Wielki powrót
Coraz więcej w Polsce reżyserów, którzy pilnują swoich spektakli. Chodzą na nie, nieustannie zmieniają i udoskonalają. Takim reżyserem jest Krzysztof Warlikowski. Często posuwa się do radykalnych zmian tekstu, wyrzuca i dodaje sceny, dążąc zawsze
do najwyższej kondensacji napięć i klarowności interpretacji.
"Bachantki" {#au#203}Eurypidesa{/#} miały premierę w lutym 2001 roku w warszawskim Teatrze Rozmaitości. Dla Warlikowskiego stanowiły kolejny krok w docieraniu do irracjonalnego jądra ciemności. Tragedia Eurypidesa to jeden z najbardziej mrocznych tekstów, jakie funkcjonują w kulturze europejskiej. Okazała się wyjątkowo pomocna w osobistej wędrówce reżysera, badającego wytrwale naturę zła oraz zdeterminowanie naszego postępowania przez płeć i seksualność. Była to także pierwsza poważna rola teatralna Andrzeja Chyry, który zagrał Dionizosa. "Bachantki" po długiej przerwie do-
czekały się wznowienia w październiku 2004., a to okazało się czymś w rodzaju drugiej premiery. Najbardziej widoczna zmiana to nowe światła, wyreżyserowane przez Felice Ross. Jasne i zdecydowane, o ostro zarysowanych konturach, tną przestrzeń sceny lub zalewają całą blaskiem. Ta jasność zaskakuje, poprzednia wersja tonęła w świetle ciemnym. Teraz w słonecznym nieomal pejzażu obłęd, w jakim pogrążają się bachantki, staje się jeszcze bardziej irracjonalny.
Bachantki przechodzą więc swoją transgresję w pełnym słońcu, które każe wierzyć w ich niewinność. Sprzyja szaleństwu, dionizyjskiemu opętaniu, paradoksalnie sprzyja ciemnemu Dionizosowi. To z kolei odmienia relację między Dionizosem i Penteuszem (Jacek Poniedziałek), która staje się jeszcze bardziej chybotliwa, tragicznie uwypukla konflikt racji ludzkiej i boskiej. Aktorzy, noszący w sobie to przedstawienie przez tyle lat, także zmienili swoje role. Dotknęli tego, co mroczne w sobie, i mistrzowsko, w pełnym świetle, pokazują to, co w człowieku najciemniejsze.
Jaki z tego morał? Jeśli lubicie jakieś przedstawienie, róbcie sobie co jakiś czas jego nową premierę.