Artykuły

Zagarniać widzów łyżeczką

- Pracę w Teatrze Miejskim traktuję jako wyzwanie. Mam w sobie jeszcze trochę energii, chciałbym tu powalczyć o widownię - mówi KRZYSZTOF BABICKI, nowy dyrektor Teatru Miejskiego im. Gombrowicza w Gdyni.

Urodzony w Gdańsku Krzysztof Babicki prawie całe życie związany był z Trójmiastem. Ostatnie jedenaście lat spędził jednak w Lublinie, gdzie szefował Teatrowi im. Osterwy. Już na początku listopada w Teatrze Miejskim im. Gombrowicza w Gdyni odbędzie się pierwsza premiera nowego dyrektora: "Rock'n'roll" Toma Stopparda w reżyserii samego Babickiego. Mirosław Baran: Jak się pan czuje z powrotem nad morzem? Krzysztof Babicki: Czuję się u siebie. Tu skończyłem polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim, tu w trakcie studiów założyłem amatorski Teatr Jedynka. Jestem z Trójmiasta i wiedziałem, że jeszcze tu wrócę. Ale nigdy nie myślałem, że jako dyrektor teatru.

Nie było panu żal zostawiać Lublina?

- Mam tam ciągle wielu przyjaciół, z którymi - mam nadzieję - będę ciągle się spotykał. Samo miasto jest też piękne. Uwielbiam poezję pochodzącego stamtąd Józefa Czechowicza. W Lublinie jest też duży krąg wielbicieli Brunona Schulza, bo do Drohobycza stamtąd jest naprawdę niedaleko. To klimaty literackie, które mi bardzo odpowiadają. No i nie można nie lubić miasta, gdzie za mojej dyrektury do teatru na dużą scenę przychodziło 90 proc. widowni. Graliśmy tam teksty Brunona Schulza czy Pawła Huelle. Choć na początku okres mojej pracy w Lublinie miał trwać trzy sezony. A spędziłem tam w sumie jedenaście lat.

Dlaczego?

- Po pierwszym sezonie bardzo mocno mnie to wszystko wciągnęło, duży wpływ na pozostanie w Lublinie miały też sprawy osobiste. No i ogromny sukces frekwencyjny. Choć po pierwszych miesiącach chciałem uciekać, bo wszystko toczyło się wolniej, niż bym chciał. Władze wojewódzkie obiecywały mi też dodatkową małą scenę w teatrze. I - na marginesie - przez 11 lat nie dotrzymały słowa. Powoli jednak wszystko ruszyło. W efekcie postanowiłem tam zostać dłużej.

Po co zatem zmienił pan Lublin na Gdynię?

- Miałem poczucie, że wszystko mam już w Lublinie ułożone. A gdy ma się pięćdziesiąt lat, to nie za dobrze mieć wszystko tak dobrze ułożone. Bo co mi pozostawało? Popracować sobie tam jeszcze spokojnie dziesięć lat i bezpiecznie doczekać do emerytury? Jedenaście lat, które spędziłem w Lublinie, to kawał życia. Przychodziły mi do głowy słowa z "Wiśniowego sadu" Czechowa: "Życie minęło, jakbym nigdy nie żył". Bo to wszystko tak szybko się toczy. Doskonale pamiętam, jak mój profesor - wówczas bardzo młody - Jan Ciechowicz przychodził na spektakle Jedynki, które graliśmy na "wysepce" we Wrzeszczu. Wydaje mi się, że to było wczoraj, a minęło ponad trzydzieści lat.

Poczułem się nagle w Lublinie szalenie staro. I konformistycznie. Zatem wskoczyłem w środek burzy. Bo praca w Teatrze Miejskim im. Gombrowicza - scenie z 18-procentową frekwencją na widowni - jest naprawdę dużym wyzwaniem.

Przez te jedenaście lat odwiedzał pan Trójmiasto?

- Gdy wyjechałem do Lublina, to zostawiłem tu całą swoją rodzinę. Przyjeżdżałem do Trójmiasta przynajmniej dwa, trzy razy w miesiącu. Jednak to zupełnie co innego przyjeżdżać do Trójmiasta do siostry czy ojca, a co innego z powrotem tu się przeprowadzić. Stawiam teraz czoło problemom, które zazwyczaj zajmują młodszych ludzi: szukanie mieszkania, kredyty, wysłanie dziecka do przedszkola. Tak, przeprowadzka jest też trudna dla mojej żony, aktorki pochodzącej z Lublina. Teraz musi odnaleźć się w zupełnie nowym mieście i nowym środowisku. Choć akurat dla aktora takie nowe wyzwania to dobra sytuacja. Przed wojną, gdy ktoś na próbie w teatrze kichnął, to mówiło się: "Sto lat! W jednym teatrze". Były to najgorsze życzenia, jakie można było złożyć aktorowi.

W trakcie wizyt w Trójmieście chodził pan tu do teatru?

- Oglądałem tu dużo przedstawień. I to w sytuacji, którą najbardziej lubię - czyli kupowania w kasie biletu, jak normalny widz. Znam zatem dość dobrze swój zespół w Teatrze Miejskim, zarówno z tej dobrej, jak i gorszej strony. Z szacunkiem wspominam czasy Stanisława Michalskiego czy Macieja Nowaka w Wybrzeżu. Był to teatr naprawdę eklektyczny, gdzie można było zobaczyć - za Michalskiego - przedstawienia Kutza, Minca czy - już u Nowaka - spektakle reżyserów w moim wieku oraz dzieła ludzi bardzo młodych: Anny Augustynowicz, Pawła Demirskiego, Jana Klaty, Michała Zadary. Była to naprawdę bardzo szeroka oferta.

A jak ocenia pan Wybrzeże dzisiaj?

- Zasłonię się Norwidem - "Autorów sądzą ich dzieła, nie autorzy autorów".

Czy pana Teatr Miejski będzie konkurował z Teatrem Wybrzeże albo Teatrem Muzycznym?

- O konkurencji nie ma tu mowy. Chcę budować w Gdyni własny repertuar artystyczny, bo jestem dyrektorem artystycznym, a nie szefem biura organizacji widowni. Nie chcę konkurować z Teatrem Muzycznym, bo po co? To inny zespół, zupełnie inaczej grający. Nie można tez porównywać naszych budżetów. Nie chcę robić musicali, bo musicale w teatrach dramatycznych zwykle nie wychodzą najlepiej. A co do Wybrzeża - to zupełnie inne miasto. Urodziłem się w Gdańsku, ale przez piętnaście lat przed wyjazdem do Lublina mieszkałem w Gdyni. Wtedy tego nie czułem, ale dziś dociera do mnie coraz mocniej, że pomiędzy miastami Trójmiasta praktycznie nie ma przepływu widowni. Widzowie z Gdańska nie przyjeżdżają do Gdyni i odwrotnie.

Przejął pan scenę z zaledwie kilkunastoprocentową frekwencją. Czy zastanawiał się pan, co sprawiło, że jest tak źle?

- Bardzo długo. I nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Nie chcę mówić o przeszłości, bo to najbardziej paskudna rzecz, gdy nowy dyrektor ocenia swoich poprzedników.

Nie boi się pan zatem pracy w Gdyni?

- Byłbym pogodnym kretynem, gdybym nie miał żadnych obaw. Ale gdybym nie chciał zmian, to bym został w Lublinie. Pracę w Teatrze Miejskim traktuję jako wyzwanie. Mam w sobie jeszcze trochę energii, chciałbym tu powalczyć o widownię. A wiem, że muszę publiczność zagarniać nie chochlą, tylko łyżeczką. Czeka mnie parę lat ciężkiej pracy.

W pierwszym sezonie zaproponował pan repertuar artystyczny, ale stosunkowo bezpieczny.

- Nie mam wrażenia, żeby to był repertuar bezpieczny. Takie nazwiska jak Tom Stoppard, Yasmina Reza czy Günter Grass - to nie są przecież autorzy fars. Jedyna komedia w repertuarze w tym sezonie to "Bóg" Woody'ego Allena. Wydaje mi się zatem, że stawiam poprzeczkę dość wysoko. Mamy jeszcze ten komfort, że Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port uzupełnia nasz repertuar o tytuły najnowsze; spektakle których często nie zaryzykowałbym na dużej scenie. Z drugiej strony, mamy w Polsce zalew przedstawień impresaryjnych z Warszawy, które jeżdżą po całym kraju, są śmieszne i o niczym. Ale kilkaset miejsc na widowni sprzedaje się na pniu. Ja bym się wstydził takiego repertuaru. Nie będziemy wystawić sztuk pisanych z wtorku na środę, na których widownia będzie rechotała, oglądając problemy z menopauzą, podane w sposób najbardziej idiotyczny. Staram się budować repertuar, który da satysfakcję widzom, ale też aktorom.

*Krzysztof Babicki, reżyser teatralny, urodził się w Gdańsku w 1956 roku. Jest absolwentem filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego i reżyserii w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Od 1982 roku, przez blisko dwie dekady, związany był z Teatrem Wybrzeże (w latach 1991-1994 był kierownikiem artystycznym gdańskiej sceny). Od 1 września 2011 pełni obowiązki dyrektora artystycznego Teatru Miejskiego im. Gombrowicza w Gdyni. Wcześniej, przez 11 lat, kierował Teatrem im. Osterwy w Lublinie. Na swoim koncie ma ponad sto przedstawień, wyreżyserowanych na scenach w całej Polsce (m.in. Gdańsk, Kraków, Lublin, Wrocław, Poznań), w Niemczech, Holandii i Finlandii oraz w Teatrze Telewizji.

Premiery w Teatrze Miejskim w sezonie 2011/12

- 5 listopada - "Rock'n'roll" Toma Stopparda, reż. Krzysztof Babicki;

- 14 stycznia 2012 - "Bóg mordu" Yasminy Rezy, reż. Tomasz Man;

- 28 stycznia - "Antygona" Sofoklesa, reż. Leszek Mądzik;

- 23 marca - "Bóg" Woody'ego Allena, reż. Grzegorz Kempinsky;

- 15 maja - "Idąc rakiem" Güntera Grassa, adaptacja Paweł Huelle, reż. Krzysztof Babicki;

- 6 lipca (Scena Letnia) - "Tango Piazzolla" Anny Burzyńskiej, reż. Józef Opalski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji