Artykuły

Wiarus do wynajęcia

- Miałem kilka fajnych ról. Byłem aktorem do wszystkiego i do ról dramatycznych i komediowych. Chciałbym jeszcze u schyłku dnia zagrać niemą rolę. Chciałbym zagrać Wiarusa w "Warszawiance". Piękna postać, piękna... Wchodzi, podaje szarfy, list i wychodzi - mówi RYSZARD ZAORSKI, śląski aktor, obchodzący jubileusz 60-lecia pracy artystycznej.

Przeglądając materiały sprzed lat, związane z jubileuszem 25-lecia pracy artystycznej Ryszarda Zaorskiego, nie sposób nie zauważyć jak nieudane były wszelkie próby potraktowania go jak dostojnego, pomnikowego jubilata. Historia powtarzała się przy okazji kolejnych rocznic, zmieniały się tylko cyfry 35, 45... Nie inaczej było też w tym roku, w którym mija 60 lat jego obecności na scenie.

Podczas benefisu trudno mu było wysiedzieć w przypominającym tron fotelu. Nie pomogły zabiegi prowadzących, którzy przekonywali jubilata do zajęcia pozycji siedzącej, najstosowniejszej wydaje się, do przyjmowania należnych hołdów.

Ten jeden z najpopularniejszych śląskich aktorów, najdłużej związany jest z Teatrem im. Stanisława Wyspiańskiego. Znający wszystkich, obecny wszędzie, wiecznie roześmiany, sypiący z rękawa dowcipami i wspomnieniami. Jest kołem ratunkowym, gdy trzeba zajrzeć w teatralną - i nie tylko - przeszłość. Wiecznie zaskakuje znajomością ludzi i faktów. Już wkrótce, znaczną część wspomnień z nim związanych znajdziemy w przygotowywanej biografii "Pora na Zaora".

Czy wszyscy wiedzą, że urodził się we Lwowie? Ano wszyscy. Przypisuje temu faktowi duże znaczenie. Co prawda wyjechał stamtąd jako dwumiesięczne niemowlę, ale specyficzną więź z tym miastem, o której mówią wszyscy, którzy stamtąd pochodzą, wyssał chyba z mlekiem matki, bo czuje się lwowia-kiem: - Jest między nami jakieś sympatyczne powinowactwo. Lwowiacy mają to do siebie, że są bardzo pogodni. Ja też staram się być pogodny, bo można o rzeczach poważnych mówić beztrosko i można o rzeczach beztroskich mówić bardzo poważnie.

Jestem z natury radosny

To, że urodził się w 27 marca, w dniu obchodzonym jako Międzynarodowy Dzień Teatru też nie jest żadną tajemnicą. Zrządzenie losu, wieczna ciekawość życia, umiejętność nawiązywania kontaktów - to wszystko złożyło się na ciekawe życie aktora. Dane mu było zetknąć się z wielkimi tuzami teatru, którzy byli jego nauczycielami i mistrzami.-Wywodzę się ze starej szkoły, w której dykcja, wyrazistość wymowy była podstawą. Z pokolenia już wymierającego. Była taka pani profesor Żmijewska, której wiele zawdzięczam w tej materii. Pamiętam jak w szkołę aktorskiej u trzech profesorów: Wacława Nowakowskiego, Władysława Wożnika i u Krzemińskiego, mówiliśmy inwokację, to była szkoła wymowy, wielka szkoła.

Szlify aktorskie zdobywał grając u boku Ludwika Solskiego, Juliusza Osterwy, Zdzisława Mrożewskiego, Jerzego Leszczyńskiego, Jacka Woszczerowicza. Wspomina znakomitego Antoniego Fertnera, który poza tym, że był jego mistrzem, interesował się także jego żołądkiem pytając: - Koleśku, kiedy jadłeś dzisiaj śniadanko, to co jadłeś? Słysząc w odpowiedzi: - No mistrzu... ja dzisiaj... - ucinał. - O, jąkasz się - znaczy nie jadłeś. Masz tu 50 zł, ale wydaj nie na piwo, o tylko na kotlet schabowy. Ryszard Zaorski wspomina z tamtych czasów wiele godzin spędzonych wśród ludzi teatru - Duszek Stopka wybitny scenograf, świetny Zbigniew Pronaszko, Karol Frycz... To były wielkie nazwiska, wielcy ludzie z wielkim autorytetem. Czułem się wśród nich znakomicie. Wśród pedagogów, starszych aktorów. Kiedy już dostałem dyplom i mogłem udać się do garderoby, to wchodząc zapytałem jednak obecnych czy mogę w niej zająć miejsce. Kiedy Wacio Nowakowski zwrócił się do mnie "panie kolego ", prosząc o przyniesienie herbaty z bufetu - do spotykanego na korytarzu kolegi z roku mówiłem podniecony "Słuchaj, Wacio Nowakowski powiedział do mnie kolego ", Po prostu, byłem dumny z tego, że jestem aktorem.

Stolik, przy którym snuł wspomnienia Ryszard Zaorski powoli zapełniły kartki z albumu, zdjęcia, artykuły, programy teatralne. Tu treść umieszczona na pamiątkowej tablicy: - W tym domu Rodziny hr. Raczyńskich, w roku 1946 mieściła się Szkoła Dramatyczna w 1949 roku przemianowana na Państwową Wyższą Szkołę Aktorską. Pamięci Pedagogów Studenci i wychowankowie PWST na 50-lecie szkoły. Przypomnijmy, że pierwsza siedziba Szkoły mieściła się przy ulicy Szpitalnej naprzeciw Teatru Słowackiego.

Liczyła cztery pokoiki, w piątym był sekretariat i rektorat. Rocznik Zaora był liczny. Przyjęto czterdzieści dwie osoby, bo po wojnie brakowało aktorów, nie miał kto grać. Wspomina Maklakiewicza, Voita... Mieszkający przy Grodzkiej Tadeusz Łomnicki zaproponował Zaorskiemu kąt do spania, gdy okazało się, że ten nocuje na jednej z ławeczek na Plantach. Przez lata utrzymywali przyjazne kontakty: -Zdążyłem jeszcze zobaczyć Tadeusza w roli Króla Lira, podczas próby w Teatrze Nowym w Poznaniu. Na kilka dni przed śmiercią.

Umrzeć na scenie...

Pamiątkowe zdjęciach przedstawiają Ryszarda Zaorskiego z wieloma osobistościami świata polityki, kultury. Tu niesie wieniec na pogrzebie Solskiego, a tutaj zdjęcie z pogrzebu księdza Popiełuszki. Zaproszenia, zaproszenia, zaproszenia w tym także do Belwederu od Lecha Wałęsy, od Marii Kaczyńskiej, od Bronisława Komorowskiego: - Uważam, że demokracja polega na tym, że powinniśmy się wzajemnie szanować. Niestety jesteśmy narodem strasznym. Pasjonował się piłką nożną, więc są też zdjęcia z Kazimierzem Górskim, bo przecież to też lwowiak. Na 45-lecie wydano teczkę z jego karykaturami autorstwa Ryszarda Twardocha, a Zygmunt Brachmański, z tej samej okazji, zaproponował wprowadzenie nowej waluty o wdzięcznej nazwie 1 ZAOR.

Takich historyjek jest mnóstwo. Wśród pamiątek, uwagę zwraca rysunek Marka Kondrata datowany 21 X 1972. Przedstawia Ryszarda Zaorskiego na najwyższym podium z podpisem NAJMILSZY: - To była cała grupa: Ewa Dałkowska, Krzysztof Kolberger, cały rok przyszedł tutaj za Gogolewskim. Był jak raz jakiś mój jubileusz, czy inna okazja, i Marek narysował mi taki portret. Po dwudziestu latach autor dopisał komentarz: - ... i z krótką przerwą, kiedy odmówił chodzenia i wyraźnego mówienia (jak aktorowi przystało) - najmilszym po dwudziestu (20!) latach pozostał. Całuję Twój od dziecka siwy łeb Twój Marek K Katowice 3.10.1992. To jednak nie koniec, po przeciwnej stronie postaci, świeży napis głosi: - Ryśkowi po 18 latach -jak zdoła przeczytać! - całuję Cię Marek Kondrat. To wpis z ubiegłego roku, gdy młodszy kolega Zaorskiego świętował w Śląskim - na scenie, gdzie rozpoczynał karierę - 60. urodziny. Zaor otaczał młodych opieką, tak jak kiedyś inni jego: - Marek przesłał mi piękny list, w którym napisał: "Tyś mnie nauczył kochać teatr". Uważam, że aktorstwo jest najbogatszą i najbiedniejszą profesją. Po aktorze zostają tylko wspomnienia. Aktor może żyć życiem złodzieja, bandyty, księcia, króla, spada kurtyna i mówi się: - " Wiesz on był świetny ". A dlaczego był świetny? - "Bo ładnie grał! "A co znaczy ładnie grał? - "Po prostu, ja rozumiałem co on do mnie mówił. "

Sportretował go Stanisław Mazuś i Jerzy Duda-Gracz. Ten ostatni jako Szwejka. Wśród setek zagranych ról, to jedna z bardziej znaczących w karierze Ryszarda Zaorskiego: - To było za dyrekcji Gogolewskiego, Kazio Brusikiewicz był sprowadzony na Szwejka a ja miałem go dublować, bo wyjeżdżał do Stanów. W trzy dni musiałem opanować tekst. On grał inaczej - Malinowskim, ja przejrzałem trochę książek o Haśku, o cudownym pisarzu, który czerpał z życia. I wiedziałem, że ten pijak, w tym obłędnym, kabotyńskim świecie nadporuczników i poruczników przemycił mądre rzeczy typu: "Panieporuczniku tyleśmy zrobili dla życia, że czas najwyższy, żeby życie coś zrobiło dla nas ". Poszedłem po tej linii, że nie wszystko jest śmieszne, że to tragifarsa. To fdozofia pijaczka, który pisał sceny, zmuszające ludzi do zastanowienia się, czy świat może nie zwariował. Haśek był mądry, wiele rzeczy przepowiedział, przewidział. Przed swoim debiutem w tej roli, zza kurtyny obserwował, czy na widowni pojawią się jacyś ludzie. Sprawdzał czy "chodzą" na Brusikiewicza, czy na Szwejka. Dobrego Wojaka zagrał aż 99 razy - niestety nie sto. Chodzono więc także na Zaorskiego.

Wspomina chwile, gdy od jednego z obejmujących śląską scenę dyrektorów usłyszał: - Nieważne, że pan grał - teraz pan grał nie będzie, boja nie widzę pana w zespole. I musiał odejść. Choć różnie bywa, to wyznaje zasadę, że pracę trzeba kochać. Mówi jednak ze śmiechem, że ponieważ dbał o rodzinę, to starał się, żeby dzieci nie poszły w ślady ojca i nie zostały aktorami, ani z teatrem nie miały nic wspólnego: - Przestrzegałem, i dlatego syn został lekarzem, starszy wnuk także, a młodszy poszedł na prawo. Córka jest chemikiem. Jeden aktor w domu wystarczy.

Żonę poznał odprowadzając ją w zastępstwie znajomego, operatora Mieczysława Jahody. Ślubu w kościele świętego Floriana w Krakowie udzielał im Karol Wojtyła: - Aresztowano proboszcza tego kościoła, księdza Kurowskiego i jego obowiązki nieformalnie pełnił młody ksiądz, przyszły papież. Są małżeństwem 56 lat. Jan Paweł II przesłał im swoje błogosławieństwo z okazji złotych godów.

Przez pierwsze osiem lat po ukończeniu Szkoły był aktorem scen krakowskich. Do Katowic trafił za namową Józefa Wyszomirskiego, którego poznał na planie filmu "Żołnierz zwycięstwa" - produkcji o Karolu Świerczewskim. Rolę tytułową grał właśnie Wyszomirski - wówczas dyrektor Teatru Śląskiego. Zaorski grał jego adiutanta. - Czuło się, że ten teatr ma związki z teatrem lwowskim. Po wojnie dyrektor Bronisław Dąbrowski przywiózł tu ze sobą ze Lwowa całą ekipę aktorów, reżyserów, pedagogów, a nawet maszynistów - naczelnym brygadierem był Józko Kobylarz. Ściągnął także ze Lwowa kostiumy, dekoracje, meble, bibliotekę teatralną. Niestety poginęły rekwizyty. Zespół lwowski zadomowił się tutaj szybko. Przy ulicy Teatralnej, tam gdzie dzisiaj mieści się bank, był Dom Aktora. Tam mieszkali ludzie teatru.

W tych trudnych czasach czasami trzeba było być aktorem w życiu codziennym: - Bo ludzie bywali różni i porządni, i absolutne kanalie. A teatr był znakomity i oparł się trudnym momentom dlatego, że mądry dyrektor robił sztuki poważne. W klasyce, bezpiecznie można było pokazać wszystko. Przecież Gogol, Dostojewski, Czechow to wspaniali pisarze nie zabrakło także Wyspiańskiego, Fredry, Słowackiego, Szekspira... Na Dużej Scenie królowała klasyka, Scena Rozmaitości była komediowa a kameralnym eksperymentom służyła Mała Scena. W Katowicach atmosfera dla twórców była sprzyjająca: - To tu Łomnicki, który zagrał w " Szczęściu Frania " usłyszał od Bardiniego, że będzie wielkim aktorem. Tutaj, w Marchołcie powstał kabaret "Przepraszamy za zakłócenia ". Teksty pisał głównie Bruno Miecugow z Krakowa. Kabaret był względnie polityczny, dano nam zezwolenie na granie tylko na miejscu. Ta piwniczka była takim siedliskiem cyganerii. Górecki, Kilar, Szalonek... Przychodzili, zamawiali "fas b ret" czyli fasolkę po bretońsku, setkę wódki i rozprawiało się. Powstawały różne twory artystyczne, bo przy takich dysputach każdy chciał coś wnieść. Tak było do czasu stanu wojennego. Teraz miasto jest nijakie.

Ryszard Zaorski to niezmordowany gawędziarz. W jego opowieściach pojawiają się żyjący i ci, którzy już odeszli. Wspomina Bobka Kobiele i Zbyszka Cybulskiego, z którego pogrzebu chciano zrobić uroczystość państwową i nie obyło się bez prowokacji. Nie wiadomo dlaczego, kilka godzin później, gdy z G. Holoubkiem i A. Janowską wrócili na cmentarz zastali przy jego grobie milicjanta: - Wszystko było. Było, przeszło, przeminęło.

Stara się pamiętać o tych, którzy odeszli. To im poświęcona jest tablica umieszczona na kaplicy cmentarnej przy Francuskiej - Pamięci aktorów leżących na cmentarzach katowickich. Leżą tu przecież wielcy: Halina Cieszkowska, Emir Buczacki... Snuje wspomnienia, ale nie smęci, a zapytany o sceniczne marzenia ożywia się: - Zagrać Starego Wiarusa. Nie chcę konkurować z Solskim, bo się nie da. Miałem kilka fajnych ról. Byłem aktorem do wszystkiego i do ról dramatycznych i komediowych. Chciałbym jeszcze u schyłku dnia zagrać niemą rolę. Nie uważam, że tekst stanowi o roli. Teraz pomyślałem o tym, że jeżeli by jeszcze Bóg dał, żebym dożył trochę więcej niż 65. lat na scenie - chciałbym zagrać Wiarusa w "Warszawiance". Piękna postać, piękna... Wchodzi, podaje szarfy, list i wychodzi. I to wszystko... Ale to są moje marzenia, a niestety aktor jest do wynajęcia (śmiech). Nie decyduje o tym, co chciałby zagrać.

Ciekawy świata i ludzi chętnie rozgląda się wokół siebie i podpatruje przechodniów idących ulicami, w tramwaju, w sklepie - wykorzystuje te obserwacje na scenie. Łatwo nawiązuje kontakty. Kocha nade wszystko teatr, bo to on daje aktorowi najbardziej osobisty kontakt z widzem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji