"Śmierć komiwojażera"
Władysław Krasnowiecki powrócił do roli, którą grał przed kilkoma laty na scenie warszawskiego Ateneum. Odniósł wówczas ogromny sukces, a wczoraj go potwierdził. Dobrze się stało, że wielomilionowa widownia teatru TV mogła zobaczyć tę kreację. W sposób doskonały pokazał Krasnowiecki dramat człowieka, który przegrał życie, stracił wszelką nadzieję, przeliczył się w rachubach, został bankrutem i tylko samobójstwem umie udowodnić swoją przydatność. Premia ubezpieczeniowa oto co może ofiarować rodzinie.
Z tej roli, bogatej i złożonej aktor wydobył wszystkie niuanse - dumę ojca z synów, nadzieje z tym związane, radość życia, rozpacz, rozczarowanie, upokorzenie.
Partnerką Krasnowieckiego była Hanna Skarżanka, aktorka, którą tak rzadko mamy okazję oglądać w rolach godnych jej talentu.
Skarżanka pełna ciepła, czułości i naiwnej wiary przedstawiła w postaci Lindy wszystko co jest kwintesencją życia tej kobiety: poświęcenie dla męża i dzieci, miłość bezgraniczna i ufna, gorycz porażki.
Wyraziste i dobrze zróżnicowane sylwetki synów narysowali - Ignacy Gogolewski i Józef Łotysz. Reżyserował Janusz Warmiński, dając interesujące przedstawienie. Z korzyścią dla widowiska byłyby może większe skróty i oszczędniej stosowane przebitki retrospektywne. "Śmierć komiwojażera" jedna z najlepszych sztuk Artura Millera, dotyka problemów bardzo współczesnych, prezentuje świat amerykański w sposób nieuproszczony. Teatr TV słusznie sięgnął po tę cenną pozycję.
Reżyseria TV E. Paszkowskiej. Scenografia A. Jarnuszkiewicz. Przekład J. Gorczyckiej.