Artykuły

Kazimierz Kutz o "Cholonku"

- Wielu Ślązaków było wściekłych, gdy czytali ten swój wykoślawiony portret, ale warszawskie środowisko przyjęło powieść z entuzjazmem. Na spotkaniach u Dygata czytałem książkę na głos jak w XIX-wiecznych salonach, towarzystwo bawiło się świetnie, Gucio Holoubek pokładał się ze śmiechu - o powieści Janoscha mówi reżyser Kazimierz Kutz.

Michał Smolorz: Pamięta pan okoliczności pierwszego wydania "Cholonka"?

Kazimierz Kutz: Bardzo dobrze. To był pomysł Witolda Nawrockiego, komunistycznej wyroczni w sprawach literatury i w ogóle kultury w Katowicach. Było jasne, że chodziło mu o ośmieszenie, a nawet wyszydzenie śląskości, do czego książka Janoscha świetnie się nadawała. Ujawnił to lider katowickiego środowiska literackiego Wilhelm Szewczyk, głęboko tym poruszony. Ale myślę, że Nawrocki, człowiek inteligentny, w swej przewrotności zdawał sobie sprawę, że przy całym szyderstwie autora jest to jednocześnie kawał znakomitej literatury, który trwale się zadomowi w śląskim kanonie. Wielu Ślązaków było wściekłych, gdy czytali ten swój wykoślawiony portret, ale warszawskie środowisko przyjęło powieść z entuzjazmem. Na spotkaniach u Dygata czytałem książkę na głos jak w XIX-wiecznych salonach, towarzystwo bawiło się świetnie, Gucio Holoubek pokładał się ze śmiechu. Kolejni goście przychodzili i domagali się następnych rozdziałów w mojej interpretacji.

Kiedy poznał pan Horsta Eckerta?

- Późno, dopiero w 2005 r. na spotkaniach organizowanych przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej. Ale już po trzech minutach obaj mieliśmy wrażenie, że znamy się od zawsze, że jesteśmy mentalnymi bliźniakami, bo nasz stosunek do świata, ale też do Śląska i do Ślązaków jest w gruncie rzeczy taki sam. Inne były tylko nasze losy powojenne - on został wygnańcem, który choć zrobił karierę na tych swoich książeczkach dla dzieci, tak naprawdę nigdy nie odnalazł się poza Śląskiem, wszędzie był obcy. Stąd ta jego tęsknota do stron rodzinnych, widoczna nawet przez te jego ciągłe drwiny z ziomków. Jak się dobrze wczytać, to ta nostalgia bije z każdego rozdziału.

Czy "Cholonek", który jest składnikiem "Heimatliteratur", niemieckiej literatury stron rodzinnych, ma szanse trafić do współczesnego polskiego czytelnika także poza Śląskiem?

- Oczywiście, że tak. Przeżywamy czas wielkiego zainteresowania Śląskiem, jego odmiennością, więc wydawca trafił we właściwy moment. Jak tak dobrze wczytać się w polski kanon literacki, to pełno tam takiej Heimatliteratur, przecież taki jest choćby "Pan Tadeusz". Czyta pan Janoscha i słyszy pan inną wersję "Litwo, ojczyzno moja". A poza tym w przypadku Janoscha mamy do czynienia z dziełem literackim najwyższych lotów. Na tle tego całego postmodernizmu dostajemy do rąk perełkę, którą się smakuje jak najlepsze danie. Ono się w niczym nie zestarzało, co najlepiej świadczy o talencie autora.

Na zdjęciu: "Cholonek", Teatr Korez, Katowice

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji