Artykuły

Czego chcą widzowie?

Podczas gdy większość teatrów gnębi pustawa widownia, w warszawskiej "Syrenie" zawsze komplet publiczności, a od kasy odchodzi więcej zawiedzionych niż tych, którzy zdobyli bilety. O receptę na powodzenie pytamy dyrektora teatru "Syrena", WITOLDA FILLERA.

- Recepta jest prosta - trzeba widzowi dać to, czego oczekuje. A do tego dobrze jest wiedzieć, czego naprawdę chce. Powiem nieskromnie, że widz docenia teatr, który o niego zabiega.

"PERSPEKTYWY": - Czego więc oczekuje dzisiejsza publiczność teatralna?

W.F.: - Niezależnie od sztucznych podziałów na widzów teatru rozrywki i widzów teatru dramatycznego, które uważam za nonsensowne, dzisiejsza publiczność zajęta jest przede wszystkim polityką i w związku z tym "Syrena" żartuje na temat koncepcji politycznych. Albo wprost, jak w "Seksie i polityce", albo aluzyjnie, jak w "Festiwalu za sto złotych" czy w "Madame Sans-Gene". Oczywiście można także mówić o polityce za pomocą starych tekstów z STS-u i pocieszać się, że choć stare, ale jare...

"P".: - Większość publiczności "Syreny" to ludzie w średnim wieku. Młodzieży nie widać.

W.F.: - Bo chodzi ona do kościoła np. na "Mord w katedrze" lub na występy grupy "Perfekt". Młodzi ludzie uciekają teraz od polityki. Może dlatego jest ich u nas mniej.

"P".: - Czy ma Pan ambicję robienia teatru politycznego

W.F.: - Nie. Po prostu w miarę dobrego teatru. W naszym repertuarze znajdą się również pozycje typowo rewiowe. Jak chociażby najbliższa premiera o przedwojennej Warszawie, "Czarna Mańka" Waldorffa i Lutowskiego.

"P".: - Mimo niesprzyjającej sytuacji ogólnego rozbicia, zmian w środowisku teatralnym oraz wizji pustych widowni gracie cały czas, bez żadnych przerw ani zmian.

W.F.: - Wystartowaliśmy jako pierwszy teatr w Warszawie już 15 stycznia 1982. Wysiłkiem ludzi tu pracujących, wspaniałych aktorów i całego zespołu udało się zapewnić ciągłość funkcjonowania teatru. I mimo trudności, o których pani mówiła, w naszej pracy nic się nie zmieniło. Żyjemy i pracujemy normalnie, ale przyglądamy się temu, co dzieje się wokół, w teatrach oraz w środowisku, i nie może nie budzić naszego współczucia ten stan ekscytacji i niezdrowych emocji.

"P.": - Dlaczego współczucia, a nie krytyki?

W.F.: - W wywiadzie zamieszczonym w jednym z ostatnich numerów "Tygodnika Powszechnego" Stanisław Stomma zdefiniował polityka jako człowieka, który stara się zrealizować swój program na miarę istniejących możliwości. Obserwując wybitnych aktorów, którzy bardzo serio traktują swoje manie polityczne, zadziwia fakt, że żaden z nich nie zadał sobie pytania o realia. Zważywszy, że większość z nich to specjaliści od dramatu, żałośnie wypadają grając w farsie. Ale już przykład Mieczysława Frenkla, znakomitego komika, który koniecznie chciał zagrać wielką tragiczną rolę wojewody w "Mazepie" - i zagrał ją fatalnie - dowodzi, że aktorzy nie znają swoich możliwości.

"P".: - Po cóż powoływać się na odległy przykład Frenkla, kiedy pod ręką mamy przykład znacznie bliższy i Panu, i "Syrenie", i rozrywce. Ale skoro aktorzy dramatyczni grają w farsie - co robią aktorzy farsowi?

W.F.: - Wykazują umiar w uzewnętrznianiu swoich nastrojów politycznych, niezależnie od tego, jakie one są.

"P".: - Czy lubi Pan reżyserować?

W.F.: - Nie. Robię to tylko wtedy, kiedy stwierdzam, że nikt lepiej ode mnie tego nie zrobi.

"P".: - Kto o tym decyduje?

W.F.: - Oczywiście ja, jako dyrektor teatru. "Zarówno "Seks i polityka", jak np. "Szopka noworoczna" są formami kabaretu politycznego, a w tych sprawach mam zaufanie tylko do siebie.

"P".: - A czy "Szpilki" Pan lubi?

W.F.: - Czasami. Teraz jest ciężki okres dla tego pisma, więc je lubię.

"P".: - Ciężki okres dla satyry?

W.F.: - Chodzi przede wszystkim o naszych autorów, których grono ostatnio mocno stopniało. Wątpię, żeby Krauze z Francji lub Czeczot ze Stanów Zjednoczonych wrócili do nas. Jeżeli chodzi zaś o Mleczkę, sprawa nie jest może tak beznadziejna, gdyż siedzi w Krakowie, prowadzi galerię własnych rysunków i zastanawia się, w którym momencie wrócić na łamy, żeby nie było za wcześnie ani za późno.

"P".: - Swoich aktorów Pan na pewno lubi. Czy lubią ich także koledzy z innych teatrów?

W.F.: - Przed rozwiązaniem ZASP kilku aktorów z "Syreny" pracowało w komisji rewizyjnej, większość działała w sekcji estrady i rozrywki. Obecnie mamy do czynienia z dużą polaryzacją poglądów i stanowisk. Nie ma organizacji środowiskowej. Ale sądzę, że kiedy powstanie taka nowa organizacja, na pewno znajdą się w niej artyści tego teatru.

"P".: - A co wiadomo na pewno?

W.F.: - Że w najbliższym czasie wystąpimy w Lidzbarku Warmińskim na Biesiadach Humoru. Że potem pojedziemy do Jeleniej Góry i że nie wystąpimy, mimo zaproszenia, na festiwalu w Opolu. Wiadomo także, że bilety na "Seks i politykę" sprzedane są już do sierpnia...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji