Artykuły

Życie jak czek

"Śmierć komiwojażera" sztuka Arthura Millera - stała się niespodziewanie aktualna w kraju rodzącego się kapitalizmu i coraz mniejszego zainteresowania jednostką. Takie uproszczenie trąci jednak trochę socjalistyczną propagandą. A nie o to bynajmniej chodziło twórcom sztuki zaprezentowanej w tym tygodniu po raz pierwszy na deskach Teatru im. J. Kochanowskiego. Dramat Millera nie stara się pretendować do protestu przeciwko prawom dyktowanym przez pieniądze i interesy, ale staje się egzemplifikacją pytania o ludzką egzystencję i jej wątpliwą wartość.

Akcja zdominowana jest przez słowo, środki werbalne stanowią tu motor sztuki. Długie monologi najpierw trochę nudzą, ale powoli wciągają widza w skomplikowany świat Willego Lomana (Henryk Machalica), nieszczęśliwca, którego zabija kłamstwo - utrzymywanie siebie i innych w przekonaniu, że jest się zupełnie kimś innym, wyjątkowym.

"Śmierć komiwojażera" w reżyserii Przemysława Basińskiego to jakby przypowieść o Każdym. Człowieku nękanym przez niedogodności życia, marzącym o fortunie i nie umiejącym walczyć - w rezultacie przegrywającym.

Opolskie przedstawienie odsłania duchową nędzę Willego, który pozwolił nieść się zwodniczym iluzjom, a ponosząc klęskę przeraźliwie bał się do tego przyznać.

Warto jeszcze przed wakacjami wybrać się na to przedstawienie. Dobra kreacja postaci komiwojażera, granego przez Henryka Machalicę, dynamizm postaci synów Biffa i Hapinga, nastrojowa muzyka na trąbkę i saksofon oraz znakomite operowanie światłami - wszystko to powoduje, że to dwuczęściowe, długie przedstawienie nie jest nużące, a ostatnia scena prawie wyciska łzy z oczu i trudno wyjść z widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji