Artykuły

Festiwal jest autorski i to jest jego siła

- Interdyscyplinarność jest mi, jako człowiekowi teatru, zawsze ogromnie bliska. Przez kilkanaście miesięcy starałem się "rozczytać" Łódź, poczuć jej oddech, na różne sposoby - Bogdanem Toszą, dyrektorem rozpoczynającego się dziś festiwalu Łódź Czterech Kultur, rozmawia Łukasz Kaczyński.

Łukasz Kaczyński: Co wyróżnia Ł4K na tle innych festiwali czerpiących z idei wielokulturowości?

Bogdan Tosza: Po pierwsze, wydaje mi się, iż festiwalu takiego nie można organizować porównując propozycje "konkurencji". Po drugie, jakby go nie rozumieć, on zawsze będzie autorski. I to jest jego siła. Angażuję w niego swoje zainteresowania, rozumienie kultury i wielokulturowości. Interdyscyplinarność jest mi, jako człowiekowi teatru, zawsze ogromnie bliska. Przez kilkanaście miesięcy starałem się "rozczytać" Łódź, poczuć jej oddech, na różne sposoby. Przede wszystkim poprzez różnych ludzi, którzy wydają mi się kluczem do Łodzi, których cechuje umiłowanie tego miejsca i głęboka refleksja nad jego przeszłością i teraźniejszością: Andrzej Bart, Tomasz Majewski, Przemysław Owczarek i inni. Na tyle, na ile poczułem puls Łodzi, na tyle starałem się na niego odpowiedzieć. Rok temu była to bardziej intuicja, ale i czasu było mało. Myślę, że trzeba szukać własnej specyfiki. Im bardziej się jest sobą, tym bardziej odróżniamy się od innych.

Czy jest jakiś klucz, który łączy program w spójną całość?

- Wiele jego punktów można by zrealizować poza Łodzią, ale dopiero tu wybrzmią one należycie. Doradzam badanie ich kontekstów. Bo jak to się stało, że Tuwim realizujący humor żydowski w języku oraz Artur Szyk robiący to w malarstwie tworzyli w Łodzi i jaką kontynuację przybrał on w amerykańskiej komedii po wojnie. Jak to jest, że dla wybitnego polskiego malarza, Jacka Sempolińskiego, największą inspiracją ostatnich lat są alfabety hebrajski, arabski i łaciński, co udowodni wystawa. To dowód, że dialog między kulturami trwa. Jeśli mowa o dialogu, to natychmiast pojawić się musi tłumacz, człowiek-cień, który teraz staje się kimś ważnym. Gdy przyjechałem pierwszy raz do Łodzi, z miastem tym kojarzyła mi się przede wszystkim genialna tłumaczka Sława Lisiecka. Pamiętać trzeba o związkach z Łodzią Pawła Hertza, mistrza polszczyzny, autora serii wydawniczych prezentujących spuściznę Puszkina, Dostojewskiego, von Hofmannsthala. Te książki są na naszych półkach i popychają nas do przodu w naszym życiu. Nowego charakteru nabiera wystawa "Architektura przymusu", dokumentującą budowle powstałe z myślą o ludziach, a przyjmujące charakter represyjny. Kontekstem dla zespołu Bałałajki, łódzkich maniaków gry na tym instrumencie jest Alexander Paperny, mistrz bałałajki żyjący w Berlinie. Adam Zagajewski, wybitny poeta polski opowie o tym, jak ukształtowała go kultura niemiecka. A to nie wszystko.

Czy program nie jest zbyt wyśrubowany intelektualnie? Może warto było poszerzyć go o wydarzenia nie tak niszowe?

- Przyglądałem się temu, co przyjęte zostało lepiej lub gorzej. Dziś mogę powiedzieć, że pewne obszary sztuki, które mnie szalenie interesują, nie spotkały się z odzewem. Ale jako rasowy człowiek teatru nie obrażam się na widownię, tylko wyciągam wnioski. Koncert Kwartetu Śląskiego, który do dziś odbija się echem w elitarnych kręgach, nie przyciągnął publiczności. Dlatego dziś mamy Czesława Mozila i Vitaly'ego Podolsky'ego. Już mamy ponad 7 tysięcy wpisów na Facebooku od osób, które chcą w tym uczestniczyć. To sukces. Może więc te poszukiwania nie idą w najgorszą stronę.

Co, po tak przygotowanym programie, ma w nas pozostać po festiwalu?

- Materialnie - na zlecenie festiwalu powstała premiera w Teatrze imienia Jaracza: "Kaskada", na podstawie rzadko tłumaczonej sztuki Hanocha Levina "Udręka życia". Śmiem twierdzić, że fala zainteresowania Levinem zrodziła się po zaprezentowaniu rok temu spektaklu "Szyc" Teatru Barakah. Gdyby nie festiwal w Łodzi, nie doszłoby także do wernisażu Jacka Sempolińskiego, którego wystawę właśnie udało się nam przedłużyć do końca października. Poza tym szansa festiwalu polega na tym, że inny jest punkt widzenia polityka, historyka, inny artysty. Ich prace mają być impulsem do wzajemnego poznania, zwiększać świadomość.

Nie doszła natomiast do skutku wystawa obrazów Jacquesa Gassmanna z Niemiec, największa w Polsce.

- Chodziło o cykl prac "Apokalipsa", trzydzieści dwa obrazy o formacie trzy na dwa metry. Prace Gassmanna były pokazywane Polsce tylko raz. W czasie, jaki mieliśmy na przygotowanie festiwalu, nie udało się jednak przygotować dla niego przestrzeni wystawienniczej. Wszystkie instytucje miały już zabukowane terminarze. Ale zawsze to powtarzam: planowanie tego rodzaju festiwalu musi mieć dużo dłuższy oddech. Może uda się w przyszłości.

W tym roku po raz pierwszy festiwal organizuje Centrum dialogu imienia Marka Edelmana. Będzie pan dyrektorem trzeciej edycji Ł4K?

- Na razie nie otrzymałem takiej propozycji. Pani Joanna Podolska zaproponowała mi zajęcie się teatrem i literaturę. Te rozmowy są przed nami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji