Artykuły

Teatr i technika

JEDNĄ z niewątpliwych zasług telewizji jest masowe upowszechnienie kultury teatralnej. Weźmy samą Opolszczyznę. W naszym województwie jest już zarejestrowanych blisko 100 tys. telewizorów. Oznacza to - licząc skromnie po cztery osoby na każdy odbiornik telewizyjny - że jeden spektakl Teatru TV może oglądać jednocześnie dwukrotnie więcej widzów niż ma ich Państwowy Teatr Ziemi Opolskiej w ciągu roku na swoich wszystkich przedstawieniach. Rocznie telewizja emituje, biorąc pod uwagę także regionalne ośrodki TV, około 100 różnych widowisk dramatycznych, a więc tyle, ile nasz opolski teatr w ciągu jedenastu lat (PTZO daje przeciętnie w roku 9 premier). Nieograniczone są też możliwości repertuarowe Teatru TV, bazującego na doborowej kadrze realizatorskiej i wykonawczej. Widowiska telewizyjne przygotowują znakomici majstrowie sztuki reżyserskiej, a występują w nich najwybitniejsi aktorzy scen stołecznych i innych dużych ośrodków teatralnych.

Teatr Telewizji dociera do miejscowości, w których nigdy jeszcze nie zagościł zawodowy zespół teatralny, do ludzi, którzy nigdy w tyciu nie zetknęli się z prawdziwym teatrem. Toteż trudno nie doceniać tej dziedziny twórczości telewizyjnej, jej ogromnej roli w podnoszeniu poziomu kulturalnego milionowych rzesz społeczeństwa.

Jeśli Teatr TV dla znakomitej większości widzów jest jedynym teatrem, z jakim mają stały kontakt - musi on być możliwie najbardziej autentyczny, żywy, o czym decyduje jednoczesność "dziania się" widowiska z jego odbiorem. Jeśli ze szklanego, dwuwymiarowego ekranu zniknie żywy aktor - pozostanie już tylko płaski, martwy - choć ruchomy - obraz, teatr zamieni się w kino - o tyle gorsze, że pozbawione przestrzeni i oddechu, jaki daje wielki ekran.

Poruszam tę sprawę w związku z artykułem redaktora naczelnego programów artystycznych TV - Stanisława Kuszewskiego, opublikowanym w przedostatnim lutowym numerze "Kultury". Polemizuje on ze zwolennikami emitowanych na żywo spektakli, twierdząc, że jedyną drogą do podniesienia poziomu artystycznego widowisk dramatycznych TV jest ich rejestracja, umożliwiająca wzbogacenie pojemności treściowej widowiska przez zastosowanie rodzajów montażu nie dających się użyć przez bezpośredniej emisji. Innym walorem rejestracji jest możliwość korekty części lub całości programu teatralnego, jeśli pierwsza próba nagrania nie wypadnie zadowalająco.

Argumenty mocne. Nie ulega wątpliwości, że rejestrowane spektakle będą pod wieloma względami doskonalsze, że aktorzy nie będą się, w nich "sypać" i przewracać rekwizytów w ciasnym studio, znikać przy mówieniu kwestii z wizji, ale wraz z ich żywą obecnością zniknie także to, co stanowi specyfikę teatru - owo niedoceniane przez autora artykułu sprzężenie zwrotne między widzem i aktorem, zachodzące jedynie wówczas, gdy obie strony są obecne i mają świadomość tego faktu. Kuszewski nie ma chyba racji, twierdząc, że jest to tylko sprawą wyobraźni odbiorcy. Gdyby widzom nie był potrzebny bezpośredni kontakt z aktorem, przestaliby chodzić do teatru. Wystarczyłoby im kino.

Nie wiem, czy podzielacie moją opinię, ale osobiście cieszę się, że nasza TV nie dysponuje jeszcze pełnosprawną aparaturą do rejestrowania widowisk dramatycznych, dzięki czemu przez jakiś, może krótki już czas, będą nam one dawać emocje podobne do tych, jakie przeżywa się siedząc na widowni teatralnej.

Nie można oczywiście negować prawa telewizji do eksperymentu, do poszukiwania specyficznie telewizyjnych form widowiska z zastosowaniem nowoczesnych a obcych teatrowi środków technicznych. Tym bardziej, że oglądaliśmy niejedną udaną próbę w tym kierunku. Najnowszą była inscenizacja znakomitej sztuki Artura Millera "Śmierć komiwojażera", którą oglądaliśmy w ubiegły poniedziałek. Technika rzeczywiście przyszła w tym wypadku w sukurs realizatorom widowiska. Sztuka ta nastręcza bowiem w normalnym teatrze trudne problemy inscenizacyjne. Chodzi mianowicie o wyodrębnienie dwóch planów czasowych, w jakich rozgrywa się jej akcja. Problem ten rozwiązano w TV rejestrując i wmontowując zręcznie w grany na żywo spektakl sceny retrospektywne.

Do sugestywności oprawy scenograficznej przyczyniły się zdjęcia filmowe. Doskonała obsada aktorska z Krasnowieckim, Skarżanką i Gogolewskim oraz sprawna reżyseria J.Warmińskiego złożyły się na pełny tym razem sukces poniedziałkowego Teatru TV, który tydzień wcześniej przedstawił, zrealizowaną na odmianę z ascetyczną wręcz oszczędnością środków, adaptację opowiadania J. Zawieyskiego "Krzyk w próżni świata". To było duże przeżycie - jedno z tych, jakie daje obcowanie ze sztuką aktorów tej miary, co Halina Mikołajska i Gustaw Holoubek. Ich kunszt nie potrzebuje wsparcia techniki, która prędzej czy później pozbawi nas przyjemności posiadania w telewizji żywych ludzi poza spikerami. Szkoda, bo dla wielu widzów oznacza to samotność przy telewizorach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji