Artykuły

Pantomima o wędrówce Calineczki

- To mój pierwszy spektakl pozbawiony słów. Ale moje poszukiwania w teatrze są związane także z teatrem ruchu, plastyki, gdzie słowo pełni rolę wtórną - reżyser KONRAD DWORAKOWSKI o premierze we wrocławskim Teatrze Pantomimy.

Historię dwuipółcentymetrowej dziewczynki z baśni Andersena "Calineczka" przenosi na scenę Wrocławskiego Teatru Pantomimy Konrad Dworakowski. "Mikrokosmos" to pierwsza premiera w jubileuszowym sezonie teatru, który kończy 55 lat.

Magda Podsiadły: Realizuje pan teatr lalek nie tylko dla dzieci. Znane są pana spektakle dla dorosłych: "Duvelor albo Farsa o starym diable" według Michela de Ghelderode'a czy ostatnio "Historia występnej wyobraźni" według Brunona Schulza.

Konrad Dworakowski: Nie chciałbym być nazywany wyłącznie reżyserem teatru lalkowego, bo to nie do końca prawda. Uprawiam teatr formy, lalek, plastyczny. Nie używam lalek w każdym przedstawieniu.

Czy "Mikrokosmos" na podstawie "Calineczki" Andersena jest spektaklem dla dzieci?

- Nie tylko dla nich. Nie ma w nim jednak oddzielnej warstwy dla dzieci i dla dorosłych, bo mówienie do dorosłych ponad głowami dzieci o rzeczach dla nich niezrozumiałych byłoby nie na miejscu. Buduję wspólny komunikat. Mówiąc do dorosłych, odwołuję się do świata ich dzieciństwa, do wspólnej z dziećmi sfery wrażliwości i chłonięcia świata przez skórę, wartości, które gdzieś w drodze do dorosłości gubimy. Już tytuł spektaklu - "Mikrokosmos" - wskazuje na inscenizację pewnego małego modelu wszechświata, w którym jest miejsce na opowieść dla dzieci i na metaforę świata dorosłych. Spotkania Calineczki z różnymi bohaterami to miniaturowy model relacji międzyludzkich. To takie małe spotkania na tematy miłości, śmierci, zabawy, wolności.

We wrocławskiej inscenizacji lalek nie będzie. To pana pierwsze spotkanie z teatrem pantomimy?

- Tak, na dodatek mój pierwszy spektakl pozbawiony słów. Ale moje poszukiwania w teatrze są związane także z teatrem ruchu, plastyki, gdzie słowo pełni rolę wtórną. Tak jest np. w "Historii występnej wyobraźni". Zbiegło się to z poszukiwaniami Wrocławskiego Teatru Pantomimy, który zaprasza twórców niekoniecznie posługujących się sztuką mimu.

Kim jest Calineczka w pana przedstawieniu?

- Everymanem, ale przede wszystkim dzieckiem, którym chciałbym być, gdybym na powrót mógł się nim stać. Nie ze względu na świat, w którym Calineczka się porusza, ale na umiejętności, które my, dorośli, zatracamy. Gotowość poznawania świata, ponoszenia ryzyka, zadawania trudnych pytań, odwaga wobec nieznanego. Takie dzieci chciałbym widzieć w moich widzach. Wędrujące po swoje szczęście, wolne w podejmowaniu wyborów.

I taki jest morał?

- Morał jest pragnieniem szczęścia i wolności, ale nie daje gotowej odpowiedzi, jak je zaspokoić. Jest propozycją, by widzieć świat poza ścianami mieszkania, murami miasta, poza metaforycznie pojętymi granicami.

Rany, i to wszystko jest w Andersenie?

- Inspiracja - tak, ale "Mikrokosmos" jest wojną z Andersenem. Próbą polemiki, weryfikacją jego bohatera. Calineczka jest bezwolna, jest figurą przestawianą przez wszystkich z kąta w kąt, zamówioną przez bezdzietną matkę u czarownicy, a potem porzuconą. Kiedy zostaje porwana, nie słyszymy od Andersena, czy mama za nią płakała, czy jej szukała. I tego, dlaczego wszyscy chcą się z nią żenić, a ona nie ma wyboru, dlaczego pomagają jej tak słabi bohaterowie jak motyl i czy naprawdę, by móc wyjść z domu, trzeba zaraz kogoś ratować, a nie po prostu wyjść dlatego, że ma się ochotę na spacer. Dziękuję Andersenowi, że w ostatnich scenach pozwolił swojej bohaterce odlecieć wreszcie z kreciej nory, ale czy natychmiast musiał ją spotkać z postacią o podobnej jej enigmatycznej energii, jaką jest książę elfów?

Już raz mierzył się pan z "Calineczką" w wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora. Co pana pociąga w Andersenie?

- Wtedy Calineczkę dopiero poznawałem. Tamta i obecna to dwie różne postaci. Calineczka jest dla mnie ważna jako wszechobecny dziś temat. Bo jak ona wrzucani jesteśmy w jakieś role, wpisywani w jakieś schematy, które przyzwyczajają nas do bycia ludźmi gotowymi na niewolę i do zniewalania innych.

Dlaczego Andersen tak konstruował postaci dziecięce?

- Być może takie były czasy, a może w taki sposób chciał wzruszać ludzi. Ale ja nie zgadzam się na takie traktowanie dziecka. Odwołuję się do mojej latarni morskiej w teatrze dziecięcym - Astrid Lindgren. Jej Pippi Langstrump też jest postacią, z którą się mierzę nieustannie. Pytam, czy to jest dziecko niegrzeczne, czy poszukujące, o wyobraźni i sile, która nie polega na podnoszeniu koni z ziemi, ale na cudownej umiejętności zabawy.

*Konrad Dworakowski - reżyser teatralny, scenograf, autor piosenek. Dyrektor Teatru Lalki i Aktora "Pinokio" w Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji