Artykuły

Kapitan Katastrofa

Po co szef rządu zjawia się w miejscu trąby powietrznej, powodzi czy innej katastrofy? W jakim celu premier - lub wicepremier - gna na kolejne zgliszcza, ruiny, zalane pola? - pyta w felietonie dla e-teatru Witold Mrozek.

Odpowiedź wydaje się banalna - zwłaszcza im bliżej wyborów. Wizerunek męża stanu i ojca ojczyzny najlepiej buduje się na tle szarańczy albo tatarskiego najazdu. Dlatego zawsze jakieś larum grają. Jak nieludzcy pedofile nie dybią akurat na płowe główki polskich pociech, to szemrani gangsterzy wciskają im dopalacze. Bezwzględni kibole terroryzują miasta, wioski i gościńce (bo przecież nie prywatne autostrady). Kryzys (żeby było śmieszniej, na mapach przedstawiany w kolorze czerwonym) zalewa zieloną wyspę. I znów nasz przywódca musi skrzykiwać drużynę, na złamanie karku pędzić, a czasem i któregoś z kasztelanów po ojcowsku złajać. Byle nie za surowo.

Choć wielu chciałoby widzieć Donalda Tuska jako Kapitana Europę (modernizacyjnego herosa z komiksów grupy Twożywo), to zdecydowanie lepiej sprawdza się on w roli Kapitana Katastrofy. Superbohatera walczącego z kolejnymi zagrożeniami, usuwającego coraz to nowe skutki działania złowrogich sił natury czy ekonomii. A w ostatecznej instancji, rzecz jasna - gwarancji ochrony przed najgorszą z katastrof, którą miałby być powrót tzw. IV RP.

Efekt jest taki, że spodziewamy się szefa rządu w każdym miejscu spektakularnej destrukcji. Gdy Tusk wybiera mecz Lechii zamiast wizyty w cierpiącym wskutek szkód górniczych mieście na Śląsku, to wytłuszczone nagłówki w portalu "Gazety" krzyczą: "Premier odwołał wizytę w walącym się Bytomiu". Można się zastanawiać - czy Bytom będzie się w związku z tym zapadać szybciej? A może sytuacja jest tak poważna, że premier bał się, że sam zapadnie się pod ziemię? Ponieważ pochodzę z "walącego się Bytomia" - to wiem, że walił się on na długo zanim Donald Tusk został premierem. Ba, wali się od pół wieku: odkąd jego nowi polscy gospodarze odeszli od stosowanej wcześniej przez Niemców żelaznej zasady, że nie wydobywa się węgla spod śródmieścia, z tzw. filaru. Nie da się tego naprawić jedząc śląski obiad z miejscową rodziną.

Interwencje Kapitana Katastrofy w niebieskim trykocie z uśmiechniętą Polską to jednak nie tylko element długofalowej PR-owskiej strategii. To także najbardziej widoczny przejaw przyjętej w naszym kraju anglosaskiej wizji polityki społecznej - koncepcji państwa pomagającego tylko "najbardziej potrzebującym". Na pierwszy rzut oka trudno o kogoś bardziej potrzebującego niż człowiek, któremu dom zniszczyła właśnie trąba powietrzna, powódź czy rabunkowe wydobycie węgla. Widowiskowością i dramatyzmem swojej sytuacji wielokrotnie przebija nie tylko sąsiadów, którzy dzieciom nie mogą zapewnić codziennych pełnowartościowych posiłki i podręczników do szkoły. Przebija nawet samego siebie z czasów, kiedy w pogórniczej dzielnicy ledwo wiązał koniec z końcem, ale nie miał jeszcze tego osobliwego szczęścia, że kopalnia - niegdysiejsze miejsce zatrudnienia - teraz zburzyła mu dom. I skierowała nań flesze i kamery.

I już nie można powiedzieć, że państwo nie interesuje się i nie pomaga. Mniejsza, że nie ma długofalowych strategii przeciwdziałania wykluczeniu; że brak powszechnych, dostępnych dla wszystkich świadczeń i przyzwoitych usług publicznych, gwarantujących każdemu w miarę godny byt. Z godnym podziwu współczuciem i zrozumieniem dla trudnej sytuacji ofiar zjawia się za to Kapitan Katastrofa.

I tak oto, zamiast państwa opiekuńczego - mamy premiera-opiekuna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji