Artykuły

Dzieci klasy średniej mają żal

"Bullerbyn. O tym, jak dzieci domowym sposobem zrobiły las i co z niego wyrosło" w reż. Anny Smolar w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Dzieci z nowego Bullerbyn nie bawią się w dom czy w wojnę, tylko w recykling. Szczytem perwersji, psoty i kuszącego zepsucia wydaje im się podmienienie żarówki energooszczędnej na zwykłą.

Ludzie ekologicznie odpowiedzialni nie mają dzieci. Ani psów. Ani samochodów. Dzieci, które przyszły na świat w "Bullerbyn" przyszłości Tomasza Śpiewaka i Anny Smolar, mogą się więc uważać za szczęściarzy. Albo za dłużników zniszczonej natury, którzy od urodzenia dręczą się świadomością: "Jesteśmy winni. Jesteśmy pasożytami. Nasze życie szkodzi innym".

Autorzy opolskiego spektaklu spróbowali sobie wyobrazić, z jakimi lękami będą się faktycznie mierzyć oglądające spektakl maluchy. Dzieciństwo wielu dzisiejszych 4-8-latków upływa przecież w środowisku skrajnie bezpiecznym i odpowiedzialnie zarządzanym: na chronionych osiedlach, w przedszkolach integracyjnych, wśród produktów "fair trade" i przyjaznych środowisku zabawek edukacyjnych.

Twórcy należą do pokolenia obywatelsko i rodzicielsko świadomego. Dwudziesto-, trzydziestolatkowie z wielkomiejskiej klasy średniej zostali wyhodowani przez swoich oszołomionych transformacją rodziców na "ludzi sukcesu", zamęczeni zajęciami dodatkowymi i wycieczkami do centrów handlowych. Sami w wychowaniu stawiają więc na to, czego brakowało w otaczającej ich rzeczywistości: na rozwijanie empatii. Swoje dzieci uczą raczej recyklingu niż wierszyków "Kto ty jesteś?". Nie tresują ich do wyścigu szczurów. Chronią przed uzależnieniem od telewizji, śmieciowym jedzeniem, ideologiami i konsumencką zachłannością. Tłumaczą, jak rozpoznawać i akceptować potrzeby innych.

Anna Smolar i Tomasz Śpiewak sugerują, że nawet ten wyrafinowany model wychowawczy nie jest jednak idealny.

Lasse, Bosse, Olle, Anna, Lisa i Britta z powieści Astrid Lindgren należały do krajobrazu, podobnie jak droga, zarośla czy las. Gromadka z opolskiego spektaklu z prawdziwą naturą nigdy nie miała kontaktu. Żyją w świecie zaprojektowanym w oszczędnym skandynawskim stylu. Sprzęty wyciąga się z surowej, drewnianej ściany jak elementy wycinanki. Okna są ekranami z funkcją wschodów i zachodów słońca. W czasach przeludnienia nie każde mieszkanie może mieć przecież okno prawdziwe.

Gdy Lisa (Judyta Paradzińska) dostaje na urodziny własny, opakowany jak olbrzymi prezent, pokój, jest przerażona. Pokój wydaje się jej kolejnym wyzwaniem i obciążeniem. Prawdopodobne też budowa pokoju pochłonęła kolejne drzewa z lasu, o którym tak marzą bohaterowie spektaklu.

Dzieci z nowego Bullerbyn nie bawią się w dom czy w wojnę, tylko w recykling. Wpadają w stany ekstatyczne, gdy uda im się sprawić komuś przyjemność. Doskonalą się w opiece nad starzejącymi się rodzicami, serwując starszym maseczki z ekologicznych ogórków. Szczytem perwersji, psoty i kuszącego zepsucia wydaje im się podmienienie żarówki energooszczędnej na zwykłą. Z kolej rodzice tak bardzo starają się być "nie-toksyczni", że zmienili się w postaci z wieczorynek z głowami pociesznych zwierzaków.

Grupka dzieciaków z "Bullerbyn" to także spełniony koszmar kapitalistów żerujących na nienasyceniu. Te dzieci nie mają potrzeb. Nie mają nawet zestawu kina domowego i kolekcji filmów. Zadowoliły się jedną kasetę wideo z kilkunastosekundowym filmikiem o fotosyntezie. Dawkują sobie jej oglądanie, by nie stracić kontroli nad swoimi zachciankami. Nie potrzebują też żadnej nowej. Historii, filmów i nagrań i tak jest już na świecie za dużo.

To podejście przypomina zresztą postawy młodego pokolenia twórców. Oni także recyklingują stare historie. Przepisują kanon lektur, dekonstruują kultowe filmy, tworzą autorskie scenariusze "na motywach". Dość zaśmiecania wyobraźni nowymi iluzjami. Montujmy z tego, co już jest.

Anna Smolar i Tomasz Śpiewak stworzyli obraz delikatny, ale bardzo zasmucający. Uczenie dzieci wrażliwości może okazać się dla nich niebezpieczne. Bohaterowie "Bullerbyn" nigdy nie doświadczyli stanu niewinności i beztroski. Nie boją się żelaznego wilka czy zboczeńców z osiedla, ale tego, że sami będę nie dość dobrzy, troskliwi, odpowiedzialni. Łagodni i staranni, będą kiedyś może idealnym personelem domu starców. Ale na sugestię "zajmij się sobą" wpadają jednak w panikę. Potrafią być obywatelami, nie potrafią być ludźmi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji