Artykuły

Wiedział, że musi wierzyć, ale...

Spektakl głęboko poruszający, który tworzy wyraziste i nastrojowe obrazy pozostające głęboko w pamięci - o "Orfeuszu i Eurydyce" w reż. Janusza Stolarskiego w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu pisze Katarzyna Nowaczyk z Nowej Siły Krytycznej.

Punktowe światło ze sceny oślepia widzów przy wejściu. Orfeusz siedzi w głębokim, stylowym fotelu. Dopiero kiedy ostatnie szmery na widowni milkną, kieruje on strumień światła na samego siebie. Jest skupiony i zamyślony. Wie, że jego miłość do Eurydyki poddana zostanie najwyższej próbie. Będzie musiał przezwyciężyć siebie, własne wątpliwości i ruszyć do walki przeciw śmierci, do walki o miłość i poezję. W końcu wstaje, przygląda się sobie powoli i uważnie. Jest już gotowy...

Stojąc na płytach chodnika przy wejściu do Hadesu

Orfeusz kulił się w porywistym wietrze

- rozpoczyna opowieść głos z offu. Ze sceny nie pada ani jedno słowo. Taki jest bowiem zamysł inscenizacyjny monodramu. "Orfeusz i Eurydyka" powstał według poematu Czesława Miłosza o tym samym tytule, który noblista napisał po śmierci drugiej żony, Carol. Spektakl ma trzech twórców, którzy realizują swoje wizje za pomocą różnych środków wyrazu. Janusz Stolarski (reżyser, aktor) wraz z Tomaszem Jaroszem (videomaker) i Patrykiem Lichotą (kompozytor) posługują się wyrazistą grą ciała, obrazem i muzyką, tworząc niezwykłą sekwencję scen nasyconych liryzmem. Tekst wypełniają skojarzeniami, dobudowują sensy i poszukują własnej drogi interpretacyjnej.

***

Z głębokiego mroku wyłania się obraz zaświatów. Tworzą go zwiewne białe płótna. Orfeusz zatraca się w nich, miota, walczy ze sobą. Pojawiają się wizualizacje jego ciała pełnego napięcia. Przed wejściem do Hadesu ściąga buty, bo to one najsilniej decydują o przynależności do świata realnego. To gest zerwania z rzeczywistością, materialnością, ale i gest pewnego uniżenia, poddania. Orfeusz stopniowo pozbywa się także kolejnych części garderoby, by w kulminacyjnym momencie tańca dla Persefony stanąć zupełnie nagim, stać się czystą poezją.

Zatrzymał się przed oszklonymi drzwiami, niepewny

Czy starczy mu sił w tej ostatniej próbie.

Ten utwór ma pewien klucz, o którym mówił Miłosz w wywiadzie dla Tygodnika Powszechnego - "Leciałem z Krakowa do San Francisco, wiedząc, że Carol umiera i że koniec jest nieunikniony; jedyne, o co chodziło, to żeby zdążyć do szpitala przed jej śmiercią. I właściwie ta podróż po Hadesie to jest moja podróż do San Francisco i wędrówka po szpitalu."

"Oszklone drzwi" to w rzeczywistości drzwi szpitala, za którymi umierała żona Miłosza. Tak jak w jego poemacie, tak i w spektaklu Stolarskiego tkwią subtelne nawiązania do tych zdarzeń. Piękna w swej delikatności jest scena, kiedy na płótnach pojawia się projekcja video szpitalnego monitora pokazującego akcję serca człowieka. Orfeusz jakby w szaleńczym tańcu usiłuje podtrzymać ten ledwo tlący się już płomyk życia ukochanej.

Miał świadomość, że znalazł się w Nigdzie.

Orfeusz w drodze do Hadesu przygląda się pojawiającym się czarno-białym zdjęciom ślubnym, bujanemu wiklinowemu fotelowi, szachownicy, kamiennym aniołkom, konarom drzew. Jego ruchy są żywiołowe, zamaszyste, dynamiczne, jakby kierowany był przez pierwotne instynkty. Świat wspomnień, własnych przeżyć miesza się ze światem fantasmagorycznym, na poły baśniowym i mitycznym. Podróż do zaświatów jest więc także wędrówką w głąb siebie. Poszukiwaniem sensów, przywoływaniem tego, co zapomniane i utracone. Jest także wielką lekcją miłości do Eurydyki.

Na swoją obronę miał lirę dziewięciostrunną.

Niósł w niej muzykę ziemi przeciw otchłani

Poeta staje nagi przed Persefoną i zaczyna dla niej grać. W ekstatycznym tańcu Stolarski z całego swojego ciała czyni instrument, poszczególne mięśnie zaś stanowią jego struny. Cielesność tej sceny ma niezwykłą moc oddziaływania. Orfeusz używa wszystkich swoich sił witalnych, całą potęgę poezji, żeby zachwycić żonę Hadesa. Swoją pieśnią unieruchamia jakby na chwilę machinę podziemia, łagodzi cierpienie.

Będzie tobie wrócona. Jest jednak warunek.

Nie wolno ci z nią mówić. I w powrotnej drodze

Oglądać się

To chyba najtrudniejszy moment dla Orfeusza. Jest tak blisko ukochanej i musi nieustannie bronić się przed zwątpieniem. Odwraca się, ale tam nie ma już nikogo. Już? A może nigdy nie było... Czy to kwestia zbyt wielkiej miłości, czy zbyt małej wiary?

Wiedział, że musi wierzyć i nie umiał wierzyć (...)

I zasnął z policzkiem za rozgrzanej ziemi - kończy opowieść głos.

I tu zupełnie niezwykły finał spektaklu. Orfeusz wraca z podziemia. Siada w swym fotelu, ale teraz, żeby wstać, potrzebuje balkonika, jakiego używają starsi ludzie mający trudności z samodzielnym poruszaniem się. Niegdyś potężnym i energiczny, karmiony nadzieją o życiu z Eurydyką, teraz kaleki i bezbronny. Utracił Eurydykę na zawsze, utracił więc jakby cząstek siebie. Z trudem odchodzi. W ten sposób Stolarski wzmaga kontrast pomiędzy siłą i witalnością poety schodzącego do podziemia, a niedołężnością z jaką zmaga się po powrocie bez ukochanej.

Stolarski łączy doświadczenie uniwersalne z doświadczeniem jednostkowym. Operuje metaforą, niedopowiedzeniem, myślowym skrótem. "Orfeusz i Eurydyka" to spektakl głęboko poruszający, który tworzy wyraziste i nastrojowe obrazy pozostające głęboko w pamięci.

Wszystkie cytaty pochodzą z poematu Czesława Miłosza Orfeusz i Eurydyka, Kraków 2002.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji