Artykuły

Kontakt. Dzień pierwszy

W uroczystości otwarcia Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Kontakt" nie było niczego nowego. Jak zwykle padły wielkie, patetycznie brzmiące słowa. Marszałek Województwa mówił o pięknie zabytkowego Torunia, o perłach architektury, o wzniosłości estetycznych przeżyć, o posłannictwie teatru. Całość zaś okrasił zdaniem o przeżyciach na miarę Arystotelesowskiej katharsis, cokolwiek by to miało znaczyć. Ale jakoś zacząć trzeba... - pierwszy dzień festiwalu Kontakt specjalnie dla e-teatru relacjonuje Paweł Sztarbowski.

W tegorocznej edycji organizatorzy postawili głównie na młodych ludzi i już pierwszy dzień pokazał, że było warto. Mam tu na myśli nie tyle monodram na podstawie "Lolity" Vladimira Nabokova z Deutsches Theater, który przyjechał zastępczo zamiast przedstawienia "Samotni" w reżyserii Michaela Talheimera, odwołanego z powodu choroby aktora. To co zaprezentowano, w całej swej prowizoryczności, okazało się przede wszystkim popisem dobrego aktorstwa. Jednak mimo starań Ingo Hulsmana [na zdjęciu] grającego Humberta Humberta, przedstawienie było dosyć nużące, a to głównie za sprawą irytującej inscenizacji, która niczego nie wnosiła, a jedynie narzucała aktorowi bezsensowne działania, m.in. wspinanie się na lodówkę, która pełniła tu rolę schowka na rekwizyty, wicie się po podłodze i krzesłach... Celem było chyba pokazanie stopniowej przemiany bohatera, coraz silniej popadającego w szaleństwo. Jest to konflikt ciała owładniętego pożądaniem do nieletniej dziewczynki i rozumu, który dostrzega przekroczenie społecznego tabu. Daje to obraz człowieka rozdartego, który nie radzi sobie z własną namiętnością. Humbert początkowo próbuje z tym walczyć. Jednak stopniowo ulega własnej obsesji. Im dalej wkraczamy w jego psychikę, tym bardziej opowieść staje się przerażająca i okrutna. Ta realizacja z pewnością nie wniosła niczego nowego w odczytywaniu powieści Nabokova i to nie ona była bohaterem pierwszego dnia Festiwalu.

O wiele ciekawsze okazało się drugie przedstawienie. Mam tu na myśli, zrealizowany przez Grażynę Kanię z aktorami Teatru Polskiego we Wrocławiu, dramat Georga Büchnera "Woyzeck". Rozegrany został w sterylnej, charakterystycznej dla tej reżyserki, przestrzeni. Poczekalnia to czy dom wariatów? Aktorzy siedzą na scenie jak zwierzęta w zoo, łypiąc ukradkiem w stronę publiczności. Każdy z nich czeka na możliwość występu, by następnie odegrać przed widzami swoją etiudę. Ich występ zapowiada Wywoływacz (Halina Rasiakówna), ubrany niczym dyrygent podrzędnej filharmonii, który rzadko włącza się do akcji, ale cały czas bacznie obserwuje, co robią inni. Właściwie trudno tu mówić o głównym bohaterze, gdyż wszyscy aktorzy cały czas przebywają na scenie i obserwują nawzajem swoje zmagania.

To właśnie aktorstwo jest najmocniejszą stroną tego spektaklu - świadomie przerysowane, sztuczne, ale też przepełnione silnymi emocjami. Reżyserka postawiła przed aktorami niezwykle trudne zadanie. Nie mogą uciec w telenowelowy psychologizm, tak modny w polskim teatrze. A emblematyczne gesty i zachowania nietrudno przekształcić w bezładny bełkot. We wrocławskim przedstawieniu chroni przed tym niesamowita precyzja. Najlepiej z narzuconą formą radzi sobie Kinga Preis, grająca Marie. Stworzyła ona jedną ze swoich najlepszych ról - niezwykle drapieżną i energetyczną. Na uwagę zasługuje też przejmujący Henryk Niebudek jako Inny.

W jednej z ostatnich scen Marie i Woyzeck (w tej roli Mariusz Kiljan) bawią się nakręcaną biedronką - tacy też są bohaterowie tego przedstawienia - nakręcane zabawki, ludzie-maszyny, którzy wegetują w chorym społeczeństwie - świecie wariatów. Przez prawie dwie godziny trwania spektaklu poznajemy jak są mali, okrutni i podli. Tylko bohater, który wydawałby się najbardziej nienormalny, a mianowicie Woyzeck, miewa czasami ludzkie odruchy. Jest jedynym bohaterem, któremu jesteśmy w stanie współczuć. To on jednak na końcu w szale zazdrości zamorduje Marie. Kto jest winny? On sam czy chore społeczeństwo, w którym żyje, wykorzystywany przez wszystkich? Buchner nie zdążył skończyć swojego dramatu. Reżyserka uczyniła z tego wartość - to nieskończone koło absurdalnego życia. Nie ma przed nim ucieczki. Przedstawienie kończy się w taki sam sposób, jak się zaczęło - aktorzy nucą pieśń o nieszczęśliwej młynarce. Ich gra zaczyna toczyć się od nowa. O co się toczy? O nic! Tak jak życie..! .

Sprzeciwy wzbudzał poszarpany język przedstawienia. Sprawia on, że możliwość nawiązania dialogu zostaje wzięta w nawias. Postacie właściwie nie rozmawiają, a ich działania są chaotyczne. Każda z nich przywołuje jedynie swoje lęki i fobie i nie potrafi wyjść poza nie ku innemu człowiekowi. Dzięki temu można mieć wrażenie, że przedstawienie opiera się nie na utworze sprzed dwustu lat, ale na jakimś współczesnym dramacie. Właśnie ów brak porozumienia wzbudził sprzeciwy niektórych widzów na spotkaniu z aktorami i wywołał dyskusję, jeżeli w ogóle można o niej mówić, gdyż był to raczej żart... Do tego mało śmieszny. Dyskusję moderował Tomasz Mościcki, który kilkakrotnie określił spektakl jako "trudny", nie precyzując jednak, co miałoby się kryć za takim stwierdzeniem. Prowadzącego interesowało nie tyle samo przedstawienie, co próba zaszufladkowania go w ramach Brechtowskiego efektu obcości w przeciwieństwie do postulowanego przez Stanisławskiego "przeżywania" postaci. Zirytowani byli zarówno uczestniczący w spotkaniu aktorzy jak i widzowie. Może był to skutek napięcia przed walką Gołoty, do której zresztą nawiązano?

Podobnie przebiegało pierwsze spotkanie, poświęcone "Lolicie", prowadzone przez Annę R. Burzyńską. Tak jak w przypadku "Woyzecka" zabrakło merytorycznego przygotowania moderatora dyskusji, tak tutaj prowadząca była świetnie przygotowana, ale nie potrafiła nawiązać rzeczywistego dialogu, skrywając się za paranaukowymi wywodami. Czas został poświęcony na zadawanie długich pytań, na które twórcy spektaklu odpowiadali najczęściej "Tak, zgadzamy się" albo "Rzeczywiście tak jest". Zabrakło wspólnego języka. A więc potwierdzenie tezy o niemożliwości porozumienia...?

Miejmy nadzieję, że to tylko początek, a w najbliższym tygodniu będzie jeszcze szansa podjąć rozsądną i porządną dyskusję o teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji