Artykuły

"Wyzwolenie"

Jest to właściwie wielki, blisko dwugodzinny monolog Konrada. Konrada, który przesiał już dawno być Hamletem swego czasu, jeśli kiedykolwiek nim był. Konrada, który od pierwszych scen zdobywa sobie kredyt zaufania widowni i moralne prawo osądzania nas Polaków, i swojego, i naszego czasu. Takiego Konrada era Zbigniew Zapasiewicz. Wielka kreacja. Godna "Wyzwolenia". Obaj - reżyser Jerzy Goliński i on, Zbigniew Zapasiewicz - dokonali rzeczy zdumiewającej: mimo dość znacznej ingerencji w tekst, jego znacznego okrojenia i przetasowania i wreszcie mimo usunięcia postaci Geniusza, bez której zdawałoby się trudno sobie: wyobrazić "Wyzwolenie", bo Konrad i Geniusz, to jak Henryk i Pankracy w "Nie-boskiej" - nie tylko aprobujemy taki właśnie kształt tekstowy widowiska, ale odbieramy je jako jedyną z możliwych realizację "Wyzwolenia". Refleksje i pewne wątpliwości przychodzą znacznie później.

Napisałem "widowiska". Chyba niesłusznie. To co jest właśnie u Wyspiańskiego tak bardzo "widowiskowe" w swej malarskości, stanowiąc o urodzie dzieła, pełni w przedstawieniu Golińskiego funkcję wyłącznie rekwizytu teatralnego, podkreślanego w tej jego tandetnej teatralności, jak np. te plączące wierzby "jak żywe".

Dlaczego nie odczuwaliśmy braku Geniusza? Chyba dlatego, ie tak jak Konrad Wyspiańskiego był starszy i dojrzalszy od Konrada Mickiewicza o kilka dziesiątków lat ważkich doświadczeń narodowych, tak Konrad z przedstawienia Golińskiego - Zbigniewa Zapasiewicza - jest bogatszy i dojrzalszy od swego pierwowzoru literackiego (i scenicznego!) o nowych kilka dziesiątków lat równie ważkich w historii i życiu narodu. Konrad Zapasiewicza nie jest Hamletem swojego czasu, jest piekielnie dojrzały, mądry, i o pełnym rozeznaniu i ostrości widzenia i historii, i współczesności swego narodu Geniusz byłby więc tu nie jego partnerom-antagonistą lecz statystą. Tak samo jak Maski są w przedstawieniu Golińskiego nie personifikacjami jego rozterek, walk, wątpliwości lecz znakami z zewnątrz, są poza nim - i to właśnie do nich kieruje te wszystkie nabrzmiałe goryczą i gniewną pasją słowa. W takiej propozycji ideowo-artystycznej "Wyzwolenia" - akt drugi pochłonął i pierwszy, i trzeci, on jest trzonem dzieła; nie ma więc tego kompozycyjnego rozbicia, tej cezury artystycznej między aktem pierwszym i trzecim (tu najbardziej okrojonym), jak w poprzednich realizacjach.

Brakuje nam oczywiście, niekiedy bardzo dotkliwie, tej czy innej sceny, postaci, dialogu, tej czy innej pięknostki wreszcie - ale są to doznania jedynie w płaszczyźnie emocjonalnej, wynikłe z tradycyjnych przyzwyczajeń. Mamy jednak z nawiązką rekompensatę w płaszczyźnie intelektualnej, gdyż jest to dzieło sceniczne zbudowane niemal wyłącznie na elementach intelektualnych i odwołujące się przede wszystkim do intelektu.

Spektakl wymagałby dokładnego zapisu, żeby dać tym Czytelnikom, którzy nie będą go widzieli, jakąś namiastkę jego przejrzystej i zwanej konstrukcji, ale przecież i tak żadnym słowem nie uda się przekazać kreacji Zapasiewicza. Nie sadzę, by pozostali wykonawcy tego wybitnego przedstawienia, tak pięknie rozpoczynającego nowy sezon w Teatrze Dramatycznym pod nowym kierownictwem Gustawa Holoubka, nie znaleźli w sobie dość wyrozumiałości dla recenzenta, który nie utrwalił w tej relacji również i ich pracy i twórczego wkładu do przedstawienia. Na ich chwałę trzeba więc powiedzieć tylko, że wykazali rzadkie zrozumienie i porozumienie z reżyserem i odtwórcą roli Konrada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji