Artykuły

Prawda i nieprawda o Nosorożcu

1) Prawdą jest, że w r. 1959 Eugeniusz Ionesco "otwierał ogień" na VIII kongresie ITI w Helsinkach, Kongresie poświęconym międzynarodowej awangardzie teatralnej. A nieprawdą jest, że trzeba tego szampiona nowoczesności - dodatkowo unowocześniać. I urządzać w Krakowie wyścigi paryskiego autora awangardowego (kóń) z rodzimą plastyką awangardową (dżokej). Bo nie może dżokej przybiec do mety, prowadząc konia za uzdę. Stary Teatr nie jest sceną eksperymentalną, jak np. Cricot, gdzie podobne przedbiegi są uprawniane.

2) Prawdą jest dalej, że sławę Eugeniusza Ionesco ustalił najmniejszy teatrzyk Paryża - Huchette, z czego sam autor tak sobie podrwiwał: "wolę duży sukces w małym teatrze, niż mały sukces w teatrze dużym". Wersja sceniczna Huchette jest więc chyba autentyczna, wersja grana w codziennych ubraniach w naturalistycznym wnętrzu mieszczańskim o pospolitych tapetach i tandetnych meblach. W takim to otoczeniu dziwaczny dialog, prowadzony zresztą z perfekcją i frenezją, zwiększał - prawem kontrastu - wrażenie niesamowitości. Prawdą jest jeszcze, że po tym terminowaniu w Huchette, Ionesco zdobył rok temu - właśnie Nosorożcem - oficjalną scenę Odeonu - Barraulta. Także i ta druga wersja jest podobna do poprzedniej i utrwala kanon stylu Ionesco. Nieprawdą jest tedy, że należy w Krakowie Nosorożca siłą przefasonować, jak kapelusz, czy poddać go ortopedii, jak kalekę. Bo nie jest ani kapeluszem, ani kaleką. Jeśli krakowski inscenizator zamierzył dać własną wizję tej sztuki, tedy było się jąć istniejącej noweli, a nie dramatu, który jest już określoną i całościową propozycją sceniczną autora.

3) Prawdą jest, że Nosorożec różni się od sztuk poprzednich Eugeniusza Ionesco - jasnością problemu, którym jest obrona człowieczeństwa i walka z tyranią, z przemocą, z nienawiścią i nieludzkością. Rozgrywa się ten dramat w zwyczajnym i pospolitym środowisku ludzkim, a jedynym udziwnieniem jest Nosorożec, metafora wieloznaczna, pozwalająca podłożyć tu różne wrogie dla człowieka siły - jak aktualnie: faszyzm.

Nieprawdą jest odwrócenie sytuacji w krakowskim przedstawieniu, w którym, jakby na przekór, udziwniono otoczenie i środowisko ludzkie, choć wypowiedzenie tekstu zostawiono naturalne i codzienne. To odwrócenie zaciera, zamierzenie przez autora, kontrastowe przeciwstawienie szablonowej codzienności grozie integralnej katastrofy. Udziwnienie obrazu scenicznego sprawia, że - Nosorożec przestaje być w tym otoczeniu - dziwny. Nawet muzyka konkretna nie narzuciła grozy niesamowitego zjawiska.

4) Prawdą jest, że Nosorożec ma klasyczną budowę akcji: ekspozycję, zawiązanie, perypetię i rozwiązanie. I ta forma, obrana przez autora, jest decydująca. Toteż mija się z prawdą zastąpienie tej konstrukcji modną teorią "uderzeń" czy "plam" dramatycznych, która osłabia zwartość akcji, powoduje spadki napięcia i zamazuje postępujący proces epidemii zezwierzęcenia.

5) Prawdą jest, że Ionesco - żongler dialogu - daje nam w Nosorożcu lekcję logiki, która w swej mechanicznej ścisłości wiedzie do absurdu. Jakiż w tym cel? Chyba taki: strzeżmy się logiki nonsensu, naruszającej porządek pojęć, bo takim samym nonsensem, naruszającym porządek moralny, jest - zbrodnia. Przed każdym nonsensem należy się też bronić? To ważna przestroga. Ale bronić się czym? Bohater sztuki znajduje broń w swej potocznej życzliwości i skromności, w miłości do kobiety, do drugich, do człowieka. I tym różni się zasadniczo od całego otoczenia. Toteż wszyscy, którym brak tych prostych cnót, ulegają epidemii gwałtu i przemocy, bo wszyscy są do siebie podobni. On jeden nie ulega, gdyż jest odmienny. Nieprawdą jest, że taki był bohater krakowskiego przedstawienia. Nie był przeciwstawiony optycznie otoczeniu i utonął w zamieszaniu.

6) Prawdą, jest że dopiero inscenizator realizuje ostatecznie dramat - utwór literacki. Ale nad przedstawieniem ciąży nieuchronnie dialektyka obu indywidualności: pisarza i inscenizatora, sprzeczność między wiernością sobie a wiernością autorowi. Gdzież granica między nadrzędnością a podrzędnością? Można porównać twórczość autora dramatu do ciała niebieskiego krążącego w przestrzeni, ale na jednej płaszczyźnie. I nie jest prawdą, że krakowska inscenizacja leży w płaszczyźnie utworu. Bo zachowano z niego pomysł i tekst, a zlekceważono konkretną wizję autora. Inscenizator znalazł się w innej płaszczyźnie, niż autor. Cóż będzie, jeśli przy podobnej swobodzie, zachowa się np. wizję autora i pomysł, a zlekceważy jego tekst? Właściwie to - i tak pięć, i tak pięć czyli niedobrze.

7) Gdyby nawet prawdą było, że wizja plastyczna, dominująca w krakowskim przedstawieniu, jest trafna, to nigdy nie będzie prawdą, że łączy się ona z całością, więc np. z bardzo realistycznym aktorstwem. A taki jest przecież dezyderat inscenizatora, wyłuszczającego w programie swą ideę nowego teatru. Wolno mu również twierdzić, że jego koncepcja jest nie dla elity ale dla mas, jednak twarda rzeczywistość temu twierdzeniu przeczy. Prawda to dalej, że kostium aktorski nie jest ubiorem, codzienno-praktycznym. Ale również prawdą jest, że ubiór sceniczny ma charakter "reprezentacyjny" dla postaci dramatu, dla postaci ludzkiej. Postać ludzka nie da się eliminować z teatru, a jej deformacja jest ograniczona. Dlatego nie jest prawdą, że kostium, powinien "odnaturalniać" sylwetkę aktora i podporządkować ją "teatrowi". Bo wtedy teatr stanie się sprawą nieludzka, jak się to nie raz dzieje. Prawda to także, że optyka sceniczna ma lokalizować nie akcje, lecz jej strukturę i dynamikę. Jednak nie jest prawdą, że dynamika Nosorożca została w krakowskim przedstawianiu zlokalizowana.

8) Wreszcie prawdą - już bez zastrzeżeń - jest, że stroje były kolorystycznie świetnie, a także pełne wyrazu przez przerysowanie pewnych cech typowych. Że odkrywcza była metaforyczna dyskrecja scen miłosnych, czy nastrojowa ekspresja scen zbiorowych i wiele podobnych pomysłów - samych w sobie. Również prawdą bez zastrzeżeń jest, że aktorzy podawali tekst dialogu swobodnie, żywo i dobitnie, z trafna zmianą rytmu i intonacji, że w ogóle dobrze reżyserowane aktorstwo było mocną stroną przedstawienia. Najlepszy był chyba W. Sadecki (Jan) - od początku ustawiony w postawie i głosić na tonie lekceważącej pewności siebie, tak że postępujący proces odczłowieczenia narastał konsekwentnie i dramatycznie. J. Nowak zagrał Berengera może zrazu zbyt miękko, by wystarczająco usprawiedliwić końcowy heroizm. Chyba, że przyjmiemy paradoksalne odwrócenie sytuacji (jedynego człowieka w otoczeniu bestii) jako usprawiedliwiające dumę rozbitka. Świetnie punktowali jakże trudny tekst - Logika - J. Sopoćko, i Botarda - J. Przybylski, dobywając jego absurdalną, aż groźną komikę. E. Wawrzoniówna o zbyt zmetaforyzowanej optycznie kobiecości, czyniła wiele, by tę kobiecość ocalić. C. Niedźwiecka zagrała przejmująco pierwszą ofiarę epidemii - Panią Wołowinę. Spierałbym się o przemówienia Hitlera, dodane do tekstu. Niepotrzebnie kładły kropkę nad "i", a nadto brakło wrażenia autentycznego histeryzmu mówcy.

Prawdą jest w końcu, że Ionesco - to świetny autor dramatyczny. Niestety nieprawdą jest, by przedstawienie krakowskie tę świetność ukazało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji