Artykuły

Lepiej być biednym a szczęśliwym

Warszawska prapremiera tego przedstawiania w 1829 roku uznanie krytyki zdobyła przede wszystkim dzięki wspaniałym dekoracjom i maszynerii teatralnej. W sobotę w Katowicach "Chłop milionerem" powrócił na polskie sceny po ponad stu latach nieobecności.

Przybrany w baśniową szatę moralitet austriackiego dramatopisarza Ferdynanda Raimunda (1790 - 1836) o człowieku, który dzięki nieczystym siłom doszedł do pieniędzy, a potem dostał solidną nauczkę od życia, cieszy się do dziś powodzeniem w Austrii. Raimund jest tam kimś takim, jak nasz Wojciech Bogusławski. Nazywany ojcem wiedeńskiego teatru, nadał teatrowi ludowemu artystyczną rangę.

"Chłop milionerem" niesie uniwersalne przesłanie. Pokazuje do czego prowadzą nieuczciwie zdobyte pieniądze i uczy, że lepiej być biednym a szczęśliwym. Tak absurdalna pointa - cynicznie na to spojrzawszy - była do przyjęcia w czasach wczesnego, drapieżnego kapitalizmu i miała przynieść pokrzepienie przede wszystkim tym, którym nie udało się zbić szybko fortun.

Dlatego obserwując podobne, często bliskie prawom dżungli mechanizmy rządzące dziś polską gospodarką, reżyser Piotr Szalsza zdecydował się wskrzesić "Chłopa milionerem" na naszej scenie. Przy tym doskonale wiedział, że od prawie dwóch wieków aktualizacja tej teatralnej ramoty dokonuje się za pomocą zmieniających się za każdym wystawieniem kupletów. W katowickim przedstawieniu do muzyki Bogumiła Pasternaka ułożył je Maciej Wojtyszko i właśnie przy nich najbardziej ożywiała się premierowa publiczność.

Szalsza zaproponował spektakl eklektyczny, a przez to niejednorodny stylistycznie. Bo "Chłop milionerem" to i baśń, i kabaret, i moralitet, i komedia, i Bóg wie co tam jeszcze. Stanowczo zbyt rozwlekły, o kapryśnym tempie. Dzieci szczerze zachwycają się jego baśniowością, dorośli rechoczą, gdy śpiewa się o tych, co utracili twarz, a mimo to gwiżdżą na świat, choć "zostają pierwszą ze szmat".

"Chłop milionerem" to kolejny sukces Adama Baumanna kreującego tytułową postać. Z prawdziwą przyjemnością obserwowałam jego metamorfozę od krzepkiego, rubasznego nowobogackiego, po steranego podagrą i dolegliwościami gastrycznymi starucha. Jest kilka świetnych ról drugoplanowych, m.in. Anny Kadulskiej, Czesława Stopki, Janusza Ostrowskiego, Krzysztofa Misiurkiewicza, Antoniego Gryzika, Andrzeja Dopierały. Są świetne sceny - spotkania Lotki z Górnikami, wieczornej bibki u Korzenia, rozstania z Młodością i przybycia Starości, knowań Ducha Zawiści i Ducha Nienawiści, finałowy walc (duża też w tym zasługa choreografa Zofii Rudnickiej). I niestety jedno nieporozumienie obsadowe z powodu nikłych możliwości wokalnych Anny Wesołowskiej. Kilkadziesiąt postaci występujących w "Chłopie milionerem" - reprezentujących świat czarodziejski, świat realny i świat alegorii charakterów - scenograf z Klagenfurtu Burgis Paier ubrała w zachwycające pomysłowością i fantazją kostiumy, przydała im dowcipne rekwizyty. Z szalenie sugestywnej wizji plastycznej uczyniła największy atut tego widowiska.

Na sobotnią premierę sztuki "Chłop milionerem" przyjechali do Katowic ambasador Austrii Norbert Peter Pramberger oraz konsul generalny Austrii w Krakowie Alfred Langle z małżonką.

"Chłop milionerem" dramatopisarza austriackiego Ferdynanda Raimunda został wystawiony dzięki współpracy Teatru Śląskiego z KulturKontaktem, austriacką instytucją rządową, od 1989 roku wspierającą przedsięwzięcia kulturalne służące idei integracji europejskiej. Przed południem austriaccy dyplomaci złożyli wizyty kurtuazyjne wojewodzie katowickiemu Eugeniuszowi Ciszakowi i prezydentowi Katowic Henrykowi Dziewiorowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji