Artykuły

Już liczę koszty

- W każdym systemie dyrektor opery jest zobowiązany zabiegać o życzliwość polityków, usilnie pozyskiwać sponsorów i dostarczać teatrowi repertuaru na poziomie godnym jego pozycji - mówi SŁAWOMIR PIETRAS, nowy dyrektor Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie.

Rz: Został pan szefem największego teatru operowego na świecie, czy też biurokratycznego molocha, nie reformowanego od lat? Która definicja Opery Narodowej bardziej panu odpowiada?

SŁAWOMIR PIETRAS [na zdjęciu]: Opowieści o tym, że na scenie tego teatru zmieściłaby się cała La Scala, już nie robią na mnie wrażenia. Pozostaje problem, jak wykorzystać tę ogromną przestrzeń, by dobrze służyła sztuce operowej i baletowej. Postanowiłem nie używać słowa: reforma, bo to jedynie wytrych, który jednych uspokaja, a drugim daje nadzieję, że może w końcu będzie lepiej. Będę się natomiast koncentrował na racjonalizowaniu zasad funkcjonowania teatru.

To określenie też niewiele mówi, ale przynajmniej brzmi łagodniej niż: reforma.

Ja myślę o konkretach. O zatrudnieniu, które trzeba zmniejszyć, mimo że to nie sztuka implikuje liczbę pracowników lecz, utrzymanie gmachu. Zwolnień grupowych nie będzie, ale pozostaje pytanie - jak duże powinny być zespoły zarówno artystyczne, jak i pomocnicze. Do jesieni będzie to przedmiotem szczegółowej analizy.

Ale jako dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu wielokrotnie twierdził pan, że musi mieć na etatach duży zespół artystyczny.

W polskich warunkach śpiewak prawie nie ma szans utrzymania się z własnej sztuki. To jedyny powód, dla którego etat solistyczny, będący przeżytkiem minionych epok, musi pozostać.

To działalność niemalże charytatywna.

W teatrze warszawskim z pewnością tak. Jest tu zatrudnionych około 20 osób od lat nie wychodzących na scenę. Myślę, że da się to zracjonalizować w ciągu roku, nie wcześniej. Układ zbiorowy, który nigdy nie został anulowany, pochodzi z roku 1966, dochodzenie praw pracowniczych na podstawie uregulowań z tamtej rzeczywistości można dziś uważać za kuriozalne. Jest to temat do trudnych negocjacji z licznymi związkami zawodowymi w teatrze.

Nie uważa pan jednak, że ten teatr wymaga kompleksowych działań, a nie rozwiązywania pojedynczych problemów?

Gdy chodzi o produkcję nowych inscenizacji, absolutnie tak. To finansowa studnia bez dna.

Będzie pan uważnie patrzył, ile kosztują spektakle?

W pierwszym dniu pracy wydałem zarządzenie, aby sporządzić kalkulację wstępną dwóch najbliższych premier. Na ogół w teatrach jest tak - spływające rachunki odkłada się na bok, a potem dopiero się je podlicza. Tymczasem trzeba najpierw przeanalizować koszty honorariów, potem ustalić rozsądne limity finansowe na zakupy środkówinscenizacyjnych i wreszcie odpowiedzieć sobie, czy przewidujemy pracę w nadgodzinach. W praktyce najpierw mamy źle zorganizowaną szamotaninę, a tuż przed premierą zaczyna się harówka na okrągło.

I to mówi dyrektor, który za partnera na stanowisku szefa artystycznego ma Mariusza Trelińskiego, znanego z najkosztowniejszych inscenizacji.

A czy lepszym wyjściem dla Opery Narodowej byłby artysta, który pójdzie na każdy kompromis, byle tylko zaoszczędzić kolejne 5 złotych? Wśród ludzi, którzy w ostatnim dziesięcioleciu tworzyli polską operę, Mariusz Treliński wyróżnia się tym, że jego dokonania zaistniały w świecie. Kosztowne realizacje mogą więc powstawać w drodze kooperacji z innymi teatrami, co zmniejszy ich budżet. Myślę, że dyrektor artystyczny, który bywa partnerem dla ważnych teatrów na świecie, to także wyzwanie dla dyrektora-menedżera.

A długo wytrzymacie razem?

Jesteśmy do siebie podobni i naprawdę się uzupełniamy. Treliński nie ma też obciążeń charakterystycznych dla dyrektora-dyrygenta. Angażuje się w cały spektakl, a nie tylko w jego warstwę muzyczną.

Na razie brakuje wam tego trzeciego - dyrektora muzycznego.

Mamy tego świadomość. Jak tylko znajdziemy rozwiązanie, natychmiast o tym poinformujemy.

Od wielu lat żaden z dyrektorów nie przetrwał w Operze Narodowej dłużej niż trzy sezony.

Spróbujemy przymierzyć się do przekroczenia tej granicy.

Nawet pomimo, że za kilka miesięcy zmieni się rząd?

Mam nadzieję, że polityka znajduje się daleko od zarządzania sztuką. A w każdym systemie dyrektor opery jest zobowiązany zabiegać o życzliwość polityków, usilnie pozyskiwać sponsorów i dostarczać teatrowi repertuaru na poziomie godnym jego pozycji.

Czy ma pan już skonkretyzowane plany artystyczne?

Są to plany Mariusza Trelińskiego. Myślę, że będzie mógł o nich mówić za dwa, trzy tygodnie.

* * *

Zawód dyrektor

Sławomir Pietras zwykształcenia jest prawnikiem, ale we wszelkich dokumentach w rubryce: zawód, może wpisać dyrektor opery, bo to jest jego profesja od ponad ćwierć wieku. Najpierw z powodzeniem w latach 80. kierował Teatrem Wielkim w Łodzi, co u schyłku kadencji łączył z dyrektorowaniem w Operze Wrocławskiej. W 1991 r. objął Teatr Wielki-Operę Narodową, którą musiał opuścić w 1994 r. w wyniku konfliktu z ministrem kultury Kazimierzem Dejmkiem. Od 1995 r. był dyrektorem Teatru Wielkiego w Poznaniu. W swych teatrach doprowadził do realizacji prawie 300 premier operowych i baletowych. Trzy lata temu przeżył krótkotrwały flirt z polityką z ramienia SLD startował w wyborach na prezydenta Poznania. Był pierwszym przewodniczącym powołanego na początku lat 90. Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji