Artykuły

"Wyzwolenie" przeczytane dzisiaj

CZYM miało być "Wyzwolenie" według intencji Wyspiańskiego? Współczesną komedią dell'arte, ale zarazem pełnym żarliwości i pasji dramatem politycznym. Improwizacją i wezwaniem do czynu, wyrwaniem się z kręgu urzekającego czaru poezji, która obezwładnia i samą poezją, która pomaga w walce. Miało chłostać biczem ironii tych, którzy za pustym frazesem i obłudną tromtadracją narodową ukryć chcieli swą małość i swe tchórzostwo, a zarazem pochwałą prawdziwego patriotyzmu, który manifestuje się czynem, pracą, dyscypliną społeczną.

I takim się stało na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie. Ujrzeliśmy wielkie widowisko polityczne, najbardziej współczesne i aktualne. Usłyszeliśmy potępienie anarchii i nieróbstwa, owe pamiętne słowa Wyspiańskiego: "A to złego, że każdy uczciwy Polak, jak skoro zacznie gadać, tak ze słabą głową przegada wszystko". I jeszcze owo: "Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo". I słowa Konrada: "A ja chce, tego, co jest wszędzie (...) tylko z usunięciem oszustwa narodowego. Z usunięciem kradzieży narodu; oszustów, którzy rujnują naród! złodziei, którzy okradają naród!".

Te myśli stają się kwintesencją tego mądrego przedstawienia.

Pisał kiedyś Leon Schiller: "Wyspiański był prekursorem "teatru walczącego", teatru politycznego - wyprzedził teatr Piscatora i wszystkie wysiłki organizowania w Europie teatru socjalnego. Miały "Dziady" swą treść polityczną, miał ją "Kordian", miała "Nieboska". lecz nigdy treść ta w takiej mierze się nie przejawiła, nigdy tak głośno i wyraźnie do narodu nie przemówiła, jak w "Weselu", lub "Wyzwoleniu". Przyszedł, by "walić młotem": tworzyć teatr nowy. Teatr ten, tak namiętnie przez niego umiłowany, o tyle tylko sens i interes dla niego przedstawiał, o ile mógł być narzędziem agitacji i protestu oraz sumień trybunałem. (...) Jakże szczęśliwi bylibyśmy, gdyby dzisiejsza idea teatru walczącego miała takiego bojownika".

Śladem tej myśli Schillera poszedł Jerzy Goliński w swej warszawskiej inscenizacji "Wyzwolenia". Zapragnął, by powstał na kanwie tego dzieła spektakl o tym "co jest dziś w Polsce do myślenia" i cel ten osiągnął. Jego przedstawienie jest pochwałą teatru żywego i jego możliwości, dowodem najbardziej przekonującym, że teatr może wtrącać się do naszych najbardziej aktualnych dyskusji nawet wtedy, kiedy nie dysponuje nowymi sztukami na interesujący go temat. Przedstawienie Golińskiego ma formę surową, prawie ascetyczną, scenografia Wojciecha Krakowskiego jest bardzo funkcjonalna i nie odwraca nigdy uwagi widza od sprawy najważniejszej: od myśli, które przekazać chciał widzom autor i inscenizator.

Przeciwnie: pomaga skutecznie w ich dotarciu do publiczności.

Najważniejsze jest jednak w tym przedstawieniu słowo. Główny nacisk położony więc został na aktora. Jeśli nowy spektakl "Wyzwolenia" odniósł tak wielki sukces, to zawdzięczać to należy mądremu opracowaniu tekstu, przemyślanej reżyserii i scenografii, lecz nade wszystko grze Zbigniewa Zapasiewicza, który stał się bohaterem wieczoru.

Rolą Konrada wzniósł się ten utalentowany aktor, na wyżyny swego kunsztu i swych możliwości, stanął w pierwszym szeregu aktorów polskich. Zapasiewicz potrafił zespolić wspaniale pełne opanowanie intelektualne głębokiej zawartości ideowej, politycznej, moralnej i filozoficznej tej arcytrudnej roli z żarliwością, jaką przepoił romantyczno-antyromantyczną postać Konrada. Po raz pierwszy ujawniła się więc cała jakże złożona i pasjonująca dialektyka Wyspiańskiego: jego antyromantyczna ironia, demaskująca zły czar polskiej poezji romantycznej i jej pasja, wywodząca się z wielkich tradycji Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego. Przyświecała zaś Zapasiewiczów: przy budowie postaci Konrada zasada, sformułowana tak prosto przez bohatera "Wyzwolenia": "nie ma myśli tak niejasnej, której by człowiek myślący jasno i wyraziście, nie przenikał i nie rozumiał". Dopomógł Zapasiewiczowi w wyjaśnieniu tych pozornych zagadek nie tylko precyzyjny aparat intelektualny, lecz także piękny, urzekający głos.

Zbigniew Zapasiewicz góruje nad spektaklem. Nie znaczy to jednak, by inni aktorzy nie zasługiwali na słowa uznania i ciepłą wzmiankę. Bardzo dyskretnie, jakby świadomie usuwając się w cień, gra rolę Reżysera Andrzej Szczepkowski. Zofia Rysiówna podaje z pełną świadomością i ironicznym dystansem, patetyczne kwestie Muzy, oraz mówi bardzo pięknie jej partie liryczne. Karmazyna i Hołysza grają z dużą siłą wyrazu Tadeusz Bartosik i Józef Nowak. Mieczysław Milecki jest wzruszający w roli Starego Aktora. Ponadto występują z powodzeniem: Mieczysław Voit, Zbigniew Koczanowicz, Magdalena Zawadzka, Czesław Kalinowski, Jerzy Zelnik, Witold Skaruch, Maciej Damięcki, Lechosław Herz, Wojciech Duryasz, Stefan Środka, Karol Strasburger, Henryk Czyż, B. Klimkiewicz i K. Miecikówna.

Jedyne wątpliwości wzbudza zakończenie przedstawienia. Jest jakby niedopowiedziane. Kto wie, czy nie warto było jednak zachować tej pięknej strofy Wyspiańskiego, którą wyczytać można w didaskaliach, zamykających "Wyzwolenie".

To ów wyrobnik i dziewka bosa wyprowadzić mieli Konrada z zaklętego kręgu sztuki, wskazać mu drogę w życie. A może twórcy przedstawienia pragnęli, by widzowie dośpiewali sobie tę myśl Wyspiańskiego sami? Epilog "Wyzwolenia" napisało bowiem życie i pisze go wciąż.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji