Artykuły

Witold Filler: Nie zaglądam widzowi w legitymację

- Czy nie uważa Pan, że będąc dyrektorem Teatru Syrena, redaktorem naczelnym "Szpilek", krytykiem i autorem rozmaitych publikacji w żadnej z tych działalności nie może Pan mieć na tyle wartościowych rezultatów, żeby satysfakcjonowały one zarówno Pana, jak i publiczność, Czytelników?

- Lista, którą Pani przedstawiła jest dla mnie za obszerna jak na dzień dzisiejszy. Od roku niczego nie reżyserowałem w moim teatrze, takich prac nie mam też w najbliższych planach. Nie uprawiam też krytyki teatralnej, zawalam terminy w wydawnictwach. Zasadniczą moją działalnością stało się kierowanie "Szpilkami" i Teatrem Syrena. Taki mariaż wydaje mi się zasadny, bo zacieśnia współpracę między grupą ludzi piszących, a zespołem teatralnym. W teatrach rozrywkowych zasadniczą sprawą jest przecież repertuar. Stopień trudności jest tu znacznie większy niż można by przypuszczać. Jeżeli ktoś zastanowi się, że od momentu napisania sztuki do jej wystawienia musi minąć circa pół roku, a potem trzeba tę sztukę grać chociażby dalsze pół roku, to oznacza, że autor musi wymyślać pointy i dowcipy z rocznym wyprzedzeniem. Proszę to sobie wyobrazić w praktyce - w dzisiejszych zmiennych z godziny na godzinę czasach. Zabezpieczenie teatrowi "strawy literackiej" - jeśli, nie ma nią być rzecz tak uniwersalna jak "Hamlet" - staje się zatem sprawą podstawową. I tu związek teatru i redakcji okazuje się niesłychanie ważny i potrzebny. Teksty Pietrzaka, Czubaszek, Grońskiego, Marianowicza, Kofty, Kreczmara, Jaroszyńskiego i innych szpilkowych autorów zdają się o tym świadczyć.

- Mimo to repertuar Syreny pozostawia wiele do życzenia. Artystyczna wartość przedstawień jest dość uboga.

- Jakich przedstawień?

- Choćby "Trzeciego programu".

- Jest to jedna z sześciu "moich" premier i wszyscy mówią mi wyłącznie o niej. A dlaczego nie o "Wielkim Dodku" czy "Saszy i bogach"?

- "Trzeci program" był wynikiem pracy autorów szpilkowych - zdolnych ponoć satyryków...

- Był przede wszystkim rewią, a to najtrudniejszy rodzaj widowiska rozrywkowego. I ten egzamin się nie powiódł i teatrowi, i inscenizatorowi (Stefan Wenta), i dyrekcji. Po prostu - nie wyszło. Nie bardzo jednak rozumiem dlaczego akurat Teatrowi Syrena odmawia się prawa do porażki.

- Może dlatego, że właśnie ten spektakl poprzedzony był tak szumną reklamą, iż spodziewać się można było efektu wartościowego.

- Teatr za reklamę nie odpowiada. Zresztą łączyła się ona z osobą piosenkarki, która występowała u nas gościnnie. Udział Violetty Villas był dla wielu ewenementem czy nawet szokiem. I właśnie ona wybroniła się w tym programie. Przyciągnęła zwolenników i przeciwników, ekscytowała ich..., potem znikła, jak meteor i nikt nie wie, gdzie dzisiaj jest. Spektakl zdjęliśmy po jakimś czasie z afisza, mimo że mogliśmy nawet bez Violetty Villas grać go nadal przy kompletach.

- Jakie więc były powody takiej decyzji?

- Uważałem, że rewia ta straciła swój sens. Jak powiedziałem nie była już w chwili startu w pełni udana, choć dla mnie stało się to oczywiste zwłaszcza po odejściu Violetty.

- Tak więc był to spektakl dla gwiazdy, podobnie jak dla Brusikiewicza przygotowano ostatnią premierę.

- Można podobne podobieństwo wytropić.

- W czym Pana zdaniem wyraża się różnica między Syreną, a Teatrem na Targówku czy "Komedią", a więc teatrami bez specjalnej indywidualności.

- "Bez indywidualności!"... przeciwko temu twierdzeniu nie mam żadnego argumentu poza tym, że jest teraz w teatrach taka moda oceniania ludzi, którzy startowali wczoraj. Może to i moda słuszna, bo wczoraj słuchaliśmy za wiele pochwał. Chwalili nas za "Wielkiego Dodka", chwalili za "Czołowe zdarzenie" Pietrzaka, chwalili za "Saszę i bogów", A. M. Swinarskiego, chwalili za szopkę Grońskiego i Marianowicza ("Warto byś wpadł"). Więc teraz przyszedł czas na reprymendy.

- Nie myślę, że to, co nazwał Pan modą jest nią w istocie. Nikt bowiem nie "rozlicza" z minionej działalności teatru Kantora, Jasińskiego, Hübnera czyli tych scen, które nie miały ciągłości przedstawień miernych. A co Pan uważa za artystyczne osiągnięcie Syreny?

- To, że teatr ten przewartościował się. Przyciągnął do siebie Czeczota, Skarżyńskich, którzy przedtem z nami nie współpracowali. Teatr wzbogacił swój zespół o nowe znaczące nazwiska: Bogdana Łazukę, Romana Kłosowskiego, Eugeniusza Robaszewskiego, Izabelę Trojanowską, Zofię Czerwińska, Ewę Szykulską, Ewę Kuklińską. Zmienił się zespół baletowy, zmieniła orkiestra, którą kieruje Ryszard Poznakowski.

- Czy publiczność Syreny też zmieniła się za Pana dyrekcji? Czy wzbogaciła się np. o przedstawicieli młodej inteligencji?

- Mogę wymienić pani nazwiska ludzi, którzy bywają u nas na premierach, a przedtem ich tu nie widywałam (jako recenzent znam Syrenę od wielu lat). Są to młodzi i starzy pisarze, dziennikarze...

- Studenci też?

- Sądzę, że studenci nigdy nie będą masowo chodzili do tego typu teatru, gdzie częstszym gościem bywa widz bez cenzusu. Ale i on też chce mieć jakiś wariant rozrywki poza oglądaniem telewizji. Do teatru powinien chodzić widz różny i teatr powinien być dla niego otwarty . Słusznie powiedział Kazimierz Dejmek na ostatnim Zjeździe SPATiF - ZASP, że jeśli ludzie nie chcą przychodzić na "Hamleta", to grajcie im "Wesele Fonsia"... Mogę pani dać wykaz instytucji, które zwracają się do nas z prośbą o bilety. Chociażby Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Naczelna Organizacja Techniczna, Wojskowa Akademia Techniczna, Fabryka Samochodów Osobowych. Dlaczego ja mam prowadzić akurat teatr dla studentów? Chcę prowadzić teatr dobry i nie zaglądam Widzowi w legitymację. Nasz teatr jest jednym z trzech - czterech w Warszawie, które nie mają problemu z frekwencją. Może się pani do nas dostać tylko przez, protekcję. Zresztą ja jeden wiem kto do tego teatru chodzi naprawdę, gdy znajomi i nieznajomi dzwonią do mnie nieustannie po bilety. Mógłbym pani wyliczyć nazwiska wspaniałych ludzi, którzy nas odwiedzają. Może swoim kolegom mówią, że spędzają wieczory u Szajny...

- Opinie tych widzów też Pan zna?

- Przecież gdyby im się nie podobało w Syrenie to by do niej nie wracali.

- Z tego, co Pan mówi wynika, że jest Pan zadowolony z kształtu swojego teatru.

- Niczego takiego nie powiedziałem. Twierdzę jedynie, że teatr zmienił się na lepsze.

- Kto rekomendował Pana na dyrektora Syreny i dlaczego właśnie na szefa tego teatru?

- Jak każdego dyrektora warszawskiego teatru angażował mnie dyrektor Wydziału Kultury w Urzędzie Miasta, a zatwierdziły warszawskie władze partyjne. Jako warunek postawiłem, że funkcja ta musi być w pewnym sensie połączona z kierowaniem "Szpilkami", bo zdawałem sobie sprawę, iż problem repertuaru będzie dla nas zasadniczy.

- Wróćmy jeszcze do Pańskiej działalności pisarskiej. Wśród ponad dwudziestu Pana książek znajduje się jedna pozycja, która budzi szczególne zastrzeżenia. Czy jest Pan świadomy krzywdy jaką publikacją pt. "Literatura małej emigracji" wyrządził Pan pisarzom w niej analizowanym, a także polskiemu czytelnikowi?

- Cóż, książka ta oddaje błędy i uproszczenia epoki, w której powstała. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale mój wydawca i ja byliśmy pewni, iż działamy na rzecz przywrócenia polskiemu czytelnikowi wiedzy o pewnych zakazanych wartościach. Dla przykładu - rozdział o Gombrowiczu mógłby być chyba dzisiaj przedrukowany w każdej gazecie. A był to pierwszy tekst, który po latach milczenia mógł się o Gombrowiczu ukazać. Oceny o wielu innych pisarzach brzmią przecież dzisiaj horrendalnie. To książka chyba słusznie dziś atakowana. Nie mam zamiaru jej bronić.

- Co uważa Pan za działalność szkodliwą dla polskiej kultury?

- Ważne są konsekwencje ludzkiej działalności a te można ocenić dopiero po latach.

- Czy to, że jest Pan członkiem partii ma jakiekolwiek znaczenie w pańskiej działalności redakcyjnej, pisarskiej...

- Oczywiście, że ma... Oczywiście i światopogląd podlega zmianom, tak jak zmienny jest choćby program partii. Istotny jest kierunek tych metamorfoz. Czasami nieuniknione - jest stowarzyszenie partii w jej błędach. Chciałbym jednak, żeby ktoś powiedział kiedyś o mnie, że czasem towarzyszyłem partii i w jej osiągnięciach. Nie może być tak, że jesteśmy tylko przy osiągnięciach, chyba, że się wmeldujemy w fotografię w ostatniej chwili.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji