Artykuły

Zasada trailera

"Wejście smoka. Trailer" w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Szydłowski i Pakuła zakładają, że dziś każdy mit zostaje sformatowany i zinfantylizowany, sprowadzony do kilku gestów, mgnień, przeczuć.

Nigdy nie trenowałem wschodmim nich sztuk walki, "wibrująca pięść" kojarzy mi się wyłącznie z regulowaniem kolorów w telewizorze marki Rubin. Nigdy też nie widziałem legendarnego filmu Bruce'a Lee "Wejście smoka". Obejrzałem za to kiedyś jego trailer, montaż fragmentów scen dających widzowi pojęcie o fabule, dialogach i konwencji pojedynków, które toczą bohaterowie. I nigdy też nie zobaczyłem w całości "Kruka", w którym zagrał syn Bruce'a Brandon, również tragicznie zmarły. Spektakl Szydłowskiego także jest takim "trailerem": z premedytacją trwa za krótko, by dogłębnie zanalizować fenomen hollywoodzkiego mistrza kung-fu czy pokazać kulisy jego popularności w Polsce. I sztuka Pakuły, na bazie której powstał - również jedynie drwi z filmowej konwencji, anarchizuje narrację. Obiecuje jakiś temat, świadomie nie dając mu spełnienia. Szydłowski z Pakułą zakładają, że żyjemy w erze trailerów, każdy mit zostaje w niej sformatowany i zinfantylizowany, opowiedziany bardzo szybko, sprowadzony do kilku gestów, mgnień, przeczuć. Dlatego ich "Wejście smoka. Trailer" zaczyna się i kończy na poziomie zderzenia i cięcia. Na casting do roli Bruce'a Lee przychodzi niebieski człowiek z filmu "Avatar", jest jakiś Murzyn z afro, niedawny Edek z "Tanga" Wiktora Rubina, dziarscy emeryci z "Fakira", poprzedniego spektaklu Szydłowskiego. Postaci fikcyjne konkurują z naturszczykami współtworzącymi Łaźnię, machają mieczami krakowscy mistrzowie sztuk walki. Ich popisy zostają przerwane pojawieniem się Jana Peszka. Czy słynny aktor też startuje do roli, czy może zwariował i uwierzył, że jest polskim Bruce'em Lee? Potem nadciąga Błażej Peszek w przebraniu Kruka. Rozpoczyna się aktorskie starcie ojca i syna, wyścig wcieleń, oszustw, parodii. W scenicznym świecie nie ma kobiet - Błażej Peszek gra więc i złego pana Hana, i skrzywdzoną przez niego kobietę. Brandona Lee i kogoś, kto się pod niego podszywa. Jan Peszek jest sobowtórem Bruce'a, ale i sobą, "nieistniejącym, aczkolwiek możliwym aktorem instrumentalnym". Autoironia starszego z Peszków mierzy się z energią młodszego. Szydłowski ucieka z terytoriów głębinowego teatru na obszar scenicznego popu. Prowokuje nas tym, by traktować jego realizację bardziej jako event i ewenement medialny, skrzyżowanie wszystkiego ze wszystkim: walki i aktorstwa, fikcji i faktu, prywatnego wizerunku aktora i jego scenicznego falsyfikatu. Serwuje tylko pokaz możliwości spektaklu o esencji męskości, brzydkich zabawach dużych chłopców. Bo chyba nie da się zrobić w teatrze na serio filmu kung-fu. Opowieść o Brusie nie zamknie w sobie żadnej prawdy o przekleństwach męskiego świata. Sztuka została sprowadzona do poziomu trailera, życie też jest już tylko trailerem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji