domu, to potrafię sobie zrobić kawał. Tak, jakby we mnie były dwie osoby - jakieś rozdwojenie jaźni mam czy co. Potrafię sobie zrobić niespodziankę - zaskoczyć się czymś. Na przykład zrobię coś, czego nigdy bym nie zrobiła i okazuje się, że jestem nieprzewidywalna. I to mnie dziwi.

A czym ostatnio Pani siebie najbardziej zaskoczyła?

- Miałam taki "zaskok". Z wiekiem staję się nieprawdopodobnie tolerancyjna, odwrotnie niż inni ludzie, którzy nabierają wieku. Nie mówię: "A za moich czasów to się tego a tego nie robiło", "A tak nie wypadało...". Dla mnie teraz nie ma słów: "nie wypada". Jak ktoś chce, to wypada. Mówię jak Jurek Owsiak: "Róbta, co chceta". Mam oczywiście zasady wyniesione ze wspaniałego domu: że jak ludzie idą ulicą, to nie powinni się obściskiwać na ulicy. Całować. I teraz mi się tak porobiło, że jak widzę takich całujących się na ulicy, to nie rzucam gromami, tylko się do nich uśmiecham.

Czego Pani nie toleruje?

- Podłości. Donosu. Uważam donos, począwszy od szkoły, gdzie prymusik z pierwszej ławki wyrywa się: "Proszę Pani, proszę Pani...", aż do donoszenia kolegi na kolegę: w polityce, w życiu. Ohydztwo.

I pewnie Pani nie jest tolerancyjna dla ludzi, którzy krzywdzą zwierzęta.

- Oj tak. Bo uważam, że nikt nie musi mieć zwierząt i nikt nie musi kochać zwierząt. Wystarczy zupełnie, żeby nie robił im krzywdy. I mamy sprawę załatwioną. Bo ci, co mają i kochają zwierzęta, to im krzywdy na pewno nie zrobią.

"Tłoczno, gwarno i radośnie jest w domu samotnego, kiedy są w nim zwierzęta" - pisała Pani.

- Mam jednego psa i jednego kota i ja się ze swoimi zwierzętami nie nudzę, bo te moje "bydlaki" potrafią mi zająć cały dzień.

"Żeby naprawdę poznać drugiego człowieka, trzeba wiedzieć, o czym marzy" - to też Pani. A o czym Pani marzy?

- Ludzie, których atakuje wiek, muszą sobie wybić wszystkie marzenia. Marzenia mają u mnie przechlapane, absolutnie. Zawsze przechodziły obok. Żadne marzenie mi się nie spełniło. Natomiast rekompensatą jest dla mnie to, że zdarzało mi się często coś, o czym nie marzyłam, a to coś nadawało sens mojemu życiu na jakiś czas.

Takie zdarzenia z zaskoczenia są lepsze?

- Dla mnie tak.

Może trzeba pomagać marzeniom.

- To wtedy nie jest żadne marzenie. To jest wtedy wymuszona rzeczywistość.

"Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. Nie dotyczy to oczywiście kobiet". No tak napisać mogła tylko kobieta.

- I tak uważam. Kobiety są niezastąpione. Przykład? Dzięki

kobiecie, pana mamie, jest Pan na świecie.

Dzięki tacie też.

- Eeee, gdyby mama się nie zgodziła, to byśmy tutaj nie rozmawiali...

Tak czytam te Pani złote myśli i myślę, że w niektórych z nich jest Pani bardzo złośliwa.

- Bo ja jestem złośliwa, ale nie tak, żeby zrobić komuś krzywdę.

Złośliwość to cecha ludzi inteligentnych.

- Nie jestem tego pewna. Znam paru kretynów, którzy są bardzo złośliwi.

Pani Zosia

Rocznik 1933. Poznanianka z urodzenia, obecnie mieszka w Warszawie. Znakomita aktorka teatralna i filmowa.

Zagrała w wielu polskich serialach ("Świat według Kiepskich", "Codzienna 2 m. 3", "Niania", "Plebania", "Siedlisko", "Daleko od szosy"), ale największą popularność przyniosły jej seriale: "Alternatywy 4" w którym zagrała panią Balcerkową i "Czterdziestolatek", w którym wcieliła się w rolę Zosi Nowosielskiej. Zagrała także w kultowych komediach: "Miś" (jako Irenka, kandydatka na żonę Rysia Ochódzkiego), w "Rejsie" (jako uczestniczka rejsu) i w "Poszukiwany-Poszukiwana" (jako była gosposia Karpielów), a także w komedii "Och, Karol" z 1985 roku, w której z była matką tytułowego bohatera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji