Artykuły

Kontakt. Dzień drugi

W niedzielę, 22 maja, widzowie mogli obejrzeć dwa przedstawienia. Jedno olśniewające, a drugie bardzo słabe - drugi dzień 15. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt w Toruniu specjalnie dla e-teatru relacjonuje Paweł Sztarbowski.

Tą świetną częścią wieczoru był spektakl "White Star" (na zdjęciu) w wykonaniu belgijskiej grupy Victoria. Tworzą ją tancerze oraz aktorzy profesjonalni i nieprofesjonalni. Spektakl powstał w oparciu o improwizacje, bazujące na tekście Vanessy van Durne, która przeszła operację zmiany płci. Autorka gra też w tym przedstawieniu. Jednak nie jest ono poświęcone jedynie transseksualizmowi, ale raczej szeroko rozumianej inności. Chodzi tu o odmienność zarówno seksualną, płciową, jak i religijną, ideologiczną, polityczną, jak też odmienność osób niepełnosprawnych. Porażająca jest scena, gdy jeden z bohaterów, grany przez niepełnosprawnego mężczyznę, jest odpychany przez pozostałe postaci, nikt nie chce podać mu ręki. Ten złośliwy balet trwa zaledwie kilka minut, ale pozostaje w pamięci na długo.

Akcja osadzona została w niezwykłej przestrzeni. Początkowe skojarzenia to kościół. Na scenie ustawiono ogromny krzyż z drutu, po którym będą się wspinać niektórzy aktorzy, gdzieś w drugim kącie można zapalić świeczki w ofierze. Jednak ów kościół jest jednocześnie lodowiskiem, boiskiem, a może areną? To tutaj toczył się będzie świecki rytuał, w którym każdy z bohaterów podejmie walkę w celu odnalezienia siebie. "Normalni" mogą okazać się "nienormalni", granica jest zaledwie konwencją.

Sztuka zaczyna się monologiem jednego z aktorów, który wygłasza wulgarną tyradę przeciwko wszelkim przejawom odmienności, po czym idzie spokojnym kroczkiem do kościółka, by zapalić świeczkę. W polskich warunkach, a szczególnie w Toruniu - mieście księdza Rydzyka, taki gest okazuje się niezwykle znaczący. Religia nie może stać się ideologią. Ma pozwalać odnaleźć własną tożsamość, a nie ją zakłamywać, negować... Ten sam bohater za chwilę wychodzi owinięty ręcznikiem i zaczyna wyginać się jak baletnica. Gdy jednak spostrzega, że jest obserwowany, w jednej sekundzie staje się silnym i pewnym siebie pięściarzem. Co więc jest jego tożsamością? To jest podstawowe pytanie tego spektaklu. Na ile tożsamość jest przez człowieka samodzielnie osiągana, a na ile narzucona. Tytułowa "Biała Gwiazda" odnosi się do wszelkich ideologii, które próbują ujednolicać ludzi i narzucać im poglądy, odwołując się przy tym do urągających ludzkiej godności środków. Sami codziennie mamy do czynienia z takimi próbami. Ulegając im i godząc się na takie białe, czerwone czy inne gwiazdy, zatracamy własną tożsamość. Napis "White Star" wypisany czerwonymi literami tworzy na scenie półkoliste zwieńczenie bramy podobne do oświęcimskiego "Arbeit macht frei". Nadaje to bardzo wyrazistą wymowę całemu przedstawieniu. Wzajemne poszanowanie przegrywa w zderzeniu z bezsensowną przemocą.

Przedstawienie zostało świetnie wyreżyserowane przez Lies Pauwels. Scenom okrucieństwa towarzyszą sekwencje groteskowe i jawnie komediowe. Miało to zresztą odzwierciedlenie w przedziwnych reakcjach publiczności. Znalazła się loża szyderców, która salwami śmiechu okraszała nawet sceny znęcania się nad niepełnosprawnymi. Zdaje się, że takie reakcje były świadomie prowokowane przez twórców, grających na granicy różnych konwencji, nie dopowiadających niczego do końca. Całość kończą słowa piosenki Christyny Aguilery: "I am beautiful". Ironia to czy nadzieja na lepszą przyszłość? Tak jak w przedwczorajszym "Woyzecku" Grażyny Kani nie było porozumienia międzyludzkiego, tak "White Star" zarysowuje jego możliwości i walczy o nie. Mamy tu kontakt nie tylko poprzez słowa, ale też poprzez taniec i dotyk. Przedstawienie większość publiczności nagrodziła owacją na stojąco.

Drugi spektakl wieczoru, "Książę Myszkin jest idiotą", został przywieziony przez Divadlo husa na provazku z Brna. Jego reżyserem jest Vladimir Moravek. Można o nim napisać tylko tyle, że było kompletnym niewypałem, szczególnie pod względem aktorskim. Aktorzy posługiwali się bardzo ograniczoną ilością wystudiowanych, piekielnie sztucznych gestów i okrzyków, które szybko stały się nudne i nie do wytrzymania. Miało to pewnie jakieś umotywowanie w koncepcji inscenizatorskiej. Polegała ona na odtwarzaniu przeżyć i wizualizacji bohaterki czytającej "Idiotę" Dostojewskiego (a może jest to raczej inspicjentka przedstawienia granego w jakimś starym, dziewiętnastowiecznym teatrze?). Mimo komizmu niektórych scen na dłuższą metę było to jednak nie do wytrzymania.

Na spotkaniu po spektaklu aktorzy zdawali się być bardzo zadowoleni z tego, co zaprezentowali. Spotkanie z czeską grupą było też ciekawe, gdyż pokazało, że można z twórcami rozmawiać, nawet mimo kłopotów translatorskich. Hanna Baltyn udowodniła, że zadanie pytania nie musi być długą tyradą, z której nic nie wynika, co dla moderatorów wcześniejszych dyskusji było pewną nowością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji