Artykuły

Przyjeżdżam opowiedzieć tę historię!

- Ja już od dawna cierpię na pewne zwątpienie w wartość życia, w którym goni się za rolami. Potrzeba mi jeszcze jakiegoś sensu grania w spektaklu, poza możliwością popisu. Naprawdę bardzo podoba mi się idea wsparcia twórców białoruskich, ich inicjatyw i twórczej potencji. Nie przyjeżdżam tu uczyć, tylko opowiedzieć razem z innymi tę historię - mówi JOANNA SZCZEPKOWSKA, która w grudniu zagra w premierze gliwickiego Teatru Nowej Sztuki.

Dariusz Jezierski: Pani Joanno, zacznijmy od pytania, które raczej nie pojawia się w wywiadach, a przynajmniej na początku. Czy wierzy Pani w sztukę jako medium w dialogu między ludźmi, czy raczej jest ona dla Pani jedynie formą manifestacji wartości przyświecających artyście?

Joanna Szczepkowska: Gdyby sztuka nie wynikała z potrzeby dialogu, to widownie i sale wystawowe byłyby pustawe. Ludzie chcą się konfrontować, a nie tylko patrzeć na to, co artysta stworzył sam dla siebie. Szczególnie teatr jest takim medium - wymowa przedstawienia może się zmienić zależnie od tego, co wydarza się na świecie. Widzowie emanują zawsze pewną energią, każdego dnia inną i niewątpliwie wchodzą w dialog ze spektaklem.

DJ: Zawęźmy zatem trochę obszar i zajmijmy się teatrem. Kiedyś to właśnie na scenie podejmowano różne ważne dla ludzi tematy, komentowano rzeczywistość, zadawano pytania, które prowokowały do odpowiedzi. Spektakle były żywo komentowane, wokół nich często koncentrowała się ludzka energia. Jak jest dziś? Może należy już po prostu o tym zapomnieć, pozbyć się jakichkolwiek tego typu aspiracji i skupić się na dostarczeniu widzowi godziwej rozrywki? Tak zresztą wiele scen zdaje się robić...

J.Sz.: Wiele, ale nie wszystkie. Są też sceny, które się w ogóle widzami nie przejmują i robią spektakle zrozumiałe ewentualnie dla środowiska. To druga skrajność. Jeśli teatr zajmie się tylko komercją to i tak przegra z telewizją. Myślę zresztą, że "godziwa rozrywka" nie musi być zawsze bardzo śmieszna. Pytanie, jak pogodzić dobrą frekwencję z "honorem domu"?, wcale nie jest nowe. Od wieków dyrektorzy teatrów borykają się z tym problemem.

DJ: Zgodziła się Pani zagrać w spektaklu wg utworu białoruskiej dramatopisarki Diany Bałyko "Biały anioł z czarnymi skrzydłami". Co przeważyło szalę, bo wiem, że musiała Pani wybierać z kilku propozycji?

J.Sz.: Ta sztuka ma w sobie coś bardzo czystego, coś prostego, coś, czego myśmy chyba nie zdążyli musnąć po 89 roku. Niewiele stworzyliśmy dramatów z naszej rzeczywistości - od razu zaczęliśmy się wzorować na Zachodzie, na modnej tam ekspresji. Ta czystość mnie naprawdę urzekła.

DJ: Autorka twierdzi, że jest kimś w rodzaju stratega, który nie rzuca publiczności prosto w twarz swoimi prawdami, ale raczej stawia widzowi pytania. Opisując świat najprostszy z możliwych, wpisany w bardzo oczywiste zależności, zbudowany wokół spraw tak codziennych, że dla wielu dramaturgów wręcz nieciekawy, Diana zadaje pytania: "Chcecie tak żyć?", "Widzicie co się stało z nami wszystkimi?". Gdzieś w końcu w białoruskich odbiorcach musi się pojawić pytanie: "Dlaczego tak jest?". Ten świat Bałyko, dotknięty czarnym skrzydłem białego anioła zadziałał także na Panią. W pierwszej reakcji podkreśliła Pani również pewną zamierzoną naiwność sztuki. Jak odbiera ją Pani teraz? Stawia pytania? A może doprowadza do jakichś syntez i wniosków?

J.Sz.: Teraz, kiedy w Polsce widzimy jak bardzo zawładnęły naszą kulturą kicz i kult "zwycięstw za wszelka cenę", taka naiwność, zamierzona czy nie, wydaje mi się niezwykle cenna. To jest moim zdaniem najzdrowszy sposób gruntowania stylu indywidualnego, opartego na własnych, prawdziwych doznaniach. Ta sztuka na szczęście nie daje odpowiedzi, a tylko sygnały. To jest pewien obraz stanu rzeczy, a interpretacja, wnioski i stopień utożsamienia się z tematem będą pewnie zależeć tylko od widza.

DJ: Czy ten świat białoruskiej codzienności koresponduje w jakikolwiek sposób z naszym? Co Pani zdaniem spektakl zaoferuje polskiej widowni?

J.Sz.: Pewnie, że koresponduje! Klimat rodziny, lęków, które wynikają z zagrożeń współczesności jest nam tutaj bardzo bliski.

D.J.: Odsuńmy nieco zasłonę. Zagra Pani matkę głównej bohaterki, Olgę. To ciekawa postać. Wydaje się, że jak w soczewce skupia w sobie problemy nieobce także wielu współczesnym polskim kobietom. To prawie odczuwalne wypalenie, jakaś niezwykła inercja, egzystencja calkowicie wyprana z dążeń, wyższych celów i ideałów. To wciąż jeszcze obecne także u nas. Z różnych, nawiasem mówiąc, przyczyn. Co Pani sądzi o Oldze? Jak ją Pani nam przedstawi?

J.Sz.: Jeszcze nie wiem. A nawet jeśli wiem, to nie powiem. Aktorka musi rolę zagrać a nie opowiadać o niej. Jest tu jednak z pewnością spory potencjał, żeby opowiedzieć coś o kobietach mojego pokolenia.

D.J.: A dlaczego w ogóle zdecydowała się Pani na tak konkretny udział w projekcie "Art for Art"? Kierowany jest w charakterze stypendium dla twórców białoruskich z różnych dziedzin i zbudowany wokół idei przedstawienia ich polskiemu odbiorcy. A więc jednak dialog?

J.Sz.: Czyli coś więcej niż przedstawienie. Ja już od dawna cierpię na pewne zwątpienie w wartość życia, w którym goni się za rolami. Potrzeba mi jeszcze jakiegoś sensu grania w spektaklu, poza możliwością popisu. Naprawdę bardzo podoba mi się idea wsparcia twórców białoruskich, ich inicjatyw i twórczej potencji.

D.J.: Spektakl będzie miał premierę w Gliwicach. Dość nietypowo zatem. Obok Pani wystąpią młodzi aktorzy wywodzący się z tego miasta i Teatru Nowej Sztuki, którzy zaraz po skończeniu szkół aktorskich stają właśnie przed wyborem własnej drogi. Zagrają również aktorzy TNS, którzy nie są aktorami zawodowymi, oraz osoby z castingu (w roli Babci i Wadima). Mamy zatem kolejny dialog. Prawdziwa relacja mistrz - uczeń. Co im wszystkim może Pani powiedzieć już tą drogą? Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, jeśli powiem, że ich reakcje na możliwość wystąpienia z Panią były wręcz entuzjastyczne

J.Sz.: Nic szczególnego nie powiem. Po prostu wejdziemy w świat tej sztuki i będziemy się w nim poruszać. Nie przyjeżdżam uczyć, tylko opowiedzieć razem z innymi tę historię. Jeśli się przy okazji czegoś od siebie nauczymy, to jeszcze jeden zysk.

D.J.: Skoro już o aktorstwie Uchodzi Pani za aktorkę niełatwą w prowadzeniu na scenie. Na rolę reaguje Pani całą sobą, uważając w dodatku, że wizja reżyserska, owszem, jest nadrzędna, ale musi zostawiać miejsce dla "kreacji uczestniczącej", w której aktor przetwarzając przesłanie, dodaje do niego również coś od siebie. Czy dobrze to ująłem?

J.Sz.: Prawdę mówiąc nawet trochę za skomplikowanie. Kiedy uczyłam w Akademii Teatralnej, robiłam wszystko, żeby moi studenci mieli przyjemność z prób taką, jaką mają dzieci bawiące się na podwórku. Poza tym, każde spotkanie reżysersko - aktorskie jest inne.

DJ: Znaczy to, że nie będzie tak źle. Współpracowaliśmy już kiedyś w charakterze jurorów na Festiwalu X-OFF i bardzo miło ten czas wspominam. Nie boję się zatem. A może jednak powinienem?

J.Sz.: Jeśli się pan obawia spotkania ze mną i "konfliktów" to może się pan mocno zdziwić, jak wielu reżyserów, których zdominowała plotka o mojej sile sprzeciwu. Potem nic tylko czekali, kiedy nastąpi "wybuch" a nic takiego się nie działo. Ja po prostu ufam, że chce pan opowiedzieć historię opisaną w sztuce i takie są Pana intencje zrobienia tego spektaklu. Zresztą już to, co pan zasugerował tutaj na temat mojej postaci, jest dla mnie dobrą wskazówką. I z pewnością nie będę chciała "gwiazdorzyć". Angażuję się tutaj do odegrania jednej z postaci, wcale nie głównej. I tak trzymamy.

DJ: Stało się koniec końców tak, że przez jakiś czas będzie Pani z Gliwicami związana, a gliwiczanie będą tymi, którzy obejrzą Pani kreację pierwsi. Wiemy wiele o Pani rolach i pisarstwie i w Gliwicach ma Pani wielu oddanych fanów. Więc może dla nich właśnie, nieco prywatniej. Jaką kobietą jest Joanna Szczepkowska poza sceną?

J.Sz.: Strasznie mi przykro, ale do bólu spokojną. Nudnawą nawet. Niczego nie ma we mnie z tej osoby, o której czasem czytam. No, oczywiście może się zdarzyć, że "wyjdę z siebie", ale nie przewiduję takich okoliczności w naszym przypadku.

DJ: To cóż, chyba do zobaczenia na próbach?

J.Sz.: Naprawdę bardzo się cieszę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji