Holokaustu nie da się zatańczyć
"Kolor żółty" w choreogr. Graya Veredona na XVIII Łódzkich Spotkaniach Baletowych. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Dzięki Łódzkim Spotkaniom Baletowym, obecnie już osiemnastym, gościmy w Polsce najlepsze zespoły europejskie. Gospodarzom dają one szansę, by z okazji kolejnej edycji imprezy przygotowali premierę, gdyż poza festiwalem w życiu zespołu baletowego Teatru Wielkiego niewiele się dzieje. Po raz kolejny o realizację spektaklu poproszono choreografa z brytyjskim paszportem Graya Veredona, który interesuje się dziejami Łodzi. Wcześniej stworzył "Ziemię obiecaną" i "Kobro", teraz w "Kolorze żółtym" postanowił przywołać historię łódzkiego getta.
Czy można tańcem opowiedzieć losy ludzi skazanych na zagładę? Pokazać sytuację, w jakiej znalazła się nie jednostka, ale cały naród - upodlenie, głód, bestialstwo katów i walkę o zachowanie choćby cząstki człowieczej godności? Być może uporałby się z tym zadaniem artysta z bogatym warsztatem choreograficznym. Z pewnością nie jest to Gray Veredon.
Pod względem fabularnym "Kolor żółty" to opowieść pogmatwana, więcej dramatycznych faktów z historii łódzkiego getta - także w wymiarze jednostkowym - przynosi świetnie zredagowany program do spektaklu. Veredon ugrzązł w mętnej symbolice, nakazującej na przykład przemienić hitlerowskich oprawców w wagnerowskie Walkirie. Najgorsze jest jednak ubóstwo przedstawienia, pełnego pustych gestów i wyświechtanych pomysłów.
Gray Veredon nie potrafił też wczuć się w muzykę Sławomira Kulpowicza, mającą klimat, a przy tym taką, która powinna inspirować choreografa. Łódzcy tancerze męczą się, usiłując realizować jego pomysły. I tylko świetna scenografia Waldemara Zawodzińskiego, operująca skrótem i symbolem, tworzy znakomite tło dla dramatycznej opowieści, która nie powstała.