Artykuły

"Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka w the Wilma Theater w Filadelfii

"Naszą klasę" Tadeusza Słobodzianka wystawił Filadelfijski The Wilma Theater. Spektakl, na podstawie tłumaczenia Ryana Craiga, wyreżyserowała Blanka Zizka. Premiera odbyła się 19 października 2011 roku. Poniżej recenzje spektaklu.

"Nasza klasa" w the Wilma Theater

Pisze Howard Shapiro w The Philadelphia Inquirer:

Pierwsza myśl, która przychodzi do głowy na temat przytłaczającej "Naszej klasy": Obsada i realizatorzy z Wilma Theater pokazując istotną premierę w Stanach Zjednoczonych dają o wiele więcej niż teatr. Ich szerokie możliwości w uderzający sposób honorują pamięć 1600 Żydów, którzy zostali zapędzeni przez polskich katolików (a nie niemieckiego okupanta), do stodoły i spaleni.

"Nasza klasa" polskiego dramatopisarza Tadeusza Słobodzianka rozgrywa się w Polsce. W angielskim tłumaczeniu Ryana Craiga i głęboko przemyślanej reżyserii Blanki Zizki, dyrektor artystycznej The Wilma Theater, jest mocnym, pełnym energii, odkrywczym, niezwykłym i prowokującym teatrem.

Sztuka jest inspirowana książką Jana Grossa "Sąsiedzi", dotyczącą zbrodni w Jedwabnem w 1941 roku, kiedy miasteczko znalazło się pod niemiecką okupacją (wcześniej okupowali je Sowieci). Nazwa miejscowości nie jest wspomniana w sztuce, której wydźwięk wykracza poza jedno miasto, jego mieszkańców i jedną masakrę. Dramatopisarz opowiada o dziesięciu uczniach - pięcioro z nich to polscy Żydzi, pięcioro to polscy katolicy - śledzi ich losy od dzieciństwa przez całe życie. Dzieci, zanim przyjdą Rosjanie, są dziećmi. Bawią się razem, uczą i docinają sobie. Wraz z nadejściem Sowietów, a później Niemców, dzieci dorastają, zmieniają się sojusze, a polscy uczniowie pokazują dwie twarze - bijąc żydowskich kolegów w mieście, tolerują ich w szkole.

Wśród zalet "Naszej klasy" trzeba wymienić sposób, w jaki pokazuje narastającą nienawiść motywowaną przez utratę suwerenności kraju i urok komunizmu (kwestie o równym znaczeniu) oraz akceptacja antysemityzmu wzmocnionego przez niemiecką okupację i ciągłe poczucie bycia w pułapce. "Nasza klasa" jest spektaklem dla ludzi o mocnych nerwach. Brutalna przemoc w słowie i działaniu jest ciągle obecna, tak jak w tamtych czasach.

Kiedy koledzy z klasy umierają, ich duchy osaczają żywych. Zizka odsyła ich, jednego po drugim, prosto do surowej konstrukcji szklanego domu, który może być symbolem stodoły śmierci /scenografia Marszy Ginsberg/. Nawet krzesła, których używają są nadłamane. W czasie spektaklu aktorzy śpiewają kilka piosenek, prawdopodobnie z czasów ich młodości. To wywołuje zmieszanie, aktorzy są niepewni, teksty piosenek nie docierają - to jedyny dysonans w czasie wyjątkowego wieczoru.

W sztuce zastosowany jest katalog imion zamordowanych w mieście, wymienianych przez jedynego ocalałego. Dekady później w podobnym katalogu wymienia się listę potomków tego mężczyzny. Pierwszy katalog podkreśla horror, drugi daje nadzieję. Teraz ja podam listę aktorów, którzy stworzyli ten wciągający spektakl: Krista Apple, grająca Polkę prześladowaną za swoja odwagę, Kate Czajkowski, jako Żydówka uratowana dzięki pójściu na kompromis, Emilie Krause, grająca Żydówkę, którą unicestwiło wczesne małżeństwo. Ross Beschler, grający młodego Żyda, który staje się zwolennikiem Sowietów i wszystkiego co jest mu na rękę; Dan Hodge, jako Polak przystrajający się w szaty liturgiczne; Kevin Meehan jako Polak, który jest torturowany i sam torturuje; Allen Radway, jako Polak dwulicowy we wszystkim, co robi; Ed Swidey, jako Polak, który ratuje Żydówkę, ale właściwie niszczy ją. Matteo Scammell, jako żydowski kozioł ofiarny i Michael Rubenfeld, jako Żyd, który wyjeżdża do Ameryki. Wszyscy zostają kolegami z klasy na całe życie. W świecie, który nigdy nie korzysta ze swoich lekcji.

Link do źródła

http://www.philly.com/philly/blogs/phillystage/132242449.html

***

"Oni byli naszymi sąsiadami" - "Nasza klasa" w Wilma Theater

Recenzja Lisy Grunberger w The Philadelphia Jewish Voice:

The Wilma Theater rozpoczyna sezon amerykańska premierą "Naszej klasy" autorstwa polskiego dramatopisarza Tadeusza Słobodzianka, przetłumaczoną przez Ryana Craiga i wyreżyserowaną przez Blankę Zizkę. Sztuka oparta jest na prawdziwych wydarzeniach w polskim miasteczku Jedwabne i, po części, zainspirowana kontrowersyjną książką profesora historii z Princetown "Sąsiedzi".

"Nasza klasa" opisuje życie dziesięciu uczniów z jednej klasy, od ich dzieciństwa w latach dwudziestych do początku nowego tysiąclecia. O ile trudno nie być poruszonym przez tragiczny temat, to trudny styl sztuki oraz pełna sensacji i schematów fabuła nie prowadzą ostatecznie do przetransponowania wydarzeń z Polski w pełen artyzmu, wciągający wieczór w teatrze.

W oszczędnej scenografii przygotowanej przez Maszę Ginsberg, widzimy pamiętną stodołę, w której Żydzi zostali zamordowani nie przez Niemców, a przez sąsiadów Polaków. Słobodzianek stawia w sztuce ważne pytania: Jak sąsiedzi mogli zmienić się w zabójców sąsiadów i jak człowiek może zmierzyć się z konsekwencjami takich okrucieństw? Jak jednostki i społeczeństwa grzebią pamięć takich czynów? Niestety, sam dramat nie jest napisany w fascynujący sposób, popada w schematy. Na przykład na początku drugiego aktu Władek, który musi uprzątnąć ciała spalonych Żydów, opisuje jak ciała były porąbane: "To było straszne. Zemdliło mnie. Zwymiotowałem." Ten sposób pisania ani nie pomaga w zrozumieniu wydarzeń, ani, co ważniejsze, nic nie wnosi do rozwoju charakterów postaci.

Postaci pozostają drewnianymi i pustymi naczyniami - typami - nie przeradzają się w ludzi, którymi można się przejąć. Cierpienie i brutalność, morderstwo i gwałt - jesteśmy bardzo świadomi okrucieństw i zbrodni popełnionych przez stalinistów i faszystów, ale dobry teatr jest wtedy, kiedy interesująco opowiada historię pełną konkretów. Niestety, od momentu, gdy czwarty gwałt obrazowo odgrywany jest na scenie, ja jestem zniesmaczona nie gwałtem, ale sensacyjnym, nieestetycznym widokiem aktorów. To mógłby być jakikolwiek gwałt, gdziekolwiek, traci on moc poruszenia nas - zamiast uczynić zbrodnię w stodole bardziej realną, intymną i osobistą. Zubożenie postaci i gwałty skutecznie doprowadzają do znudzenia wydarzeniami. Spektakl staje się zbyt znaną i ogólną opowieścią o życiu, które źle poszło pewnej grupie szkolnych kolegów.

Czy ci szkolni koledzy - katolicy i Żydzi, kobiety i mężczyźni - są ofiarami historycznych okoliczności, czy też mieli wybór? Niestety sztuka wskazuje tylko na te pytania, zdając się skupiać bardziej na tym, byśmy poczuli się tak niekomfortowo, jak to możliwe. Na przedstawieniu towarzyszyłam grupie kobiet, które wyszły w trakcie przerwy. Miałam możliwość krótko porozmawiać z nimi i reżyserką spektaklu. Pani Zizka wyjaśniła, że sztuka nie przynosi łatwych odpowiedzi. Opisuje Żydów, którzy sympatyzowali ze Stalinem i miejscowych Polaków, którzy byli odpowiedzialni za popełnione zbrodnie. Powiedziała, że wspomnienia poszczególnych bohaterów są subiektywne, a czasem nawet sprzeczne. "Podziwiam decyzję Tadeusza Słobodzianka, by w sztuce skupić się na zagadnieniach moralnych, a nie ideologicznych, pozostawiając widzowi szansę stworzenia własnego obrazu wydarzeń dzięki chórowi odrębnych głosów."

Widzowie, z którymi ja rozmawiałam, mówili, że sztuka była "za bardzo". Kiedy dopytywałam, czego było za dużo - mówili, że sposób opowiadania nie była wciągający, a historia nie była pokazana w oryginalny sposób. "Postaci nie były zindywidualizowane, nie chodzi też o to, że temat był trudny, widziałem wiele opisów Holokaustu, ale opowieść mnie nie wciągnęła".

Pomimo wszystko, aktorstwo jest tu bardzo mocne, z doskonałymi rolami Kate Czajkowski, która gra Rachelkę, Żydówkę, która przechodzi na katolicyzm; Michaela Rubenfelda, który gra Abrama, Żyda, który w młodości wyemigrował do Ameryki i został rabinem; Eda Swidey'a, który gra Władka.

Pod koniec "Nasza klasa" staje się mętną opowieścią ze zbyt dużą ilością wódki, bójek, wulgaryzmów, złamanych palców, a zbyt małą ilością przemian bohaterów, które czynią sztuki interesującymi. To wielka szkoda, bo temat był doskonały na dramat. Czy my naprawdę musimy wiedzieć, że "węgorze wyjadły mu twarz". Kończąc, przyznaję jednak, że podziwiam polityczne i moralne zaangażowanie "Naszej klasy" w kwestie historyczne (w kontekście wandali antysemitów, którzy ostatnio oszpecili pomnik upamiętniający miejsce zbrodni na polskich Żydach, pisząc "oni byli łatwopalni" i malując znak swastyki), ale uważam, że nie udało się ukazać Shoah w nowy sposób. To nie znaczy, że nie powinniśmy iść na sztukę i rozmawiać o niej z Żydami, Polakami, katolikami, księżmi i rabinami.

Po niemal trzech godzinach w teatrze zostaję z chaosem werbalnym - piosenka, taniec i zalew słów w "Naszej klasie". Brakuje tu jednak szlachetnej formy, którą wielka sztuka daje nam, wiedząc, co odłożyć na bok. Żałuję, że w "Naszej klasie" nie było więcej powściągliwego milczenia, więcej złamanych uczuć w opowiadaniu historii polskiego miasteczka. Wieloznaczne poematy niemieckiego poety Paula Celana, w swojej spokojnej, mistycznej powściągliwości, są skromnymi medytacjami na temat Shoah: / Policz migdały / Rozważ, co było gorzkie i nie pozwalało zasnąć / Zalicz mnie tu.

Link do źródła:

http://blog.pjvoice.com/diary/756/they-were-our-neighbors-our-class-at-the-wilma-theater

***

"Nasza klasa proponuje interesujace spojrzenie na historię"

Recenzja Waltera Bendera w portalu Stage:

The Wilma Theater otwiera sezon 2011/2012 "Naszą klasą" - historyczną sztuką pamięci na pisaną przez Tadeusza Słobodzianka (w wersji Ryana Craiga). Reżyserka Blanka Zizka dobrze przygotowała się do pracy. W lipcu tego roku pojechała do Polski, rozmawiała z dramatopisarzem, odwiedziła Jedwabne, gdzie rozgrywa się akcja sztuki (zapis wizyty można przeczytać na stronie: www.wilmatheater.org).

"Nasza klasa" opisuje zdarzenia od 1926 roku do 2003 roku. Opowiada o uczniach jednej klasy, pięciorgu katolików i pięciorgu Żydów, którzy mieszkali w Jedwabnem. W lipcu 1941 roku żydowscy mieszkańcy miasta zostali brutalnie zamordowani. Przez lata zbrodnia była przypisywana niemieckim oddziałom, ale w 2001 roku książka Jana Grossa "Sąsiedzi" odkryła prawdę... masakry dokonali Polacy. "Nasza klasa" obejmuje okres prowadzący do masakry, a następnie opisuje, jak wpłynęła ona na resztę życia kolegów z klasy. Spektakl zajmuje się nie tylko wydarzeniami, ale również pokazuje, w jaki sposób są przedstawiane przez ich uczestników.

Spektakle dzięki obsadzie były bardzo mocne. Zespół (Krista Apple, Ross Beschler, Kate Czajkowski, Dan Hodge, Emille Krause, Kevin Meehan, Allen Radway, Michael Rubenfeld, Matteo Scammell and Ed Swidey) poradził sobie z tematem bard zo umiejętnie, opowiadając życie każdego z bohaterów, czasem ponownie przeżywając zdarzenia. Łatwo było się zatracić w ich opowieściach, wierząc, że aktorzy rzeczywiście byli postaciami, które odtwarzali. Również subtelność relacji między nimi była bardzo wiarygodna. Scenografia i światła kompletne i funkcjonalne. Momentami fluorescencyjne światło tworzyło bezbarwny obraz aktorów i scenografii, akcentując wizję Blanki Zizki, opartą na fragmencie książki Hanny Krall, który opisuje podróż do Polski: "Z nieprzepłakanych duchów rodzi się szarość".

Ostrzegając tych, którzy się wybierają sztukę, należy powiedzieć, ze trwa ona trzy godziny z jedną przerwą. Historia jest przede wszystkim opowiadana, z niewielką ilością akcji. Myślę, że kolejna wersja sztuki mogła by zyskać na ścięciu materiału, choć muszę też przyznać, że nie wiem, gdzie tych cięć można dokonać. Część widowni odebrała jednak spektakl jako nieco za długi. Podsłuchałem parę, która przyznała się, że niemal zdrzemnęła się w drugim akcie. Z drugiej strony ta sama para była wśród większości widzów, którzy poderwali się, by na stojąco zgotować utalentowanym aktorom owację na stojąco.

Generalnie, to bardzo mocna produkcja. Czasem opowieść jest szokująca i bardzo poruszająca. Na pewno sprowokuje dyskusję po wyjściu z teatru. Gratulacje dla Blanki Zizki, obsady i realizatorów za fantastyczne rozpoczęcie sezonu.

Link do źródła

http://stagepartners.org/2011/10/our-class-offers-interesting-look-at-history/

***

Grając na czas: "Nasza klasa" The Wilma Theater

Recenzja Leah Franqui w portalu Staged:

Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję odwiedzić Yad Vashem, centrum pamięci i badań nad Holokaustem, znajdziecie się w sali pełnej nazwisk, ogromnym kolistym pomieszczeniu z półkami na książki. Na każdej z półek stoją ogromne segregatory, w każdym z segregatorów jest mnóstwo kartek papieru, a każda z tych kartek pełna jest nazwisk. Nazwisk Żydów, którzy zmarli między 1939 a 1945 rokiem. Tu jest również grupa pustych półek, z cichym wyrzutem czekających na zapełnienie innymi nazwiskami, których być może nigdy nie poznamy. Te puste półki są same w sobie pomnikiem wiedzy o wszystkich życiach, które były wymazane, jakby nigdy nie istniały, o wszystkich opowieściach, które nigdy nie będą opowiedziane, o nazwiskach, których nikt nie wspomni.

Więc jeśli decydujemy się opowiedzieć historie tych ludzi w tamtym czasie oraz wszystkich, którzy byli w nie wplątani - również eksterminowani, także zniszczeni przez te epickie wydarzenia - ciąży na nas odpowiedzialność, nie tylko wobec ludzi, których wspominamy, ale również wobec ludzi, o których nawet nie będziemy mieli szansy się dowiedzieć. I to jest odpowiedzialność, której podjęła się sztuka Tadeusza Słobodzianka "Nasza klasa", grana obecnie w The Wilma Theater. Oczywiście, to jest zawsze zadanie, które spektakl bierze na siebie, ale nigdy nie jesteśmy tak świadomi faktów, jak wtedy gdy historia nas wciąga.

Historia, o której mowa, rozgrywa się w Polsce od połowy lat dwudziestych i trwa niemal do współczesności. Sztuka korzysta z biografii dziesięciu osób jako sposobu zapisu historii narodu i świata, poprzez śledzenie każdego z bohaterów od lat szkolnych aż do śmierci. Pięcioro z nich to Polacy, pięcioro Żydzi (choć byli polskimi obywatelami, ich rodzice i oni mówili po polsku, nigdy nie byli Polakami, zawsze tylko Żydami. Witamy w Narodzie Wybranym). Wszyscy są kolegami z klasy. Bawią się razem i marzą o przyszłości. Dora (Emilie Krause) chce być gwiazda filmową, Rachelka (Kate Czajkowski) planuje zostać doktorem, Rysiek (Kevin Meehan) chce zostać furmanem. Ojciec Menachema (Ross Bechler) jest miejscowym rzeźnikiem, ojciec Zochy (Krista Apple) jest rolnikiem, matka Władka (Ed Swidey) jest utrapieniem. Abram (Michael Rubenfeld) i Jakub (Matteo Scammell) są bliskimi przyjaciółmi. Zygmunt (Allen Radway) jest przywódcą polskich chłopców, wspiera go Heniek (Dan Hodge). Każdy z tych uczniów ma cel, imię i życie przed sobą. Polska jest jednak krajem katolickim, sławnym ze swoich pogromów i biedy, więc nawet w rozkwicie młodości jest już zapowiedź nienawiści. Kiedy młody Abram zostaje wysłany do Stanów Zjednoczonych (na pierwsze odgłosy wojny), reszta klasy nie jest zbyt szczęśliwa. Wojna jest zawsze pełna zdrad - zdrad władzy wobec obywateli, zdrady sojuszników i traktatów. Ale najgorsze zdrady są pomiędzy ludźmi. I te zdrady zdarzają się często i gęsto w "Naszej klasie", kiedy nienazwana wioska (nawiązanie do autentycznego miasta Jedwabne) przechodzi z rąk rosyjskich do niemieckich i z powrotem. W wyniku tego przejścia 1600 Żydów zostało zapędzonych do stodoły i ofiarowanych. Nie przez Niemców, nie przez Rosjan, ale przez ich sąsiadów Polaków, kolegów z klasy, przyjaciół. Wydarzenie jest centralnym punktem sztuki i konsekwencje tej katastrofy sięgają znacznie dalej - do śmierci ścigając bohaterów, którzy przetrwali. To jest zdecydowanie głęboko poruszająca i efektowna historia.

Opowieści o Holokauście są jednak jak podstępne rzuty, możesz w ogóle nie mieć artystycznego talentu, a pozostawić publiczność we łzach, ponieważ materiał jest po prostu tak mocny. Więc jeśli jesteśmy poruszeni emocjonalnie przez sztukę, jest to naturalne. To nie znaczy jednak, że nie możemy wymagać i żądać od sztuki, by był mocna również pod względem dramaturgii. I właśnie ta sztuka wydaje się bardziej niż trochę wadliwa. Rytmiczna budowa całości nie wspiera punktu kulminacyjnego, gdy płonie stodoła ani nie podtrzymuje tempa w końcówce sztuki.

Z wyjątkiem postaci Abrama sztuka rozgrywa się na dnie człowieczeństwa, zapominając że choć są to historie straszliwej dehumanizacji i klęski są również historiami nadziei i człowieczeństwa. Są historiami obcych przełamujących strach i degradację, by pomóc innym, ponieważ odpowiedzią na pytanie "Co mogłem zrobić?" jest niemal zawsze "Mogłeś być człowiekiem".

To jest również kwestia publiczności. Biorąc pod uwagę, że nasz kraj jest, na różne sposoby, narodem tych, którzy przetrwali, domem dla wielu uciekinierów przed ludobójstwem i czystkami etnicznymi, główny motyw sztuki nie jest niespodzianką. Polscy widzowie mogli się zachwiać pod wpływem faktu, że to nie Naziści spalili i zarżnęli Żydów w wielu małych miastach i wioskach w Polsce, ale że zrobili to Polacy. My w Stanach znamy już te historie. Z jednej strony wielu z nas straciło swoje historie w tych wydarzeniach, całe rodziny spłonęły w płomieniach. Z drugiej, nasze rozumienie tych krajów bierze się z dystansu i mamy perspektywę, by rozumieć nienowy temat antysemityzmu przetaczającego się przez politykę, religię, społeczeństwo wschodniej Europy. Naziści nie wymyślili nienawiści do Żydów. Oni po prostu uczynili ją społecznie akceptowalną i niszcząco skuteczną. Więc masakra, jak ta, mogła zostać wyparta z polskiej świadomości i zamieciona pod dywan. My żyjemy w kraju Abrama, tych wysłanych w porę, tych którzy patrzyli, i tych którzy przetrwali, tych którzy przeszli przez piekło i w jakiś sposób przedostali się na drugą stronę. My nie jesteśmy zaskoczeni zdradą naszych sąsiadów.

Niektóre postaci są bogate i w pełni zrealizowane, ale kilka z nich jest niejasnych, niekonkretnych i jednowymiarowych. Nerwowy i dziki Zygmunt w wykonaniu Radway'a (rola, którą przeprowadza wspaniale i tak mocno, że fizycznie wzdrygasz się, kiedy mówi) jest, jak niejeden mógłby sądzić, człowiekiem, który przetrwał, dokonując niemoralnych decyzji w czasach upodlenia. Jest on jednak oportunistycznym łajdakiem, który wykorzystuje każdą okazję, by zyskać na biedzie innych. On przewodzi bandzie, która bije wrażliwego naiwnego Jakuba (Matteo Scammell), zdradza nieobliczalnego i gorliwego Ryśka (Meehan) sowieckiej policji, a następnie zachęca go - po zwolnieniu tamtego z więzienia - do rozbudzenia swojej obsesji poprzez grupowy brutalny gwałt na delikatną Dorą. On zmanipulował Abrama - niezwykle zranionego, ale pełnego nadziei - by przesyłał mu pieniądze. Wykorzystuje elastyczną Zochę i zmusza ją do seksu (niezwykle szybkiego, myślę, ze oni nie mieli wtedy gry wstępnej w Polsce). Zocha robi to, by ratować krystalicznie czystego Menachema (z przekonaniem zagranego przez Bechlera). On próbuje również doprowadzić do śmierci, graną przez Czajkowski, stoicką i zrezygnowana Rachelkę, która zmienia się w Mariannę (musiała zmienić wiarę, wcześniej ukrywał ją na strychu fajtłapowaty Władek, grany przez Swidey'a) i w imię przetrwania, poślubia swojego brutalnego wybawcę. Zygmunt dożywa sędziwego wieku. Billy Joel miał rację. Tylko dobrzy umierają młodo.

Sztuka została wystawiona w świetnej i oszczędnej scenografii Marschy Ginsberg, z bezlistnymi drzewami, rozrzuconymi krzesłami, stodołą która wygląda jak gigantyczna szklarnia. Każdy z elementów jest przemyślany i dobrze użyty. Ponieważ opowieść ma dystans sztuki pamięci, jest opowiedziana z pewnej odległości czasowej od wydarzeń. Aktorzy są na scenie bez przerwy, nawet po śmierci, czy odejściu. W choreografii Karen Getz zmarli okrążają żywych, tworząc makabryczne tanga i upiorne trójkąty albo śpiewając pozostające w pamięci szkolne rymowanki (opracowanie muzyczne, dźwięk i kompozycje autorstwa Daniela Peresteina) na koniec każdej sceny lub lekcji. Światło zaprojektowane bez zarzutu przez Thoma Weavera, kąpie sztukę w nieziemskim świetle i podkreśla jasne odcienie na prostych, ale efektownych, neutralnych czasowo kostiumach autorstwa Oany Botez-Ban.

Obsada jest bardzo utalentowana, porusza nas, a równocześnie żyje w opowiadanym świecie. Produkcja jest bardzo mocna i przemyślana, tak ze łatwo nie zauważyć istotnych usterek w tekście. I wielu ludzi pewnie tak zrobi. Ale w mojej prywatnym odczuciu człowieka i Żyda, te historie są bardzo ważne, powinny być (i my powinniśmy wymagać), by były opowiedziane tak dobrze, jak to tylko możliwe. Reżyser Blanka Żizka i zespół artystyczny podszedł do zadania odpowiedzialnie. Tekst Słobodzianka próbując powiedzieć historię "każdego", czasami nie mówi w ogóle nic.

Niemniej jednak spektakl jest umiejętnie zrobiony. To bardzo efektowna opowieść o trudnym, ale życiowym temacie. Co można zrobić, jeśli dramat nie jest na poziomie tematu? Bardzo ważne jest, że słuchamy tych historii, mierzymy się z tym trudnym świadectwem i że zastanawiamy się nad tym, co oglądamy. Jesteśmy to winni sobie samym i sobie nawzajem. Jesteśmy winni wszystkim ludziom, których imiona zaginęły, ale których historie wymagają opowiedzenia.

Link do źródła:

http://stagedandreal.wordpress.com/2011/10/22/playing-for-time-the-wilma-theaters-our-class/

***

"Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka

Recenzja Kathleen Cioffi w Theater Magazine:

Prostokątna bryła z ostro zakończonym dachem i przezroczystymi ścianami. Ludzie poruszają się w środku. Kiedy światła na widowni gasną, ci wewnątrz powoli wychodzą, dwójkami, jak gdyby niespodziewanie uwolnieni. Kiedy wszyscy stoją przed widownią, jedna z aktorek zaśpiewała piosenkę łagodnym, dziecięcym głosem. Światła gasną, a potem nagle robi się jasno. Aktorzy są teraz dziećmi w szkole, które podnoszą ręce i przedstawiają się, mówiąc imiona, zawody ojców i kim chcieliby być w przyszłości: szewcem, strażakiem, lekarzem, nauczycielem, furmanem, żołnierzem, gwiazdą filmową, pilotem. Tak zaczyna się "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka wyreżyserowana przez Blankę Zizkę w the Wilma Theater w Filadelfii.

"Nasza klasa" jest inspirowana książką "Sąsiedzi" Jana Grossa (polskie wydanie w 2000 roku, wydanie po angielsku w 2001 roku), która opisuje masakrę z 10 lipca 1941 roku niemal wszystkich Żydów, którzy tworzyli większość mieszkańców Jedwabnego, małego miasta w północnowschodniej Polsce. Kiedy po raz pierwszy opublikowano "Sąsiadów" w Polsce, książka wywołała burzę, której sprowokowała dyskusję na temat polskiego charakteru narodowego i wydarzeń w czasie wojny. Zanim ukazała się książka Grossa, Polacy generalnie wierzyli, że byli w przede wszystkim ofiarami Hitlera i Stalina, w zasadzie wolnymi od kolaboracji i zbrodni. "Sąsiedzi" zrujnowali tę iluzję: główne odkrycie, że Polacy w Jedwabnem i innych wioskach w okolicy zabili żydowskich sąsiadów, było szokiem, który wywołał u jednych Polaków głębokie przemyślenia, a u innych zaprzeczenie. Chociaż inni artyści polskiego teatru (najbardziej znany to Krzysztof Warlikowski w swoich wersjach "Burzy" i "Dybuka") w sposób niebezpośredni nawiązali do wydarzeń historycznych, o których mówi Gross, to dramat Słobodzianka jest pierwszym, który bezpośrednio zajmuje się Jedwabnem.

"Nasza klasa" nie jest jednak teatralną adaptacją "Sąsiadów". To byłoby niemożliwe, ponieważ "Sąsiedzi" są, jak napisał recenzent New York Times Steven Erlanger "Bardziej esejem, niż historią". Sztuka Słobodzianka to fikcyjna opowieść inspirowana również kilkunastoma innymi źródłami jak książka Anny Bikont "My z Jedwabnego" czy filmem dokumentalnym "Sąsiedzi" Agnieszki Arnold. Sztuka łączy autentycznych ludzi i wydarzenia z Jedwabnego i Radziłowa (sąsiednia wioska, która doświadczyła podobnej masakry kilka dni przed pogromem w Jedwabnem). Podejmuje nie tylko sprawę mordu i motywów sprawców, ale także następstwa: wyparcia z pamięci wydarzeń pamiętnego dnia, wspomnień, które nie chcą odejść i zatruwają życie zarówno sprawców, jak i tych co przetrwali.

Reżyserka Blanka Zizka wykorzystuje jeden z obrazów, który pojawia się w drugiej części spektaklu - ten z duchami, które ścigają sprawców i ocalałych. Ta scena jest użyta jako informacja o całym spektaklu. W materiałach prasowych the Wilma Theater reżyserka cytuje opowieść polsko-żydowskiej pisarki Hanny Krall, w której żydowski emigrant wracając do Polski opisuje swoje rodzinne miasto jako brzydsze i starsze. Może dlatego, że krążą po nim dybuki, które nie chcą odejść, dopóki ktoś ich nie pogrzebie, dopóki ktoś po nich nie zapłacze. "Po nieopłakanych duchach pozostaje szarość - wyjaśnia Zizka. - Pomysł dybuków, które szukają okazji, by opowiedzieć swoją historię, aby być opłakanym, stał się kluczowym pomysłem mojej koncepcji wystawienia "Naszej klasy". Nieustannie obecny budynek o przezroczystych ścianach (scenografia Marshy Ginsberg) nawiązuje do stodoły, gdzie Żydzi zostali spaleni żywcem przez sąsiadów, ale jest również potraktowany bardziej symbolicznie, reprezentując rodzaj otchłani, gdzie idą dusze zamordowanych, tak jak dusze tych, co zmarli w sposób naturalny. Kiedy bohaterowie umierają wchodzą do stodoły.

Na początku aktorzy wychodzą niepewnie z ziemi niczyjej zmarłych, by wejść do świata żywych opowiadanego w sztuce. Widmowa scena otwierająca, nie pojawiająca się w tekście sztuki, konsekwentnie łączy cały spektakl. Wydaje się, ze Zizka wpadła na coś, na co nie wpadli inni reżyserzy (a przynajmniej recenzenci) poprzednich angielskojęzycznych wystawień tej sztuki. Druga część jest tu równie ważna jak pierwsza. Dla przykładu Michael Billington narzekał na londyńską premierę "Jeśli druga część tej trzygodzinnej sztuki byłaby tak interesująca jak pierwsza, spektakl nie byłby bardzo dobry, ale mistrzowski." Richard Ouzounian pisał o północnoamerykańskiej premierze w Toronto: "Pierwszy akt "Naszej klasy" jest tak dręczący, że prawdopodobnie poczujesz się ogłuszony, kiedy znajdziesz drogę do foyer w czasie przerwy. Jak oni w ogóle sobie z tym poradzą? - to pytanie będziesz sobie zadawał i jedyną rozczarowującą rzeczą w tej skądinąd wspaniałej produkcji jest odpowiedz: Nie radzą sobie". Dla Polaków, jak Tadeusz Słobodzianek, dramat Jedwabnego polega nie tylko na tragedii i brutalności morderstwa popełnionego na Żydach, które dokonuje się pod koniec pierwszego aktu, ale również na wyparciu wiedzy o masakrze i walce o pamięć, która rozgrywa się w drugim akcie.

W rzeczywistości to są dwie inne pamięci - Polaków-katolików i Żydów - o II wojnie światowej, które wywołały debatę na temat "Sąsiadów". Zizka i realizatorzy spektaklu zauważyli to. Dramaturg Walter Bilderback napisał esej otwierający program "Polityka Pamięci", w którym stwierdza "Najważniejszy pytaniem staje się pamięć. Polska pamięć, Żydowska pamięć". W debacie wokół Jedwabnego katolicy często koncentrują się na prawie dwudziestu miesiącach okupacji wschodniej Polski przez Armię Radziecką - czasach aresztów, biedy i deportacji na Syberię. Krytycy książki Grossa podkreślają, że Żydzi aktywnie kolaborowali z Sowietami w prześladowania polskiej ludności, a Gross minimalizuje efekty tej kolaboracji. Polscy Żydzi z drugiej strony przypominają przedwojenne incydenty antysemityzmu, które wezbrały po śmierci marszałka Piłsudskiego, polskiego dyktatora, który wprowadził politykę asymilacji wobec żydowskiej populacji. Oni również koncentrują się na horrorze wydarzeń w Jedwabnem i Radziłowie.

Słobodzianek pokazuje oba punkty widzenia, kiedy śledzi losy uczniów (Żydów i Polaków-katolików). Część z nich stanie się sprawcami masakry, część ofiarami, część ocalonymi, inni będą ratować Żydów. Pierwsze sceny rozgrywają się w czasie przedwojennym, włączając śmierć Piłsudskiego w 1935 roku, który był upamiętniony zabawną recytacją chóralną poematu na jego cześć. Po śmierci Piłsudskiego rzeczy przybierają zły obrót dla uczniów żydowskich, którzy teraz są odsyłani na koniec klasy w czasie katolickich modlitw i bici przez uczniów katolickich. Potem rozpoczęła się wojna i bohaterowie opisują wejście Armii Radzieckiej. Miasto, a szczególnie Żydzi, witali Rosjan. Dwóch żydowskich kolegów z klasy, Jakub Katz (Matteo Scammell) and Menachem (Ross Beschler) kierują kinem założonym przez sowietów (stworzonym w miejsce katolickiego klubu). Każdy, włączając w to miejscowych Żydów, szybko rozczarowuje się do komunizmu, a czterech polskich kolegów z klasy zakłada podziemna organizację oporu, by wałczyć z Sowietami. Jeden z nich zostaje aresztowany i brutalnie bity przez NKWD.

Równowartość z jaką Słobodzianek traktuje polski i żydowski punkt widzenia na Jedwabne jest problematyczna według Agnieszki Arnold, autorki filmu dokumentalnego "Sąsiedzi", który zainspirował Grossa do napisania książki. Kiedy Zizka rozmawiała z Arnold w czasie jej researchu w Polsce ostatniego lata, ta powiedziała, ze sztuka zbyt koncentruje się na sowieckiej okupacji i używa kolaboracji Żydów z Armią Radziecką, by usprawiedliwić potrzebę odwetu katolickich Polaków. "W sztuce wszyscy są równi w swoich zachowaniach... Sztuka próbuje wyjaśnić zło poprzez psychologię, ale powód ogromu był jasny i prosty polski antysemityzm." Punkt widzenia Arnold, że Polacy byli antysemitami i powinni zmierzyć się ze swoją zbrodnią reprezentuje jedną perspektywę w debacie o Jedwabnem. Inni jednak chcą szczegółowych odpowiedzi na pytania zadane przez Dariusza Stolę w tytule jego eseju "Jedwabne: Jak to było możliwe".

Wielu historyków i dziennikarzy w Polsce, zachęceni przez "Sąsiadów", rozpoczęło od 2000 roku próby odpowiedzi na to pytanie. Słobodzianek, jako artysta teatralny, próbuje odpowiedzieć na nie za pomocą wyobraźni.

Dziennikarka Anna Bikont poświęciła cztery lata na badanie tez z "Sąsiadów". Jej książka "My z Jedwabnego" w przyszłym roku ukaże się w angielskim tłumaczeniu, wydana przez Yale University Press. By napisać książkę, Bikont podróżowała między Jedwabnem a Radziłowem, by rozmawiać ze świadkami i tymi, którzy przeżyli masakrę. Jeździła również zagranicę do krajów, gdzie wyemigrowali świadkowie. Bikont ma kompletnie inny stosunek do "Naszej klasy" niż Arnold. Kiedy Zizka rozmawiałą z Bikont w Warszawie, powiedziała, że uwielbia "Naszą klasę" i uważa za właściwe by badać historyczne wydarzenia poprzez teatr. "Być może część wydarzeń opisanych w sztuce nie zdarzyło się w Jedwabnem, ale zdarzyły się w innych miejscach, innych małych miastach. Tadeusz wnosi do debaty historycznej ludzkie historie, ludzkie losy, a ponad to ludzkie emocje. On otworzył drzwi do tego świata ludziom, którzy w inny sposób być może by tu nie weszli."

Niektórzy bohaterowie "Naszej klasy", jak Zocha (grana przez Krista Apple) i Władek (Ed Swidey), koledzy z klasy, którzy ratują Żydów; Rachelkę, później Marianna (Kate Czajkowski) i ocalałego Menachema oraz Zygmunt (Allen Radway), sprawca, bezpośrednio zainspirowani ludźmi, z którymi rozmawiała Bikont. Rzeczywiście, jeśli czytaliście "Sąsiadów" i widzieliście "Nasza klasę" możecie sądzić, że Zygmunt, jeden z głównych sprawców masakry, był wymyślony przez dramatopisarza, by zilustrować główną i jedną z najbardziej kontrowersyjnych tez - Polacy bardziej niż Żydzi byli kolaborantami z komunistami. Ale ta postać jest bezpośrednim nawiązaniem do biografii Zygmunta Laudańskiego, który był skazany za udział w morderstwach. W sztuce Zygmunt mówi o NKWD "Dali mi pseudonim Popow. I pierwszy rozkaz." Prawdziwy Zygmunt Laudański zeznawał, że kolaborował z NKWD i powiedział Bikont, że dali mu pseudonim Popow. Zygmunt Laudański i jego brat Jerzy teraz twierdzą, że byli niesłusznie oskarżeni i że ich zeznania były wymuszone. Pod koniec sztuki bohater sprawia wrażenie jakby miał wyrzuty sumienia z powodu swoich ohydnych czynów. "Przed śmiercią stało się z nim coś dziwnego. Zaczął drżeć i rzucać się na łóżku. Z oczu leciały mu łzy". Na pytanie: "Czy czuje pan żal za to, co pan zrobił?" prawdziwy Zygmunt Laudański odpowiada Annie Bikont: "Nie, zupełnie nie."

Zamiarem Słobodzianka jest ne tylko dostarczanie lekcji historii chociaż był krytykowany za nierobienie tego (na przykład artykuł w British Daily Telegraph "Czy Nasza klasa w Teatrze Narodowym jest rzeczywiście wiarygodną lekcją historii?"). On raczej próbuje pokazać w sposób dramatyczny jak splatają się losy dwóch społeczności - katolików i Żydów. Jednym ze sposobów ukazanie tego w sztuce jest miłość między bohaterami z obu wspólnot. Tu są trzy różne pary, które przeżywają związek miłosny (albo związek miłość-nienawiść). Jedna para to Rachelka / Marianna oraz jej mąż i wybawca. Władek bardzo kocha Mariannę, chociaż ona nawet za bardzo go nie lubi. Pod koniec swojego życia (i sztuki) mówi z błyskiem w oku: "Ale czy mogłam zapomnieć ten widok, kiedy tak pędził jak szalony na koniu, żeby uratować moje życie?" Następna para to katoliczka Zocha i Żyd Menachem. Zocha ratuje Menachema, ma z nim romans, lecz on ją opuszcza. Ostatnią i najbardziej kontrowersyjną parą jest katolik Rysiek (Kevin Meehan) i Żydówka Dora (Emilie Krause). Na początku sztuki Rysiek pisze miłosny list do Dory, później w trakcie sztuki gwałci ją. I choć Dora się broni przed gwałtem, w jakiś sposób musi być on dla niej pociągający, ponieważ w czasie gwałtu mówi "Czułam przyjemność, jakiej nigdy nie znałam". Później kiedy Rysiek jest martwy ukazuje mu się Dora, którą pyta: "Gdzie idziemy, Dora?" A ona odpowiada czule prowadząc go do stodoły "Nigdzie, Rysiek. Jesteśmy". Katolicy w tych związkach, nawet ci, którzy ocalają Żydów, wszyscy wyrażają antysemickie poglądy, podobnie Żydzi wyrażają antypolskie poglądy, ale ciągle kochają katolików.

Dziś, ponad dekadę od wydania "Sąsiadów", kontrowersje wywołane przez jej publikację ciągle są silne. Kiedy Zizka odwiedziła ze Słobodziankiem Jedwabne, on opowiedział jej, że wielu mieszkańców Jedwabnego uważa, iż Żydzi przede wszystkim kolaborowali z sowietami. Kilka dni przed rozpoczęciem prób do spektaklu w Filadelfii wandale znieważyli pomnik w Jedwabnem upamiętniający masakrę. Ostatnia książka Jana Grossa, napisana razem z Ireną Grudzińską-Gross, zatytułowana "Złote żniwa" (angielskojęzyczne wydanie planowane jest w 2012 roku) także opisuje zachowanie Polaków-katolików wobec żydowskich sąsiadów w czasie II wojny światowej. To również książka prowokująca. Także w polskiej diasporze książka Grossów dzieli. Na przykład Marek Jan Chodakiewicz, polsko-amerykański naukowiec pracujący dla Institute for World Politics w Waszyngtonie, wydał w 2005 książkę "Masakra w Jedwabnem, lipiec 1941 roku: przed, w trakcie, potem". Publikacja podważa niektóre wnioski "Sąsiadów". Chodakiewicz współredagował również książkę "Złote serca, czy złote żniwa?", które również dyskutuje ze "Złotymi żniwanmi".

Pomimo niezgody, co do wydarzeń w Jedwabnem, "Nasza klasa" została generalnie dobrze przyjęta jako dramat w Polsce. Zdobyla, jako pierwszy dramat, prestiżową nagrodę literacką "Nike". Spektakl Teatru Na Woli w Warszawie dostał doskonałe recenzje, w jednej z nich - Edyta Błaszczak w gazecie "Metro" - zaczyna od słów "Każdy powinien zobaczyć "Naszą klasę" w Teatrze Na Woli". Jednak Słobodzianek powiedział Zizce, że sztuka również wywołałą kontrowersje. "Kiedy sztuka nie odpowiedziała oczekiwaniom niektórych, zaczęto atakować spektakl, nie tyle za treść, ile za formę." Konstrukcja sztuki wymaga od aktorów zmian między narracją, kiedy zwracają się bezpośrednio do publicznośći w trzeciej osobie opowiadając o wydarzeniach, które im się przytrafiły, a bardziej tradycyjnym dialogiem z innymi bohaterami. To prawdopodobnie do tego mieli obiekcje widzowie. W ogóle użycie teatralnych konwencji często przeszkadza krytykom teatralnym i widowni w tym kraju. W tej sztuce jednak, można powiedzieć, że ta konwencja jest szczególnie odpowiednia w oddaniu głosów świadków masakr w Jedwabnem i Radziłowie. Co więcej, zmiany z narracji do dialogu są przeprowadzone bardzo dobrze przez wszystkich aktorów spektaklu w Filadelfii. Szczególnie dobrze wypada Michael Rubenfeld jako Abram Piekarz, który opuszcza Jedwabne, wyjeżdża do Ameryki i zostaje rabinem. Jego wyliczenie krewnych straconych w masakrze i późniejsze wyliczenie nawet większej liczby potomków są bardzo silnymi punktami tego przedstawienia.

Dla mnie jednak, największym osiagnięciem nie są indywidualne osiągniecia aktorów z Wilma Theater (choc są świetni), ale sama sztuka i przedstawienie, które sa w stanie oddać skomplikowaną historię miasta i generalnie polsko-żydowskie stosunki. Howard Shapiro pisze w Philadelphia Inquirer: "Wśród zalet "Naszej klasy" trzeba wymienić sposób, w jaki pokazuje narastającą nienawiść motywowaną przez utratę suwerenności kraju i urok komunizmu (kwestie o równym znaczeniu) oraz akceptacja antysemityzmu wzmocnionego przez niemiecką okupację i ciągłe poczucie bycia w pułapce." Poza tym przezroczysta stodoła, scenografia składająca się z suchych drzew, obciętych na szczytach symbolizujacych ścięte życia żydowskich mieszkańców miasta. Te drzewa i pomysł Zizki z widmami nawiedzajacymi miasto delikatnie podkreślaja fakt, że Jedwabne i Polska straciły integralna część siebie. Fakt, że polski dramatopisarz napisał tę sztukę pokazuje, iż proces opłakania straty i gojenia ran dopiero się zaczął.

Link do źródla

http://theatermagazine.yale.edu/our-class

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji