Artykuły

Molier znów wzbudza emocje

"Szkoła żon" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

"Szkoła żon" w Polskim to olśniewająca rola Andrzeja Seweryna. Pozostali aktorzy, szczęśliwie, mu nie przeszkadzali - pisze Jan Bończa-Szabłowski

Jacques Lasalle, wieloletni reżyser i dyrektor Comédie Francaise, realizując przed laty "Tartuffa" w warszawskim Narodowym, znakomicie wpisał się w dyskusję o polskiej religijności, a w "Lorenzacciu" Musseta podjął dialog na temat homofobii. Teraz, wystawiając w Teatrze Polskim "Szkołę żon" Moliera, dotyka tematu emancypacji, ale i tolerancji w miłości.

Rolę Arnolfa miały w swym dorobku takie indywidualności polskiej sceny, jak Woszczerowicz, Holoubek, Siemion, Łapicki, Englert, Globisz czy Stuhr. Już samo przywołanie tych nazwisk pokazuje, jak różne mogą być interpretacje postaci.

Arnolf Łapickiego nawiązywał do niespełnionego mitu Pigmaliona, Arnolf Englerta przypominał dyrygenta, który cały świat traktuje jak podporządkowaną sobie orkiestrę.

Arnolf Andrzeja Seweryna mimo historycznego kostiumu jest człowiekiem współczesnym. Na początku wydaje się odpychającym cynikiem, który patrzy na innych z pogardą, przekonany, że zna odpowiedź na każde pytanie i nic nie jest w stanie go zaskoczyć. Ta maska jednak spada, gdy odkrywa w sobie miłość do Agnieszki. Najpierw przeżywa dramat odtrąconego mężczyzny, a potem - walcząc o uczucie wybranki - gotów jest na największe nawet upokorzenia.

Z nieudanego Don Juana przekształca się w człowieka zranionego, pełnego kompleksów. Gracza, który ma świadomość, że stracił wszelkie atuty.

Postać głęboko przekonująca, ludzka w wymiarze i tragiczna. W ostatniej scenie, gdy zgorzkniały i zrezygnowany siada na schodkach i z goryczą patrzy w stronę widowni, przypomina Molierowskiego Sganarela, którego świat po śmierci Don Juana legł w gruzach. Agnieszka Anny Cieślak nie ma w sobie nic z naiwnego cielątka, które łatwo dałoby się ukształtować przez Arnolfa. Mocno stąpa po ziemi. A w rozmowie ze swym adoratorem daje do zrozumienia, że ceni go jako nauczyciela, ale bezceremonialnie dyskredytuje w roli kochanka.

Sukcesu "Szkoły żon" w Polskim dopełnia znakomite tłumaczenie Bogdana Korzeniewskiego. Ma się wrażenie, że aktorzy mówią żywym, współczesnym językiem. Publiczność - co miałem okazję zauważyć na czwartym spektaklu z udziałem wielu młodych widzów - reaguje bardzo emocjonalnie. To druga, po "Wieczorze Trzech Króli", premiera w Polskim, o której warto dyskutować.

Zaliczając kilka teatralnych raf, Teatr Polski Andrzeja Seweryna wypływa wreszcie na szerokie wody.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji