Artykuły

Zagwarantowany ma w niebie etat Anioła Stróża do spraw...

Jak niewielu potrafił opowiadać anegdoty teatralne, które spisywał w tajemniczym stukartkowym zeszycie. Był żywiołowy i spontaniczny, co zresztą widać było w Jego aktorstwie i relacjach z ludźmi. Wspomnienie o STANISŁAWIE MICHALSKIM, aktorze Teatru Wybrzeże, zmarłym 1 lutego 2010.

Jeden z najwybitniejszych gdańskich aktorów, przez 50 lat związany z teatrem Wybrzeże.

- Pochodzę z Wilna, więc bywam wierny jak pies, a do miejsca przyzwyczajam się jak kot - zapewniał.

Choć z tą wiernością różnie bywało, bo żenił się cztery razy...

- Cóż, jestem urodzonym donżuanem - wyznawał i jednocześnie zapewniał, że Jego ulubioną rolą jest rola męża swojej żony Kamili.

Słynął z tego, że nie lubił uczyć się tekstu i grał na tę kulisę, w której siedział sufler. Spuentował to kiedyś w recenzji Andrzej Żurowski: "Jeden z aktorów nie nauczył się roli. I dobrze, bo sztuka nie była tego warta".

- Tym aktorem byłem, oczywiście, ja - żartował Michalski.

- Leżeliśmy z Antoniuszem na podium nieruchomo. Dotykając się czubkami palców, czekaliśmy, aż publiczność zajmie miejsca - wspominała Ewa Kasprzyk, piękna Kleopatra, królowa Egiptu. - Nie zdradzę tajemnicy, gdy powiem, że Antoniusz, czyli Staszek Michalski, nie nauczył się roli. Wszędzie, poprzypinane pinezkami do podłogi, były więc karteczki z tekstem. Pamiętam scenę, kiedy przekazywano mi list od Antoniusza. Mówiłam: Jeśli to miłość, to powiedz! I oczywiście, zamiast odpowiedzi -pauza, bo mój partner zapuszczał "żurawia" do kartki. Któregoś dnia przyszła sprzątaczka i przed spektaklem pozamiatała te kartki.

Aktor za najsmutniejszy moment w życiu uważał chwilę, gdy dowiedział się, że musi opuścić teatr. Ponieważ jednak widzowie kochali Go bezgranicznie, więc po ostatnim przedstawieniu "Mewy" publiczność wstała i zgotowała Mu gorącą owację.

- A ja, jak to się mówi, "całując deski", udałem się do garderoby i tam uroniłem łezkę - wyznał.

Odtąd częściej widywaliśmy Go w telewizji. W serialu Polsatu "Rodzina zastępcza" wcielił się w postać lekarza wojskowego, który z upodobaniem badał Alutkę i inne panie. Nigdy bowiem nie ukrywał, że kocha kobiety, wino i śpiew.

- Czy z taką reputacją trafi Pan do nieba? - pytałam.

- Oczywiście, że tak. Mam tam propozycję angażu - zapewniał. - Rola Anioła Stróża do spraw... pardon, tajemnica resortowa.

Od lat podziwiałam Stanisława Michalskiego na scenie. Zapamiętałam Go jako Ojca w "Białym małżeństwie" w reżyserii Ryszarda Majora - była to niezapomniana kreacja. Od czasu debiutu w "Maturzystach" Skowrońskiego w 1955 roku aktor niemal nie schodził ze sceny teatru Wybrzeże. O roli w "Huzarach" Piotra Brela krytycy pisali, że pokazał lwi pazur. Potem były kolejne w "Ostatnich Dniach Csaka" czy "Hamlecie we wsi Głucha Dolna" Ivo Breśana. Zachwycał w sztuce "Wywiad w Buenos Aires", gdzie jak żartował, reżyser nauczył Go tak płakać, że łkał na zawołanie. Wiele z Jego ról przeszło do historii i legendy teatru polskiego. Niezwykłą kreację stworzył w "Wallensteinie" Schillera, doceniono ją także na Festiwalu Schillerowskim w Mannheim. Pamiętam Go jako Dantona, gdzie wygrał aktorski pojedynek z Henrykiem Bista.

Tak się złożyło, że Stanisław Michalski był moim dyrektorem w teatrze Wybrzeże podczas stanu wojennego. Wtedy to zdecydował, że wystawiamy sztukę Karola Wojtyły "Przed sklepem jubilera". Tekst przywieźli wtedy Tadeusz i Irena Byrscy. Decyzja ta wymagała jednak odwagi. Protestowano w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Podczas prób dyrektor Michalski biegał więc do "Białego Domu". Pytano tam, co będzie, jeśli zaczną się owacje dla Haliny Winiarskiej i Jerzego Kiszkisa, którzy wrócili właśnie z internowania. Dyrektor uspokajał, przekonywał. Premiera odbyła się w lutym 1982 roku. Były owacje na widowni, ale sztuki nie zdjęto z afisza. Po premierze aktorzy zrobili album ze zdjęciami i wysłali do Watykanu. Otrzymali odpowiedź od samego Papieża.

Zapamiętałam Stanisława Michalskiego nie tylko jako wspaniałego aktora, ale też człowieka pogodnego i pełnego wielkiej życzliwości dla innych. Jak niewielu potrafił opowiadać anegdoty teatralne, które spisywał w tajemniczym stukartkowym zeszycie. Był żywiołowy i spontaniczny, co zresztą widać było w Jego aktorstwie i relacjach z ludźmi.

Ten wiecznie młody artysta na swoim jubileuszu 50-lecia pracy scenicznej zapewniał, że to jakaś kosmiczna pomyłka, ma bowiem dopiero 35 lat, a może o rok mniej.

- Za rewolucji był bałagan i sfałszowali mi metrykę - żartował, a w teatrze koledzy zapewniali, że Staszek jak wino, im starszy, tym lepszy.

Odszedł wspaniały Agent w "Jonaszu i Błaźnie" w reżyserii Zbigniewa Cybulskiego i Bogumiła Kobieli, James w "Ladacznicy z zasadami" w reżyserii Zygmunta Hubnera, Severino w "Historii o Miłosiernej" w reżyserii Konrada Swinarskiego, Edek, a potem Stomil w "Tangu". Aktor obsypany nagrodami, uwielbiany przez widzów i kolegów w teatrze i na planie. Wrażliwy artysta, pełen uśmiechu, radości i życzliwości dla świata, który jednak teatr zawsze traktował serio.

Zagrał przeszło 100 ról teatralnych i wiele filmowych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji