Artykuły

Z pustego przelane w próżne

"Kolor żółty" w choreogr. Graya Veredona na XVIII Łódzkich Spotkaniach Baletowych. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

XVIII Łódzkie Spotkania Baletowe zainaugurował "Kolor żółty". Trudno uznać ten początek za udany...

Stanisław Dyzbardis, dyrektor XVIII Łódzkich Spotkań Baletowych, wygłosił tradycyjną formułę o otwarciu i rozpoczął największy w Polsce festiwal tańca. Jak każe tradycja -podczas inauguracji wystąpili gospodarze. Niestety, wszystko co można o najnowszej premierze łódzkiego baletu powiedzieć dobrego, to tylko o scenografii.

"Kolor żółty", bo tak brzmi tytuł pierwszej od dwóch lat łódzkiej premiery baletowej, opowiada o wydarzeniach z łódzkiego getta. Autor choreografii i libretta - GrayVeredon - posługując się sobie tylko wiadomymi zasadami konstrukcji dzieła fabularnego, nie powiedział swoją realizacją nic. Znamienna dla całego przedstawienia jest scena, gdy podenerwowane kobiety biegają z wiadrami w rękach, ustawiają je i przelewają z pustego w próżne. W tej metaforze zawiera się cała filozofia spektaklu, jego wartość artystyczna, estetyczna i emocjonalna.

Trzeba nie lada pracy, by z wojennego, wstrząsającego dramatu Żydów, uczynić nieuładzone zbiorowisko banałów i niewiele znaczących gestów. Trzeba braku orientacji choreograficznej, by współcześnie proponować zespołowi baletowemu zestaw "figur", jakie wykonuje się w każdym przedszkolu na lekcjach rytmiki. Trzeba wreszcie zaślepienia, by tego nie widzieć i dopuścić na scenę.

W zbiorze upośledzeń wypada również umieścić brak synchronizacji między muzyką a sceną: choreografowi najwyraźniej muzyka nie przeszkadzała. Po co Sławomir Kulpowicz napisał piękne skrzypcowe solo, skoro Veredon nawet nie zwraca na nie uwagi? Po co marsz żałobny, solo klarnetowe? Czy tylko po to, by w finale nie amator, a zawodowy i dyplomowany tancerz Gintautas Potockas tańczył z klarnetem w ręce?

Poza tą grafomanią, zdarzyło się jeszcze sporo kompromitujących błędów: otóż gdy w pierwszej części spektaklu tworzone jest getto, osiem "walkirii" (to niemieccy oprawcy są ubrani a'la teutońskie boginie) zacieśnia przestrzeń ruchomymi kratami. Później już sami Żydzi zamykają się w getcie, "aranżując" sobie przestrzeń za pomocą owych krat. A ponieważ balet nasz jest nieliczny, to w finale jest już tylko pięć walkirii, bo trzy przebrały się za Żydów i poszły tańczyć w innej grupie...

Jedynym jasnym punktem tej choreograficznej bredni był duet z II części, tańczony przez Edytę Wasłowską i Grzegorza Cecherza. Do wybrzmienia wymowy sceny w ogromnym stopniu przyczyniła się świetnie tańcząca para, a zwłaszcza magnetyczna osobowość Wasłowskiej, jej inteligencja i perfekcja wykonawcza. Przez chwilę sympatycy baletu odnaleźli wrażliwość i kreatywność dawnego Graya Veredona, którego "Snem nocy letniej" i "Romeem i Julią" zachwycali się oniemieli.

Uznanie niezmącone ani jednym przytykiem należy się Waldemarowi Zawodzińskiemu i Izie Stronias - za głębokie refleksje, poważne przemyślenia i piękne metafory, które pozwoliły im na stworzenie fascynującej scenografii: skromnej, stosownej, przebogatej w znaczenia. A osobne podziękowania Agnieszce Smudze, za staranny i kompetentny program: to jedyna wartościowa rzecz, jaka po "Kolorze żółtym" zostanie.

Oklaski, jakie mimo wszystko rozległy się po przedstawieniu, wyrażały bardziej tęsknotę za baletową realizacją z prawdziwego zdarzenia, niż uznanie. Nie słyszeli ich dyrektorzy teatru: Wojciech Skupieński i Tadeusz Kozłowski. Najwyraźniej uznali, że premiera i inauguracja, we własnym teatrze, międzynarodowej imprezy, której patronuje premier rządu RP, to jeszcze za małe wydarzenie, by fatygować się do pracy. Dziwne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji