Artykuły

"Wyzwolenie" St. Wyspiańskiego

"Wyzwolenie", wystawione w Teatrze im. St. Wyspiańskiego - po raz drugi, jeśli chodzi o okres powojenny - stało się dużym wydarzeniem artystycznym. Spektaklowi temu poświęcono u nas niedawno obszerny reportaż fotograficzny, obecnie zaś omówi się tutaj ową wybitną pozycję sceniczną nieco szerzej.

Jak wiadomo, "Wyzwolenie" jest sztuką wielce złożoną i trudną do inscenizacji. Ale wcale nie niezrozumiałą, ani zagmatwaną czy mętną, jak niektórzy ongiś przypuszczali. Wprost przeciwnie - jest to rzecz sceniczna, dająca się bardzo wyraźnie odczytać, pod warunkiem, że się ją uzna za to, czym jest w istocie. Mianowicie sztuką polityczną, opierającą się na racjonalistycznych przesłankach, pomimo całej swojej obfitej galerii symboli, metafor i postaci aluzyjnych. Oczywiście Wyspiański nie był żadnym działaczem politycznym czy społecznym - po prostu był poetą. Poetą jednak takiego formatu, że walor jego geniuszu poetyckiego mógł go upoważniać całkowicie do prób kształtowania spraw politycznych przy pomocy właśnie poezji. A co m. in. tak dobitnie zostało zaakcentowane w "Weselu" i w "Wyzwoleniu".

* * *

"Wyzwolenie" jest więc sztuką polityczną uformowaną poprzez poezję. Mówi o konieczności zerwania więzów niewoli - którą Wyspiański odczuwał po prostu jako osobistą zniewagę - i o postulacie uformowania własnego państwa.

Nie daje ona jednak na to żadnych recept politycznych czy społecznych, natomiast głównym jej motywem jest - podobnie jak w "Weselu" - poddawanie krytyce różnorakich sposobów działania politycznego, przy równoczesnym domaganiu się nowych, zupełnie innych metod postępowania. Jakich? Recepty znowu na to w sztuce nie ma, są tam jednak wskazówki, mówiące o konieczności stosowania wszędzie systemu racjonalistycznego podejścia do każdego zagadnienia. Bo to było wówczas Polakom najbardziej potrzebne.

Nade wszystko jednak "Wyzwolenie" jest sztuką gorącą i żarliwą, jeśli chodzi o jej wyraz patriotyczny i to nawet w tej wersji dramatu - bo są ich dwie - która wprowadza na scenę Erynie prześladujące Konrada, a zamyka całość tragicznym finałem, ów bowiem żarliwy i gorący patriotyzm jest tam również głównym podkładem sztuki.

W Katowicach inscenizator i reżyser przedstawienia, a równocześnie odtwórca roli Konrada położył właśnie zasadniczy nacisk na ową żarliwość i gorącość patriotyczną. Wybrał on zresztą wersję drugą dramatu, kończącą sztukę akcentem optymistycznym, z następującą jednak zmianą: Mianowicie grupa robotników, która występuje na początku sztuki, została tu wkomponowana w końcowy fragment wraz ze swoim dobitnym finałowym akcentem: "Siła - to wy!".

Wyspiański był początkowo zaliczany do romantyków, co zresztą nie było prawdą, gdyż jego twórczość nie miała nic wspólnego z poezją romantyczna. Z romantyzmem polemizował on też w swych sztukach niejednokrotnie - jak np. w "Weselu" - ale szczególnie mocny ton nadał on tej polemice w "Wyzwoleniu", m. in. w finale swojej antyromantycznej tyrady: "Poezjo precz! Jesteś tyranem!".

Spektakl miał charakter piękny i monumentalny, pełen z jednej strony rozmachu i żywiołowości, zaznaczającej się specjalnie w wielce barwnej odsłonie odgrywania "teatru", zaś z drugiej wzruszający swoim liryzmem, zwłaszcza w tych scenach, kiedy to rozbrzmiewają słowa Konrada o "żytnim łanie", lub w tym fragmencie przedstawienia, w którym komponuje się słynna Konradowa modlitwa o "Polskę żywą".

* * *

Konrad w ujęciu Józefa Pary - w roli tej występuje również Jerzy Król - nie był zbyt obrazoburczy czy gwałtownie narzucający swą moc konglomeratowi ludzi, zjaw, symboli czy metafor - tworzących ową sławną tłumność "Wyzwolenia", a która, nawiasem mówiąc, w Katowicach zyskała swoje bardzo precyzyjne ukształtowanie. Był to Konrad władczy w sposób spokojny i zdecydowany oceniający sytuację na podstawie rozumnej kalkulacji. W myśl właśnie racjonalistycznych przesłanek dramatu.

Wiele było w tym spektaklu ciekawie ujętych i zgrabnie skomponowanych scen, do najciekawszych jednak należała bez wątpienia scena dysputy z Maskami. Jest to w każdej Inscenizacji "Wyzwolenia" najtrudniejszy orzech do zgryzienia. Tu ów problem rozwiązano bardzo szczęśliwie w sposób przekonywający. Otóż główne postacie z "teatru", jak: Karmazyna, Hołysza, Prezesa, Magnata, Prymasa, Mówcy, Kaznodziei czy Mnicha zostały umieszczone w pewnym momencie spektaklu - w różnych punktach widowni. W ten sposób Maski stały się nie anonimowymi symbolami, lecz symbolami odnoszącymi się do rzeczywistości, jaka przed chwilą rozgrywała się w "teatrze". Jeśli zaś chodzi o sam ów "teatr", to do robiących szczególne wrażenie należał tam polonez, śpiewany i tańczony wspaniale w swej niesamowitej a koszmarnej zawadiackości przez Bogdana Potockiego jako Hołysza i Jerzego Statkiewicza jako Karmazyna. Do innych bardzo udanych momentów scenicznych należały m. in. dysputa Konrada z Geniuszem reprezentowanym dostojnie przez Emira Buczackiego, taniec i śpiew Harfiarki (Małgorzata Pieklus), wędrówka Samotnika czyli Bohdana Kraśkiewicza z towarzyszeniem bujającego się na linie iście piekielnego Echa (Adam Kopciuszewski), dalej obłąkańcze tyrady Wróżki (Zofia Bawankiewicz), a następnie całe nabożeństwo w katedrze z bardzo pięknie i wprost malarsko ugrupowanym tłumem. Wzruszającym momentem była świetnie przeprowadzona rozmowa między Reżyserem a Starym Aktorem, czyli między Mieczysławem Łęckim, dostojnie i statecznie wkraczającym zawsze do akcji, a Mieczysławem Jasieckim, smutnym pogrobowcem 63-go roku. Na uznanie zasługują również dygresje z Muzą (Ewa Dec) i Lillą Wenedą (Bogusława Kożusznik).

A oto inni uczestnicy spektaklu występujący często w kilku różnych rolach Henryk Tarczykowski, Wojciech Górniak, Jerzy Głybin, Jerzy Król, Eugeniusz Szatkowski, Bogdan Zieliński, Stanisław Piotrowski, Władysław Kozłowski (Robotnicy), Stanisław Kossowski (Strażak i Rektor), Oksana Szyjan (Zosia), Tadeusz Szaniecki (Prezes), Eugeniusz Nowakowski (Przodownik), Wiesław Grabek (Kaznodzieja), Zbysław Jankowiak (Mówca), Tadeusz Sobolewicz (Mnich), Władysław Kornak (Hrabia Henryk), Zbigniew Kornecki (Prymas), Eugeniusz Szatkowski (Magnat i Starzec) Maria Kłębowska (Kobieta nad kołyską) Krystyna Moll (Hestia), Zofia Truszkowska (Matka).

Urzekającą w swej monumentalności katedralnej a zarazem bajkowości całego widowiska scenografię skomponował Jerzy Moskal, zaś pyszne kostiumy - Danuta Knosała. Muzyka Edwarda Bogusławskiego - tworząca niejako według stylu Wyspiańskiego, niemal "chochołowy" nastrój, a to dzięki wariacjom na temat Poloneza "Pożegnanie z Ojczyzną" Ogińskiego, przewijającym się ciągle jako motyw przewodni przez cały niemal spektakl.

W sumie przedstawienie dużej klasy, będące na pewno godnym uczczeniem siedemdziesiątej rocznicy zgonu Stanisława Wyspiańskiego (jaka przypada w przyszłym roku), patrona katowickiego teatru. Warto tu też przypomnieć, że w dniu premiery "Wyzwolenia" fronton teatru katowickiego ozdobił złożony z odlanych w brązie liter reliefowy napis: "Teatr im. Stanisława Wyspiańskiego".

Można powiedzieć - nareszcie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji