Artykuły

W teatrze tym Polskę budować...

"WCZORAJSZE przedstawianie było świętem kulturalnego Lublina. Publiczność oceniła doniosłość chwili zapełniła teatr do ostatniego miejsca..."

To "Rzeczpospolita", nr 11 z 13 sierpnia 1944. Recenzja Janusza Minkiewicza z "Moralności Pani Dulskiej", pierwszej, po wyzwoleniu, premiery Teatru Miejskiego. "Przechodząc do przedstawienia - czytamy dalej - składamy na wstępie gratulacje p. Irenie Ładosiównej jako reżyserce. Jako wykonawczyni roli pani Dulskiej zarzucilibyśmy jej, że wyglądała zbyt młodo i sympatycznie... Wydaje się, że najszczerzej weszła w swoją rolę pani Helena Buyno. Jej Hanka była bardzo przekonywająca. P. Maria Zielińska z trudnej roli Meli wyszła zwycięsko. P. Irena Bielenin dzielnie jej sekundowała. Reszta zespołu wykazała dużo dobrej woli... Przemówienia przed przedstawieniem wygłosili: p. Józef Klejer imieniem kierownictwa teatru oraz por. Matuszewski w imieniu Wojska Polskiego". A na pierwszej i drugiej stronie gazety: "Ofensywa sowiecka nad środkowym Bugiem", "Sprzymierzeni we Francji idą naprzód", "Bestialstwa Niemców w Warszawie", "Dymisja Antonescu". Wojna o parę dziesiątków kilometrów, miasto przyfrontowe, Europa zrzuca więzy, "Hitlerja" wali się w gruzy znacząc swą klęskę zwielokrotnionymi hekatombami ofiar. W Teatrze Miejskim tłok na poczciwej "Pani Dulskiej" do której Minkiewicz dorabia w recenzji tasiemcową teorię co by to lwowska kamieniczniczka robiła podczas okupacji. I tak go ten temat roznamiętnia, że poświęca mu dwa razy więcej miejsca niż samemu spektaklowi.

W kilkanaście dni po oswobodzeniu miasta teatr (nie działający przecież za okupanta) strzelił premierę. Oto tempo! Ubiegły go w spektaklach tylko wojskowe zespoły frontowe: polskie i białoruski. Ale pierwsza cywilna premiera należała do Ładosiówny i Klejera, owa "Moralność Pani Dulskiej" przygotowana na godzinę X jeszcze w konspiracji, "za Niemca". Dziś może się to wydawać śmieszne, naiwne. Wielka wojna i mały teatr. Po cóż się narażali, jaki to miało sens, jak niewspółmierne sprawy: walczący Naród, rewolucja u progu, Warszawa w ogniu, front na Wiśle, a tam Zbyszko, Hesia, Mela i pan radca wędrujący wokół stołu do Kopca i z powrotem... Peruki, szminka, kostium, dekoracje...

Każdy kto pamięta tamte czasy, wie, że nie było to ani śmieszne, ani naiwne. Teatr, nosiciel narodowych tradycji, stróż czystości mowy, katalizator wielkich emocji, wzruszeń - stał się szczególną, ważną, nadrzędną instytucją kulturalną. Był nie tylko symbolem wartości duchowych, które przetrwały noc długich noży i rozpalonych pieców krematoryjnych, ale także narodowym wychowawcą, trybunem, społeczną manifestacją odzyskanej wolności. Tu w Lublinie, na skrawku Polski, a potem wszędzie tam gdzie nastawał świt wyzwolenia: w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Wrocławiu, Szczecinie - w dziesiątkach miast... Teatr w którym spełniał się na jawie sen Wyspiańskiego z "Wyzwolenia" o budowaniu Polski.

Oto racje dla których z tak głębokim szacunkiem wspominamy dziś ową lubelską, wojenną "Panią Dulską" i tych którzy ją przysposobili: bohaterów pierwszego spektaklu w odrodzonej Polsce: Irenę Ładosiównę (jest w Warszawie), Józefa Klejera (zmarł przed paru miesiącami), Helenę Buyno i wszystkich pozostałych...

Teatr Miejski w Lublinie, obecnie Państwowy Teatr im. J. Osterwy, zainaugurował teatralia Panoramy XXX-lecia. Zainaugurował właśnie "Wyzwoleniem", dramatem zaliczanym do nie najklarowniejszych, złożonym konstrukcyjnie, naładowanym intelektualnie, wymagającym od reżysera zabiegów służących rozwikłaniu i wyjaśnieniu owego gąszczu nakładających się wzajem na siebie treści. "Wyzwolenie" jest pierwszym w naszej literaturze dramatem politycznym - twierdził nie bez racji Leon Schiller - jest nim w większej mierze niż "Dziady" drezdeńskie. I ta myśl zaciążyła nad inscenizacją Brauna w Lublinie. Wydestylował on z bogatego w różnorodne wartości dzieła publicystykę. Wszystko co nią nie było (poza sceną Starego Aktora) poszło na złom. Polska A. D. 1903 została (i słusznie!) odrzucona jako metoda interpretacyjna, rozprawa ze współczesnością nie doszła do głosu. Roztopiła się w awangardowych ozdobnikach, pantomimie, mikrofonach, symbolice teatru studenckiego... Ani "Sto lat...!", ani "Góralu, czy ci nie żal...?" Ilustrujące postawy polityczne haniebnie rozwiecowanych Polaków, bezwolnej gromady dążącej za każdym z kolejnych demagogów (czy z tym nie przesadzono trochę) są w stanie związać sztuki. Nie są w stanie poprzez kabaret polityczny, jaki nam raz po raz proponuje Braun, nadać jej gorącego rumieńca aktualności.

Że "Wyzwolenie" jest dziełem niosącym ciągle żywą wiedzę o nas samych, Polakach, świadczyły choćby niedawne inscenizacje Maciejowskiego, Golińskiego czy Hubnera (PWST). Wszystkie interpretowały Wyspiańskiego, wszystkie wyjaśniały i wszystkie uwspółcześniały polityczną wymowę. Były z ducha po autorze z formy po współczesnych. W spektaklu lubelskim poszukiwania formalne przysłoniły wartości treściowe, zostało opakowanie.

"Jeśli chodzi o sam zespół teatralny, to można śmiało rzec, że aktorzy oddają się całkowicie celom teatru, poświęcając swoje zdolności dla sztuki, pełni są zapału do pracy i starają się zadowolić publiczność swymi występami. Publiczność garnie się do teatru". To znowu kawałek historii: nr 24 "Gazety Lubelskiej" z czwartku, 31 sierpnia 1944 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji