Artykuły

Melodramat w cieniu wiązów

Po latach zdziwiony będzie zapewne kronikarz i znajdzie się w nie byle jakim kłopocie, gdy zechce uzasadnić, dlaczego w obecnym sezonie teatralnym odbywał się właściwie nieoficjalny festiwal sztuk O'Neilla w naszym kraju. Uzasadnień rzeczywiście jest niewiele, przecież trudno tłumaczyć ten spontaniczny sukces w całym kraju tylko ciekawością lub modą.

Oczywiście, że gramy 0'Neilla nie dlatego, że w wielu swych utworach był mistykiem, freudystą, lecz, jak mi się wydaje, dlatego, że większość jego utworów posiada cenną warstwę wielkiego realizmu, zawiera jakąś wiedzę o życiu i ludziach, przedstawia losy ludzkie w dynamicznym procesie.

"Pożądanie w cieniu wiązów" nie jest zapewne najlepszym utworem dramatycznym O'Neilla, chociaż stanowi w jego twórczej biografii dość ważne ogniwo. Jest sztuką, w której splatają się różne, przeciwstawne sobie elementy talentu pisarza.

Gdyby teatr i reżyser Roman Zawistowski potrafił zrezygnować z melodramatyzmu, a wysunął na pierwszy plan elementy tragedii, warstwy cennej i żywiej wiążącej się ze współczesnością - drapieżny, realistyczny plan dramatu ocaliłby spektakl. Tymczasem teatr rozminął się z tą prawdą zawartą w tekście, skłaniając się ku nastrojowi "czerwonej oberży", nawet komin pomazano krwią, aby od pierwszej chwili uświadamiać widzowi, że farma starego Cabota będzie miejscem zbrodni. Chociaż na razie stary krzepki wdowiec, twardy w ręku, udaje się w konkury by przywieźć sobie młodą żonę, której brak mu w gospodarstwie. Trzech dorosłych synów uważa go za bezwzględnego tyrana. W ciągu długich lat samotnej, twardej walki o ziemię uczucia ojcowskie i ludzkie zwiędły w nim, ustępując przed jakąś ogromną żądzą i miłością ziemi, wydartej pustyni. Synów i żonę ma za parobków i nie uczy ich niczego więcej poza swoimi ideałami, podporządkowując ich swej żelaznej woli. Są to oczywiście stare, znane z literatury amerykańskiej ideały pierwszych osadników. Stary Cabot jest dumny, że w walce z przyrodą jest niezwyciężony, że pomimo wieku nie zna ani słabości, ani litości. Ziemia i obora pełna bydła wypełniają nieomal całkowicie jego życie duchowe. Przecież nawet jego nowe małżeństwo z Abbie Putnam, o wiele młodszą od niego, służy idei umacniania jego władzy; ma służyć poczuciu trwałości farmy. Synowie nienawidzą go za te właśnie uczucia, czekają na jego śmierć, na odmianę, na koniec parobkowania, na czas gdy staną się panami farmy. Nowe małżeństwo ojca doprowadza do wybuchu namiętności i burzy więzy z ojcem, oparte na posłuszeństwie i nienawiści.

O'Neill w toku wydarzeń łamie równowagę nienawiści przez wprowadzenie nowego czynnika - miłości. Dwaj starsi synowie Cabota, Symeon i Piotr, odchodzą szukać złota i lepszego losu, najmłodszy Eben uwodzi swą macochę Abbie. Szalona namiętność zasłania jej zupełnie uprzednio postawiony cel - dostatnie, spokojne życie na własnej farmie u boku starego męża. Aby udowodnić swą miłość, popełnia dzieciobójstwo. Pod wpływem wielkiej pasji pozostaje jej tylko jeden cel - miłość Ebena. A więc wielka tragedia.

Cóż więc się stało "w cieniu wiązów", czemu otrzymaliśmy artystyczny niewypał? Zawinił teatr. Rozwlekła, konwencjonalna reżyseria Romana Zawistowskiego mijała się z treścią, nużyła widza, kluczyła poprzez dłużyzny, które chyba miały tworzyć nastrój jakiegoś ciążącego fatum. Rozwlekłe kwestie i sceny, rezygnując z prostoty, ze współczesnych środków wyrazu, przekraczały czas sceniczny, łamiąc go. Dotyczy to również gry aktorów. Przede wszystkim Nina Andrycz była jakby z innej sztuki - najpierw zimna, wyrachowana, później namiętna kochanka, zdolna do zabicia nawet własnego dziecka w imię swej miłości, ani przez chwilę nie była prostą chłopką; ani Hańcza w trudnej roli Cabota, poza sceną zabawy na chrzcinach dziecka, kiedy zbliżył się najbardziej do klimatu sztuki, nie był chłopcem ze sztuki O'Neilla.

O wiele lepiej wypadły role epizodyczne synów Cabota, Mariusza Dmochowskiego i Zygmunta Rzuchowskiego, utrzymane w bardziej autentycznym chłopskim klimacie, chociaż na nich również zaciążyły dłużyzny. A Zygmunt Kęstowicz w roli Ebena był jakimś współczesnym egzystencjalistycznym studentem, lecz bynajmniej nie jurnym parobkiem.

P.S. Jak informuje Ministerstwo Kultury i Sztuki, spontaniczny "festiwal" sztuk 0'Neilla nie ma nic wspólnego ze spontanicznością, modą czy gustem teatrów. Wynika z bardzo prozaicznej przyczyny - z oszczędności dewizowych. Po prostu zakupiliśmy po zniżonej cenie licencję ryczałtową na jeden rok. Teatr, który nie wystawi w tym roku O'Neilla, traci szansę grania go i będzie musiał starać się o dodatkowe dewizy itp.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji