Artykuły

Wieczny czterdziestolatek

- Widzowie tak bardzo kojarzyli mnie z Anią, że gdy pojawiałem się gdzieś z moją żoną, podejrzewano mnie o romans na boku i pytano konfidencjonalnie "A gdzie jest pańska Madzia?" - mówi ANDRZEJ KOPICZYŃSKI, aktor Teatru Kwadrat Warszawie.

Andrzej Kopiczyński - choć mówi o sobie, że jest leniwy, to wciąż jest bardzo zajętym aktorem.

Wspaniały aktor, wrażliwy, szczery, szlachetny w odruchach - cudowny człowiek" - tak mówi o nim Jerzy Gruza - Zapomniał dodać: leniwy, uległy, mało przebojowy, czekający na tą co los przyniesie. A taka postawa w dzisiejszych czasach nie popłaca - komentuje opinię o sobie Andrzej Kopiczyński, znany i lubiany aktor, choć wiekowo na emeryturze, to nadal grający w teatrze i uczestniczący aktywnie w życiu artystycznym.

Przed laty cała Polska pokochała postać uroczego, zagubionego, wiecznie zestresowanego inżyniera Dowody tej sympatii otrzymuje do dziś. - Zawsze uważałem, że aktorem jest się po tą żeby grać wszystko. Bo aktorem jest się dla publiczności. Byłem bardzo szczęśliwy, pracując w "Czterdziestolatku". Minęło następnych prawie 40 lat, a ja ciągle jestem tym serialowym czterdziestolatkiem. To jest właśnie najprzyjemniejsze. Nigdy ze strony ludzi, których spotykałem na ułicy czy gdziekolwiek, nie spotkała mnie najmniejsza przykrość. Wręcz odwrotnie. Mam nawet dość ułatwione życie we wszelkich instytucjach czy urzędach. Ludzie są dla mnie niezwykle sympatyczni. Co dla mnie ważne, pamiętają nie tylko Stefana Karwowskiegą ale i moje nazwisko. Praca w tym seńalu zajęła mi kawał życia, a serial po latach stał się kultowy. Ileż czasu spędziłem na planie na budowie Dworca Centralnego Trasy Łazienkowskiej i Toruńskiej. Świetnie pracowało się z reżyserem Jerzym Gruzą. Szkodą że dziś nie ma seriali dających satyryczny przekrój społeczeństwa Udało mi się też zagrać safandułę, poczciwego ofermę, którym w życiu nie jestem, a łubie grać wbrew prywatnym warunkom i predyspozycjom - mówi Andrzej Kopiczyński. De Stefana Karwowskiego jest w aktorze?

- Z inżyniera mam tyle, że bardzo lubię majsterkować. Lubię zmęczyć się fizyczną pracą. Mnóstwo rzeczy zrobiłem sam w naszej chałupce na wsi i w domu pod Warszawą. Tam uwielbiam odpoczywać z rodziną. A poza tym dalej pracuję jako aktor. Mogę zdradzić, że znów spotkałem się z Jerzym Gruzą, Anią Seniuk i z serialowym Maliniakiem, czyli Romkiem Kłosowskim. Nagraliśmy słuchowisko " Uniwersytet Trzeciego Wieku", czyli ciąg dalszy "Czterdziestolatka". Już niebawem w programie I Polskiego Radia. A poza tym zapraszam państwa na spektakle do "Kwadratu". Być może pojawimy się też w Krakowie z "Kwartetem" i to w jakiej obsadzie: Krysia Sienkiewicz, Basia Wrzesińska i Tadek Wieczorek, nie wspominając o mojej skromnej osobie. Bardzo chcielibyśmy zagrać w Krakowie. A jeśli ktoś zechce, może mnie zobaczyć w "Kwadracie" w spektaklu "Mój przyjaciel Har-vey", gdzie gram m.in. z Jankiem Kobuszewskim. Wciąż coś się dzieje i Bogu dzięki. Nie ma czasu na narzekanie, nadsłuchiwanie, czy coś, gdzieś nie strzyka

Wygląda znakomicie: szczupła sylwetka szpakowate włosy, czarujący uśmiech na ustach, szyk, elegancja i rzadko dziś spotykana szarmancja wobec kobiet. Klasę i zgoła niedzisiejszą kulturę ma w gestach, spojrzeniu, sposobie mówienia Co do jednego wszyscy są zgodni: Andrzej Kopiczyński to człowiek pełen wdzięku, a przy tym niezwykle taktowny, skromny i zawsze tryskający humorem. O jego manierach gentelmana miałam okazję przekonać się osobiście, kiedy spotkaliśmy się na południowej kawie w Warszawie, u naszego wspólnego przyjaciela Zbigniewa Rymarza kompozytora znawcy teatru muzycznego i posiadacza największych zbiorów nut i filmów muzycznych.

Rozmawialiśmy o sztuce, o rolach aktora o życiu i rodzinie, korzeniach, wzorcach najlepszych, jakie niemal każdy z nas wynosi z domu.

- Kto mnie ukształtował? Przede wszystkim rodzina Matka Byłem najmłodszy z trójki rodzeństwa i najbardziej pieszczony, co bez wątpienia miało duży wpływ na mój charakter. W domu rodzinnym mówiono o mnie czule "wyskrobek".

Andrzej Kopiczyński od lat wielu związany jest z warszawskim teatrem "Kwadrat", w którym bawi widzów, czasami również krakowskich, odwiedzając nasze miasto z gościnnymi spektaklami. Dla wielu nadal jest Stefanem Karwowskim, bo z tym właśnie nazwiskiem często kojarzy się telewidzom. Podobnie jak z Anną Seniuk - serialową, Madzią - oboje stworzyli niezapomniane małżeństwo w bijącym niegdyś rekordy oglądalności "Czterdziestolatku". - Widzowie tak bardzo kojarzyli mnie z Anią, że gdy pojawiałem się gdzieś z moją żoną, podejrzewano mnie o romans na boku i pytano konfidencjonalnie "A gdzie jest pańska Madzia?".

A być może niewiele brakowało, by Andrzej Kopiczyński nie został aktorem, bo w młodości marzył o leśnictwie, gdyż życie w leśniczówce było tym, co tygrysy lubią najbardziej - zwykł te marzenia określać.

Co powodowało ten pęd do lasu? Być może zdrowe, augustowskie powietrze, którego nawdychał się w dzieciństwie.

- Przez wiele lat mieszkaliśmy z rodziną w Augustowie. Cudowne lasy, czyste jeziora sprawiały, że do dziś jestem fanatykiem przyrody. Od tej pory datuje się też moja wędkarska pasja Żeglarstwem zaraziłem mojego serdecznego przyjaciela i kolegę z teatru - śp. Jerzego Turka z którym przed kity zbudowaliśmy łódkę i wyruszyliśmy na fantastyczny rejs po Narwi i Bugu. Każdej wiosny planowaliśmy nasze wyprawy, ale, niestety, wciąż trudno nam było skoordynować terminy. Mam jednak żaglówkę, którą przystosowałem do wędkowania, więc łowienie ryb pozostało moim najlepszym relaksem. Największym wędkarskim sukcesem był złowiony przed laty szczupak - sześć i pół kiłograma żywej wagi.

Talent charakterystyczny Andrzeja Kopiczyńskiego odkrył Edward Dziewoński, przed laty dyrektor teatru "Kwadrat". - Zawsze uważałem, że aktor powinien grać wszystko. Gdy wreszcie trafiłem do Warszawy, najpierw do Teatru Powszechnego a później do "Narodowego " prowadzonego przez Adama Hanuszkiewicza początkowo nie wiodło mi się najlepiej. A kiedy wreszcie zacząłem grać ciekawe role, zaczął się "Czterdziestolatek" i pomieszał wszystkie moje teatralne szyki. "Karwowski, Karwowski" -szedł szmer po widowni, gdy wchodziłem na scenę jako Nos w " Weselu". Koniec z rolami dramatycznymi - pomyślałem. I wtedy wykorzystałem propozycję "Dudka" Dziewońskiego i przeniosłem się do "Kwadratu", z którym jestem związany do dziś. I bardzo sobie cenię tę współpracę. Świetni koledzy, znakomita atmosfera pracy, radość dawania innym uśmiechu. Jest tylko jeden poważny pivblem: "cierpimy" na nadmiar publiczności, bo nasza sala nie zawsze może pomieścić wszystkich chętnych. Nasz teatr jest tak popularny, że ma nawet swoją "filię" w Chicago. Kiedy tam przyjeżdżamy - do Copernicus Center - widownia na ponad dwa tysiące miejsc wypełniona jest po brzegi. Te występy za Wielką Wodą są wspaniałe, ale mają jeden istotny feler: trzeba na nie dolecieć samolotem. A ja panicznie boję się lotów. Tylko proszę się ze mnie nie śmiać, to sprawa wielkiej wagi. Tym bardziej że moja żona, Moniką uwielbia samolotowe podróże, więc wyobraża sobie pani taki małżeński rozdźwięk?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji