Artykuły

Literacki pop Michała Bajora

- Już od dawna nie czuję się aktorem śpiewającym - mówi Michał Bajor w rozmowie z Jackiem Antczakiem.

"Michał Bajor to symbol piosenki aktorskiej. Aktor teatralny i filmowy, który główny nurt swojej twórczości związał z piosenką artystyczną" - napisano w programie do jubileuszowego 25. Przeglądu Piosenki Aktorskiej, który startuje dziś [23 kwietnia] we Wrocławiu.

- Rozmawiam z symbolem?

- Nie czuję się symbolem, ani artystą, który jest już podsumowywany. PPA jest festiwalem, na którym rzeczywiście występowałem wielokrotnie. To we Wrocławiu postawiono "kropkę nad i" mojego stylu śpiewania. Ale nie tu debiutowałem. To jeden ze stopni wtajemniczenia w moim zawodowym "śpiewanym" życiu. Wrocławski festiwal na pewno był jednym z najważniejszych dla mnie, ale przedtem były Opole, Sopot, teatr i spektakle "Brel" czy "Hemar". Owszem dziennikarze czy publiczność mogą mnie klasyfikować jako symbol, natomiast ja czuję się jeszcze zbyt młodo w twórczości bym się na to zgadzał.

- Zgoda, nie jest Pan symbolem, ale nie zaprzeczy Pan, że jest śpiewającym aktorem?

- Już od dawna nie czuję się aktorem śpiewającym. Owszem, piosenki, które kiedyś wykonywałem, songi Brechta czy Brela były z tego nurtu. Natomiast konsekwentnie przez całe lata podążałem w kierunku tzw. piosenki popowo-literackiej. Poza wybitnymi starymi kompozytorami i autorami na ostatnich krążkach zacząłem sięgać po takich twórców jak Kayah, Adam Nowak z Raz Dwa Trzy czy Seweryn Krajewski. Postanowiłem ubarwić swoje piosenki. Dzięki temu, że traktuję je nie tylko jak symbolikę, wyzwanie czy posłannictwo ale po prostu jako fantastyczną przygodę, mam coraz szerszą widownię i ogromną liczbę koncertów. Mogę się rozwijać, podróżować, poznawać ludzi i szukać różnych kolorów życia piosenkowego.

- Nie wiem, kto od kogo ściągał, bo dokładnie taką samą drogę - od piosenki aktorskiej do artystycznej - przechodzi od kilku lat Przegląd Piosenki Aktorskiej.

- Ja nie ściągałem, ponieważ po wielu latach występowania na PPA, zrobiłem też kilkuletnią przerwę. Nie przypuszczam także, żeby Wrocław wziął to ode mnie. Przegląd ewoluował, bo nakazywał to zdrowy rozsądek - jeżeli chciano, żeby ludzie nadal walili na tę imprezę drzwiami i oknami, musiano przedstawić im różnorodne propozycje.

- Czyli nie ma już piosenki aktorskiej, jest artystyczna. Akceptuje Pan tą nazwę?

- Tak. Ja ten gatunek piosenki nazwałem na swojej ostatniej płycie literackim popem.

- Ta płyta, czyli jedna część programu, którą zaprezentuje Pan we Wrocławiu, nosi tytuł "Za kulisami". Jak rozumiem, to autokomentarz do życia artysty? A jak jest teraz za kulisami przeglądu?

- Jak każdy festiwal w Polsce w tych czasach, PPA nabrało tempa, które może dla imprezy związanej z ekonomią jest potrzebne, ale życie zakulisowe popsuło. Artyści na przegląd wpadają i wypadają - tak wyglądają teraz kulisy wszystkich festiwali. Dołączyliśmy do świata, tak wygląda show-biznes. Nikt nie ma już tyle czasu na spotkania mając trasy, nagrania, wywiady...

- Dawniej wpadaliście do Wrocławia na dłużej?

- Inna była kondycja kraju, teatru, środowiska artystów. Byliśmy bardziej beztroscy. Byliśmy też młodsi. Dziś nie jesteśmy tymi samymi ludźmi. Zresztą młodzież, nawet ta artystyczna, również podporządkowała się temu tempu i nie potrafi bawić się jak my kiedyś. Gdy przyjeżdżaliśmy do Wrocławia - Janda, Dałkowska, Błaszczyk - byliśmy szalenie otwarci na artystyczne życie, chcieliśmy być ze sobą. Ale to naprawdę były inne czasy. Nie mnie jednak oceniać czy lepsze, czy gorsze. Z punktu widzenia wspomnień lepsze, z punktu widzenia dzisiejszych czasów - nieodwracalne. Choć w tym roku z okazji jubileuszu wezmę udział w kilku koncertach i liczę na bardziej emocjonujące spotkania.

- Na Pana najnowszej płycie znalazły się piosenki Seweryna Krajewskiego, bohatera Gali, Magdy Czapińskiej, niedawno fetowanej we Wrocławiu, nie brakuje tekstów Wojciecha Młynarskiego, też legendy festiwalu. Wielu wieszczy, że takich piosenek już się nie słucha. Ale zarówno te nazwiska i pojawiający się kolejni artyści piosenki zaprzeczają tym wieszczeniom.

- To sprawa publiczności. Kiedy we Wrocławiu szlifowałem marzenia o piosence artystycznej, dostałem od widzów ogromny kredyt zaufania i wielką dawkę emocji. Dostałem je od tych nastolatków leżących na schodach Teatru Polskiego, od ludzi wiszących na lampach przed Teatrem Współczesnym, włażących po rynnach czy przez kominy do Kameralnego by móc słuchać piosenek. To były chwile niezwykłe, nie do zapomnienia. To, że zawsze traktowałem publiczność we Wrocławiu poważnie proponując nowe programy, sprawiło, że słuchacze zawsze wiedzieli i wiedzą, że nie odcinam kuponów od kariery.

- Nowe programy? Przecież Bajora ludzie nie wypuszczą ze sceny, dopóki nie zaśpiewa paru hitów sprzed 20 lat. W tym roku najpierw będzie "Za kulisami", a potem zaśpiewa Pan największe przeboje?

- "Za kulisami" to komedia liryczna w formie muzycznego spektaklu z trzema aktorami i 16 piosenkami, a druga część koncertu została specjalnie przygotowana, żeby z okazji 25-lecia PPA przypomnieć mojej kochanej publiczności z Wrocławia kilkanaście piosenek, które tu miały premiery i budowały zaufanie między mną, a moją publicznością. We Wrocławiu zaśpiewałem po raz pierwszy, Ja wbity w kąt" Aznavoura przetłumaczoną dla mnie przez Młynarskiego, "Mandalay","Nie chcę więcej", "Ogrzej mnie", które przedtem śpiewała Krystyna Janda. Sporo tego było.

- Jeden z kabaretów naśladuje Pana głos i "Ogrzej mnie" - co Pan na to?

- Nie widziałem tej parodii, ale słyszałem, że jest dobra. Jeśli opowiada się o mnie dowcipy i parodiuje, to może rzeczywiście jestem już symbolem.

- Piosenka jest dla Pana sztuką?

- Jest całym moim światem, teatr niestety nie jest już na pierwszym miejscu. Natomiast film jest muzą, za którą tęsknię i dlatego wyszalałem się w Neronie. Ale dokonałem wyboru. Mam swój teatr piosenki.

- Bo za piosenki kocha Pana publiczność?

- Ale publiczność kocha też pana X, czyY, którzy często śpiewają szmatławe piosenki. Upodobania publiczności na pstrym koniu jeżdżą. Dlatego nigdy nie zamieniłbym się z żadnym kolegą X ze świata popowego, którzy błysną, wyciśnie ich wytwórnia płytowa i porzuci jak niepotrzebne mięso armatnie. Natomiast publiczności, którą mają, Edyta Geppert, Grzegorz Turnau czy ja można nam zazdrościć. Dzięki niej, dzięki naszym z nią relacjom, do końca życia mamy możliwość bycia niezależnymi. Nie muszę obgryzać paznokci, że czeka kilka osób, które chcą zająć moje miejsce, a w popie co dzień pojawia się kilku wykonawców, którzy marzą o zajęciu miejsca poprzedniego idola.

- Czyli - można Pana czy Grzegorza Turnaua sparodiować, ale nie zastąpić?

- Zastąpić nas trudno, aleja na przykład się cieszę, kiedy ktoś śpiewa moje piosenki. Rajcuje mnie to, ponieważ zgadzam się z Aznarourem, który stwierdził, że jeśli młodzi śpiewająjego piosenki, to jest dumny, że one wciąż żyją, natomiast gdy słyszy, że ktoś je śpiewa dobrze to jest bardzo szczęśliwy. Cieszę się też, że we Wrocławiu objawił się Janusz Radek. To ktoś, kto wniósł do piosenki artystycznej nową wartość, fenomenalne możliwości głosowe, energię i współczesną jakość. Podoba mi się to, co robi, Musi jeszcze znaleźć "swój" repertuar, tak jak kiedyś ja to zrobiłem i napisano już dla mnie ponad 200 piosenek.

- Wystąpi Pan w tym roku na Gali PPA, którą wyreżyseruje legenda piosenki artystycznej - Magda Umer.

- Fajnie, że podczas 25-lecia festiwalu po raz pierwszy będziemy pracować razem. Już mieliśmy próbę. Spróbuję, nie zdradziwszy siebie i własnego widzenia sztuki piosenki, zrealizować też coś z jej marzeń.

Michał Bajor

Aktor i piosenkarz. Absolwent warszawskiej PWST. Zadebiutował w 1970 r. w wieku 13 lat na festiwalu w Opolu. Jako szesnastolatek wziął udział, poza konkursem, w festiwalu sopockim. W tym samym roku zdobył dwie nagrody na Festiwalu Piosenki . Radzieckiej w Zielonej Górze. W 1979 roku rozpoczął pracę w warszawskim Teatrze Ateneum. Na PPA we Wrocławiu w 1985 roku otrzymał nagrodę TVP. Rok później wystąpił na MFP w Sopocie z własnym recitalem. Uznano go za najlepszego wykonawcę festiwalu. Recitale z piosenkami w języku polskim i angielskim prezentował w kraju i za granicą. Zagrał ponad 70 ról w TV, teatrze i filmie. Wystąpił w musicalu "Evita" jako odtwórca roli Cne. W roku 1995 Janusz Józefowicz wyreżyserował w Studio Buffo spektakl pt. "Bajor w Buffo". W roku 2000 wcielił się w rolę Nerona w "Quo vadis". Nagrał 13 płyt. Ostatnią - "Za kulisami" wydał kilka tygodni temu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji