Artykuły

Nie oczekujmy wyłącznie arcydzieł

O wrażeniach z ubiegłego sezonu, kontrowersjach wokół nagrody warszawskiego środowiska teatralnego i różnorodności na scenach stołecznych mówi Barbara Osterloff, przewodnicząca jury Feliksów Warszawskich, których laureatów poznaliśmy w poniedziałek.

Feliksy Warszawskie, których XIII edycję mamy już za sobą, są zawsze rodzajem oceny minionego sezonu. Jaki on był według pani?

Barbara Osterloff: Nie chcę dokonywać oceny, czy był on dobry, czy zły, bo nie na tym polega mówienie o teatrze. To byłoby zbytnie uproszczenie.

A które spektakle zrobiły na pani największe wrażenie?

- W trakcie pracy jako juror oglądałam mnóstwo przedstawień, ale nie mam problemu z wybraniem najważniejszych dla mnie prywatnie przeżyć. Na pewno był to "Generał" w teatrze IMKA w reżyserii Aleksandry Popławskiej i Marka Kality jako próba znalezienia ciekawej formuły na dotknięcie niewiarygodnie trudnej sfery historii najnowszej. Podobnie "Nasza klasa" w Teatrze Na Woli, która budzi skrajne opinie. Jest to jednak dramat i przedstawienie, które zostaje w pejzażu warszawskim jako przełożenie trudnych relacji polsko-żydowskich na formę artystyczną.

Największe oklaski podczas gali rozdania Feliksów zebrał jednak Jerzy Trela za rolę w "Klubie Polskim", aktor przede wszystkim krakowski. Za co, pani zdaniem, pokochała go warszawska publiczność?

- Pojawia się raptem na kilkanaście minut, ale daje wrażenie intymnego obcowania z każdym widzem. Tak niezwykle opowiada historię Starego Wiarusa i Leona Szypowskiego, że są w tym i cała śmieszność jego losu, i tragizm emigracyjnej samotności oraz wyrzucenia poza nawias życia. Rodzaj monologu, który tylko aktor taki jak Jerzy Trela może powiedzieć.

Jak pani odbiera powtarzane od paru lat zarzuty o zachowawczość i utratę prestiżu Feliksów Warszawskich?

- Nie wydaje mi się, żeby pojawiało się aż tyle zarzutów. W ubiegłym roku nagonkę prowadziła jedna gazeta, posługując się nie do końca właściwymi argumentami i usiłująca nagiąć rzeczywistość do swoich celów. Piszącym o teatrze niełatwo jest pogodzić się z tym, że jest to nagroda, którą przyznaje jury aktorskie i nie mają na nią wpływu recenzenci.

Jednak są to nagrody czysto środowiskowe. Może jurorom trudno spojrzeć obiektywnie na to, co się dzieje na scenach warszawskich?

- Wojciech Majcherek na swoim blogu określił - jak sądzę trafnie - fakt, że warto przyjrzeć się decyzjom jurorów Feliksów, bo one też o czymś ważnym świadczą. Jestem głęboko przekonana, że środowisko teatralne doskonale zdaje sobie sprawę, co wartościowego pojawiło się w danym sezonie. Tu jedni patrzą na drugich, czasem z zazdrością, a czasem z poczuciem ogromnej radości, że ktoś ich znowu zaskoczył i powstała wspaniała rola. Feliks mówi też trochę o tym, czego aktorzy oczekują od reżyserów. Ich nazwiska pojawiające się przy nominacjach aktorskich są wskazaniem na światy i poetykę teatru, które są czymś ciekawym i wartościowym. Celem tej nagrody jest też próba objęcia i wskazania warszawskiej teatralnej różnorodności. A poza tym swoje nagrody mają przecież niemal wszystkie środowiska.

Mówi pani o różnorodności. Czy jednak nie jest tak, że ilość w Warszawie nie przekłada się na jakość? Może po prostu mamy za dużo teatrów proponujących bardzo podobny repertuar?

- Błędem jest jednak założenie, że zlikwidowanie kilku słabych teatrów automatycznie podniesie jakość artystyczną. Publiczność ma bardzo różne oczekiwania i nie ma co się na nią obrażać. Każdy sam wybiera, co chce zobaczyć. Osobiście chciałabym, żeby nadal można było pójść na wysokie piętro kamienicy na Pradze i obejrzeć kolejną premierę Marcina Jarnuszkiewicza w teatrze Academia. Zobaczyć, jakie nowe podróże w głąb człowieczeństwa odbywa Piotr Borowski ze Studium Teatralnego, dobre przedstawienie muzyczne w teatrze Roma i cieszyć się klasyką w Teatrze Narodowym, po którą nie sięgną sceny niemające tak wielkich sił i środków.

Wymienione przez panią teatry mają na koncie interesujące dokonania. Ale trudno nie zauważyć, że rzeczywistość warszawska to głównie tandetny banał...

- Mam nadzieję, że tego typu zjawiska będzie się wskazywać i niwelować. Dopuśćmy jednak świadomość, że w Warszawie jest miejsce na rozmaitość, i nie oczekujmy wyłącznie wybitnych artystycznie przedstawień. Jeśli w danym sezonie pojawi się ich choć kilka - już mamy z czego się cieszyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji