Artykuły

Na krańcach przeciwległych

O spektaklach "Nie mówię tu o miłości" w reż. Zbigniewa Szumskiego z Teatru Cinema z Michałowic i "Bal w operze" w reż. Andrzeja Dziuka z Teatru im. Witkacego z Zakopanego prezentowanych na Festiwalu Teatru Nie-Złego pisze Anna Matras z Nowej Siły Krytycznej.

Trzeci dzień Nie-Złego Festiwalu obfitował we wrażenia. Mogliśmy zobaczyć dwa spektakle w tak różnej estetyce, że może to tylko oznaczać z góry zaplanowany spisek organizatorów, którzy chcieli przyprawić nas o lekkie pomieszanie zmysłów. Ascetyczny, przygaszony świat Teatru Cinema z Michałowic czy rozbuchany, zmysłowy taniec aktorów Teatru Witkacego w Zakopanym [na zdjęciu]? Wybieram Michałowice!

"Nie mówię tu o miłości" to pełna ironii historia trzech grabarzy, którzy snują opowieść o życiu i odchodzeniu. Jako łącznicy między tym, co doczesne, a tym, co wieczne (lub może między tym, co tragiczne a co groteskowe) wydają się mieć najlepszą perspektywę oglądu życia. W miarowym tempie kopią cmentarne doły i mówią nieustannie o codziennych, ludzkich sprawach: bez ładu, bez sensu. Z ich słów rodzi się tekst niejasny, pełen metafor, oparty na skojarzeniach. Naiwny jak dziecięca wyliczanka i zarazem dotkliwy jak słowa o śmierci. Postawione na sztorc, trzy ni to trumny, ni wychodki, wyznaczają rytm spektaklu. Każdy z grabarzy na swój sposób ogrywa tą scenografię, tworząc niezwykły, symultaniczny poemat o intensywnym tempie i gęstym klimacie. Stukot kroków i dźwięki wbijanych w ziemię łopat mieszają się z miarową muzyką i głosem z offu. I znów: z jednej strony pogrążają się w zupełnym chaosie, z drugiej próbują porządkować swoje doświadczenia. Szaleńczy, prześmiewczy danse macabre nie ma końca. Pytanie tylko, czy kopiąc ciągle w dół, dokopią się w końcu do tego, co być może czeka na górze.

Zupełnie inny kierunek poszukiwań pokazał publiczności Teatr im. Witkacego z Zakopanego. Ich "Bal w operze" to sceniczna adaptacja poematu Juliana Tuwima, opowieści o całonocnym balu miejskiego półświatka. Reżyser Andrzej Dziuk potraktował tekst poety muzyką i zaprezentował coś na kształt musicalu: aktorzy śpiewają, tańczą, uprawiają na scenie cyrkowe akrobacje. Chaos zmysłów, kolorów i dźwięków. A gdzieś poza tym, jakby zupełnie nieważny, tekst Tuwima. Gubi się wśród ochów i krzyków. Zasapani, przegonieni po scenie aktorzy ostatkiem sił wypowiadają kolejne kwestie, sens się gubi. Miałam wrażenie, że oglądam na scenie bardziej "Rocky Horror Pictures Show", niż Tuwima. Co gorsza, był to "Rocky..." na poważnie, grany z patosem, z krążącym i wciąż powtarzanym "ideolo, ideolo". Prawdziwy nocny koszmar. Przyznaję, że tekst Tuwima nie należy do prostych i jednoznacznych, szkoda tylko, że teatr Dziuka tak mocno się z nim rozminął. Jedynym plusem przedstawienia był jazz band, grający na żywo muzykę specjalnie skomponowaną przez Jerzego Chruścińskiego. Chapeau bas Panowie!

Festiwalowych nie-złych emocji półmetek. Jak widać wrażeń nie brakuje. Publiczność dopisuje, bisuje i bawi się nadzwyczaj dobrze. Dla tych, którzy nie są z nami dwie rady: wycieczka do Cinemy z Michałowic obowiązkowa, natomiast lekturę Tuwima zaleca się w domowym zaciszu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji