Artykuły

Nibylampki o treści filozoficznej

"Faust" w reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Recenzja Wiesława Michalskiego.

W Państwowej Operze Bałtyckiej w sobotę odbyła się premiera opery Charlesa Gounoda "Faust" według dramatu Goethego. Cały zespół opery popisał się jak należy, chociaż nie obyło się bez drobnych niedostatków.

"Faust" Gounoda jest jedną z najlepszych oper francuskich XIX wieku. Uderza śpiewność, francuska elegancja, swoisty klimat. Godne podkreślenia jest to, że "Fausta" wystawiono w Gdańsku (śpiewano) w języku oryginału, czyli po francusku, zrywając z niechlubnym zwyczajem tłumaczenia tekstu na język polski, co jeszcze nie tak dawno było powszechną manierą w polskich teatrach operowych.

I akt był jakby rozgrzewką dla zespołu, jeszcze nie wszystko się udawało, lecz to, co stało się później, wynagrodziło publiczności początkowe niedostatki. Nieźle popisał się natomiast chór, przygotowany przez Elżbietę Wiesztordt, który jeszcze bardziej rozśpiewał się w dalszym toku opery. Podobało mi się również aktorstwo solistów i chóru, co jest niewątpliwie zasługą reżysera spektaklu Marka Weissa-Grzesińskiego.

Od II aktu orkiestra znacznie się poprawiła (chodzi tu o intonację i precyzję interpretacji). W ogóle sprawiała jak najlepsze wrażenie. Chociaż grała raczej w małym składzie, masa dźwiękowa była zupełnie wystarczająca.

Dyrygent Janusz Przybylski, prowadzący spektakl, nieźle panował nad całością. Natomiast nie do przyjęcia była interpretacja walca z finału aktu II. Pasowałaby tu opinia maestra Sergiu Celibidache, którą kiedyś wyraził na próbie z orkiestrą monachijskiej filharmonii, że w ten sposób walca mogą grać tak niemuzykalne narody, jak np. Anglicy. I faktycznie, interpretacja walca na sobotniej premierze była iście angielska, kompletnie bez pojęcia istoty tego tańca, a szkoda, bo jest to jeden z najpiękniejszych fragmentów dzieła Gounoda.

Na uwagę zasługuje pierwszorzędna scenografia Waldemara Zawodzińskiego. Szczególnie uwiódł mnie wystrój szpitala z XIX wieku w I akcie i w ogóle pomysł pokazania prologu we wnętrzu szpitala (według libretta prolog ma miejsce w pracowni starego Fausta). Śliczne były te wiszące nibylampki naftowe, jakieś metaforyczne (wróciły w ostatnim akcie). Myślę, że dałoby się tu podłożyć sporo filozoficzno-religijnej treści.

Po arii Małgorzaty w akcie III "Ah, je ris de me voir si belle en ce miroir" ktoś krzyknął: brawo. I w istocie kreacja sopranistki, piękno jej głosu i jakość intonacji zasługują na szczególne wyróżnienie. Była niewątpliwie największym atutem tej inscenizacji.

Dziwne i chyba nietrafne było włączenie do spektaklu niezłej skądinąd muzyki elektronicznej Tomasza Rogozińskiego. To po prostu nijak pasuje do muzyki Gounoda. Natomiast choreografia Izadory Weiss i taniec zespołu baletowego były wysokiej klasy.

Ciągle duże wrażenie robi sala opery po modernizacji - wysoka jakość wykończenia, piękna kolorystyka, niezłe oświetlenie. Sprawdzają się także poprawione warunki akustyczne, dźwięk równomiernie rozpływa się po całej sali, ładnie się wzmacnia. Efekt psuje natomiast foyer, jakby z poprzedniej epoki - schody do szatni jak na dworcu, brzydkie wykończenie. Myślę, że koniecznie trzeba pomyśleć o dopasowaniu foyer do sali koncertowej, czyli po prostu o kolejnym etapie modernizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji