Artykuły

DRAMAT 0 UMIERANIU

"Śmierć komiwojażera" napisana przez Artura Millera w roku 1949, stała się przebojem sezonu teatralnego. W Nowym Jorku grana była przez trzy lata przy kompletach na widowni.

Wyrosła z amerykańskiej sytuacji społecznej - sztuka Millera ucieleśniała dążenia i klęski każdego przeciętnego Amerykanina, który szukał recepty na sukces życiowy i pragnął się dowiedzieć, co może być przyczyną braku tego sukcesu. "Śmierć komiwojażera" była ucieleśnieniem wiecznego strachu obywatela USA przed posądzeniem, że ma mniej pieniędzy od innych lub mniej szczęścia i mniej zdolne dzieci. Wcielała obsesje powojennej Ameryki.

Czy zawiera także treści uniwersalne? Poniedziałkowe przedstawienie tego dramatu w reżyserii Janusza Warmińskiego dało na to odpowiedź pozytywną. Reżyser skoncentrował się na postaci tytułowej, lecz nie zagubił związków, jakie ją łączyły ze społeczeństwem. Był w tej intencji zgodny z poglądem Artura Millera, który żądania dramatu społecznego sformułował w słynnym zdaniu: "Nowy dramat społeczny będzie pojmował człowieka jako istotę społeczną; jego psychika i charakterystyka nie będą celem samym w sobie, lecz częścią całości, całości, która jest społeczna i która jest zarazem człowiekiem". Taki, uwarunkowany ogólniejszym porządkiem, dramat jednostki zobaczyliśmy w Teatrze Telewizji.

Starego Lomana poznajemy w momencie, gdy stoi wobec klęski osobistej i rodzinnej. Wartości, w które wierzył, załamały się. Loman szuka przyczyn tej klęski. Początkowo widzi je we własnym zmęczeniu i starości - w tych fizycznych uwarunkowaniach, które będąc naturalnym udziałem wszystkich, nie mogą być podstawą do oskarżenia nikogo. I widz jest skłonny początkowo się z tym zgodzić. Miller stopniowo doprowadza swego bohatera do zrozumienia, że generalny system wartości, na którym budował swoje nadzieje, jest mitem. Żadna z prawd i sentencji, które powtarza swym synom nie sprawdza się, bo żadna z nich nie jest wartością stałą. Zasługą Millera jest to, że pokazał Ameryce względność wartości, które stanowiły dekalog jej życia. W dziejach rodziny Lomana wszystkie one zawiodły, ponieważ komiwojażer nie mógł zrozumieć ich dialektyki.

Tu jawi się najbardziej uniwersalny konflikt, uchwycony przez Millera, symptom choroby nowoczesnych społeczeństw, opisany przez socjologów w kategoriach przeróżnych alienacji i frustracji. Zasługa widowiska telewizyjnego, że pomogło nam odczytać ten złożony konflikt.

Realizacja telewizyjna jest zresztą osobnym rozdziałem triumfalnym; wprowadziła nas ona bezbłędnie w wewnętrzny dramat starego komiwojażera, retrospekcje nakładające się na aktualną akcję, rozmowy z nieobecnymi a nawet zmarłymi, wprowadzały nas w coraz głębsze przeżycia, w sam środek walki, którą człowiek prowadzi w tajemnicy przed innymi. Niełatwe jest osiągnięcie takiego stopnia intymności w dramacie społecznym. Z zapartym tchem śledziliśmy mechanizm wewnętrznych przeżyć starego Lomana i proces jego wewnętrznego umierania. Momenty, w których Loman tracił poczucie związków z rzeczywistością fascynowały najbardziej. Ta powolna śmierć na skutek oddalania się od rzeczywistości, ukazana została w formie obrazowych zbliżeń i dźwiękowych kontrapunktów: rzeczywiste głosy wypierane były przez głosy z przeszłości, przez twarze i sylwetki ludzi istniejących niegdyś, przez nieaktualne już ich słowa, rady i sentencje. I myślę, że ukazanie tego wewnętrznego obrazu powolnego umierania poprzez tracenie związków z życiem nadało sztuce Millera nowy sens.

Nie muszę pisać, jak wielka była w tym zasługa odtwórcy roli głównej, Władysława Krasnowieckiego, który powtórzył tu swój sukces z Teatru Ateneum. Mniej możliwości miała - tu jednak bardzo interesująca - Hanna Skarżanka w roli żony Lomana. Dwóch jego synów interpretowali: Ignacy Gogolewski i Józef Łotysz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji