Artykuły

Rozprawa przeciw milczeniu

Bilety są już wyprzedane do jesieni. Od 19 czerwca, gdy odbyła się premiera specjalnie dla pracowników "Cegielskiego", aż do 28 czerwca, rocznicy pamiętnych wydarzeń, na każdym przedstawieniu był komplet. Do Teatru Nowego ludzie szli jak na niezwykłe misterium, misterium prawdy i pamięci. Na afiszach: "Oskarżony: Czerwiec pięćdziesiąt sześć". Scenariusz - Włodzimierz Braniecki i Izabella Cywińska, reżyseria - Izabella Cywińska. O tym, jak rodziła się koncepcja widowiska rozmawiamy ze współautorem scenariusza WŁODZIMIERZEM BRANIECKIM.

PANORAMA: - Czerwiec 56 stanowił długo "czarną dziurę" w naszej historii, milczała prasa, milczała historiografia. Pan jest dziennikarzem, pracującym w "Głosie Wielkopolskim", a zarazem współautorem scenariusza przedstawienia. Czy zainteresowanie tym tematem wynikało z profesjonalnego nastawienia, czy raczej z osobistych przeżyć?

WŁODZIMIERZ BRANIECKI: - Bardziej z osobistych doświadczeń. Z dziennikarstwem ma to związek poprzez proste odniesienia do faktów. Oczywiście mógłbym napisać reportaż, a nie scenariusz. Uważam jednak, że teatr, gdzie do żywego człowieka przemawia inny człowiek, ma tę moc, tę siłę ekspresji, którą dziennikarstwo nie dysponuje.

- A jednak to publicystka nadąża za współczesnością, podejmuje pulsujące w niej problemy. Dziś w teatrze - poza waszym przedstawieniem i "Relacjami" Hanny Krall, reportażystki przecież, w Teatrze Małym w Warszawie - panuje cisza. Teatr, sztuka w ogóle, spóźniają się.

- Publicystyka nadąża, bo taka jest jej funkcja, jej racja istnienia. Sztuka, teatr nie mogą być doraźnie tworzonymi plakatami politycznymi. Ta teza jest fałszywa. Teatr, sztuka przemawia innymi środkami. Kształtuje wrażliwość emocjonalną współczesnego człowieka, nie poruszając tematów, o których pisze np. Bratkowski, sprawia, że artykuły te nie trafiają w próżnię.

Wróćmy jednak do scenariusza...

Od 1973 r., od objęcia dyrekcji Teatru Nowego w Poznaniu przez Cywińską, prowadziłem tam Galerię Sztuki. Byłem też od początku - i jako dziennikarz i jako człowiek interesujący się sztuką - mocno związany z ideą budowy Pomnika Ofiar Czerwca 56. Pod koniec stycznia w Teatrze zastanawiano się nad nowym repertuarem. Rzuciłem myśl, by pokazać na scenie wydarzenia poznańskie. Wtedy padło pytanie: no dobrze, ale jak to zrobić? Pokazać procesy - odparłem. Była to odruchowa odpowiedź, ale w rzeczywistości poznańskie procesy bardzo głęboko we mnie tkwią. W 1956 roku skończyłem studia, byłem świadkiem wydarzeń, a potem procesów, słuchając radia, czytając gazety. Był to więc odruch, ale w pełni zrozumiały. Dla mnie Teatr Nowy ma największe moralne prawo do tego przedstawienia. Jest niedaleko od miejsca głównej tragedii - od ul. Kochanowskiego, gdzie stał gmach UB. Przed Teatrem stałem w pamiętny poznański czwartek, przede mną czołg, opanowany przez cywilów, ludzie śpiewający "Jeszcze Polska nie zginęła" i odgłosy strzałów od strony ulicy Kochanowskiego. Może właśnie wtedy ginął 13-letni Romek Strzałkowski. To wszystko była żywa tkanka wspomnień.

- Czy kiedykolwiek potem myślał pan, że będzie się zajmował

historią Czerwca 56? Czy na przykład po grudniu 1970 r., po kolejnym przesileniu politycznym, miał pan nadzieję, że da się przywrócić pamięć o Poznaniu?

- Wtedy jeszcze nie. Zresztą do Poznania wróciłem w 1973 roku, byłem więc oderwany od spraw poznańskich. Ale powiem panu coś... Niedawno, dla "Głosu", robiłem wywiad z Egonem Naganowskim, krytykiem i prezesem poznańskiego oddziału ZLP oraz Andrzejem Górnym, prozaikiem i publicystą. Obaj byli uczestnikami wydarzeń, obaj też byli ranni. Naganowski stał na balkonie domu vis a vis gmachu UB i trafiła go jakaś zabłąkana kula. Górny biegł z butelką benzyny na czołg, dostał odłamkiem i stracił oko. Spotkali się obaj w szpitalu, a Górnego tylko kontuzja uratowała przed więzieniem. I proszę sobie wyobrazić, że obaj ani słowem nie wspomnieli o tym w swojej twórczości, o ich wielkim osobistym dramacie. Tak głęboko było to w nich zepchnięte przez powszechne milczenie, stłamszone przez oficjalną propagandę, że paraliżowała ich świadomość, iż cokolwiek napiszą o tym, nie ujrzy światła dziennego. W Poznaniu próbowano! Józef Ratajczak umieścił w swojej książce cały fragment o czerwcu 56. Lata przeleżała ona na półce w wydawnictwie i ukazała się tylko pod warunkiem, że fragment zostanie usunięty. I autor to zrobił.

- Podjął się pan napisania scenariusza. Od czego pan zaczął?

- Dla jasności. Zająłem się gromadzeniem materiałów, a sam scenariusz jest wspólnym dziełem Izabelli Cywińskiej i moim. Rzuciłem propozycję, by pokazać procesy. Proces, rozprawa sądowa jest starym chwytem teatru faktu, nośnym i emocjonalnie i ideowo.

Ale w naszym przypadku uzasadnienie było jeszcze jedno, historyczne. Czerwiec 56 był wstrząsem, pierwszym zbrojnym starciem społeczeństwa z władzą, która nazywała siebie socjalistyczną. I zostało ono krwawo stłumione. Wiadomo, że wtedy w kraju narastała fala demokratyzacji, że nie było możliwe w atmosferze walki politycznej - inaczej niż w 1968, czy 1976, gdy ekipa rządząca nie zmieniła się - przejście nad poznańskimi wydarzeniami do porządku dziennego. Władza musiała więc ustosunkować się do nich i chciała tego dokonać formalnie, w całym majestacie prawa. Zrezygnowano z pierwotnej wersji o imperialistycznej prowokacji na rzecz tezy, że to uzbrojone bandy chuliganów doprowadziły do rozlewu krwi, bandy rzekomo nie mające nic wspólnego z manifestującymi robotnikami. Doszło do procesów z całym propagandowym szumem, z dopuszczeniem obserwatorów z prasy zagranicznej. Były to w rzeczywistości procesy polityczne. Teza o wystąpieniach chuligańskich przegrała. Jeśli bowiem chciano pokazać światu tę naszą demokratyzację, to musiano dopuścić, by oskarżonych bronili wybitni polscy adwokaci - a wymagało to wówczas olbrzymiej odwagi cywilnej - którzy bronili ich wspaniałe, dowodząc, iż są to procesy nie przeciwko chuliganom, lecz całemu społeczeństwu. Taka była myśl przewodnia przemówienia jednego z adwokatów, iż nie wolno rozdzielać tłumu, że nie można dzielić go na manifestujących robotników i występujących z bronią chuliganów. Powiedział on, że w tym tłumie działały wspólne emocje, a w czasie gdy ojciec stał pod Zamkiem, syn walczył pod gmachem U B, który był dla wzburzonego tłumu symbolem wszelkiego zła i przemocy.

- W przedstawieniu pokazane są trzy epizody sądowe. Czym kierowaliście się państwo, wybierając je spośród tych trzech wielkich rozpraw, jak je później nazwano, procesów dziesięciu, dziewięciu i trzech?

- To były procesy pokazowe; były jeszcze mniejsze, ale o przestępstwa czysto kryminalne. Same procesy miały zresztą swoją dramaturgię. W dwóch pokazowych zapadły wyroki, w trzecim zaś już nie, bo 20 października 1956 r. doszedł do władzy Władysław Gomułka, który zmienił oficjalną wykładnię wydarzeń poznańskich tak, że oskarżeni wyszli na wolność. Właściwie historia napisała nam ramy scenariusza. Początek - to okrutne przemówienie Cyrankiewicza o obcinaniu rąk i zakończenie - przemówienie Gomułki na VIII Plenum KC, gdzie zrehabilitował wydarzenia poznańskie. Tragedia naszej współczesnej historii polega jednak na tym, że ten sam Gomułka był u władzy, gdy w 1970 r. strzelano do robotników na Wybrzeżu. Niczego więc nie nauczono się z lekcji Poznania! Dlatego z perspektywy naszych dni tak ważne jest tu, w Poznaniu, by przywrócić godność robotniczemu zrywowi, a w świadomości narodowej jest to ważne dla zrozumienia mechanizmów, które doprowadziły do tak strasznych kryzysów...

Mieliśmy więc ramy, a dalej wybraliśmy trzy epizody tak, aby poprzez nie ukazać pewną myśl przewodnią, która wynikała już z samego tytułu: "Oskarżony: Czerwiec pięćdziesiąt sześć". Proces toczy się przeciwko całemu społeczeństwu, ale dla nas, widzów, właśnie przez to staje się on procesem przeciwko władzy.

Inspirację stanowił dla nas głównie tzw. proces dziewięciu, oskarżonych o zbrojny atak na gmach UB. Z tego wyjęte są trzy historie: Stanisława Jaworka, młodego robotnika z biednej rodziny; Jana Suwarta - pochodzącego z rodziny pracowników UB. Jego ojciec odsiedział karę więzienia za to, że rzekomo był przed wojną, jako działacz KPP, konfidentem policji. Była to oczywiście prowokacja ze strony słynnego X Departamentu. Obaj oni zostali wybrani ze względu na pewną typowość losów polskich, reprezentatywność konfliktów najnowszej historii. Pokazaliśmy też sprawę najtragiczniejszej ofiary wydarzeń, 13-letniego Romka Strzałkowskiego, sytuację, kiedy fałszywy świadek stara się zamazać prawdziwe okoliczności śmierci chłopca, a także jego ojca który już po październiku uparcie dowodził, iż Romek nie zginął od przypadkowej kuli, ale został z premedytacją zamordowany. Przez spektakl przewija się postać socjologa, profesora Józefa Chołasińskiego, powołanego na biegłego oraz wygłaszane są przemówienia Stanisława Hejmowskiego i Michała Grzegorzewicza, dwóch doradców.

Scenariusz natomiast w sensie źródłowym oparty jest na nagraniach Polskiego Radia czynionych podczas procesów, które cudem dochowały się w piwnicy poznańskiej rozgłośni. Gdyby nie one, nie byłoby scenariusza. Początkowo sądziłem, że pomocne będą materiały sądowe, lecz okazuje się że w sądzie niszczy się akta po upływie jakiegoś okresu czasu.

- Gdyby nawet była to powszechnie przyjęta praktyka w sądach, to skandalem prawdziwym jest - choć była w tym na pewno świadoma perfidia -- zniszczenie dokumentów z poznańskich procesów, dokumentów przecież źródłowych dla najnowszej historii!

- Oczywiście, zresztą, jeżeli one się nawet dochowały, wątpię, abyśmy kiedykolwiek mogli mieć dostęp do pełnej dokumentacji. My natomiast dysponowaliśmy autentycznymi nagraniami, należało je tylko przesłuchać, dokonać wyboru. Do tego dołączyliśmy współczesne relacje świadków, a także wiersze Zbigniewa Herberta, Stanisława Barańczaka, Antoniego Pawlaka, będące swoistym komentarzem poetyckim, wykładnią naszej moralnej postawy. I jeszcze ważna rzecz... Wmontowane są w spektakl przerażające w swym tonie fragmenty ówczesnych sprawozdań prasowych. Przerażające dlatego, że są dobrowolnym - bo nikt tych dziennikarzy nie mógł zmusić do takiego pisania - przedłużeniem oskarżeń.

Przedstawienie ma wiec formę collage'u.

- Spektakl jest istotnie stopem elementów pantomimy, wierszy śpiewanych jako songi, scen zestawianych nie na zasadzie czasowej chronologii, lecz spójności ideowej. W tej różnorodności tworzywa nie gubi się jednak publicystyczna wymowa widowiska.

- Powiedziałem na początku, że sięgnęliśmy po wzorce teatru faktu, ale nasze przedstawienie nie mieści się w formule teatru faktu, który jest zapisem dokumentalnym. W przypadku "Oskarżonego" jest to polityczna metafora nadbudowująca się na historycznych faktach. To typ teatru uprawianego przez Cywińską, która kładzie duży nacisk na metaforę, bo teatr pokazuje los człowieka, albo los idei i z konieczności musi sięgać po uogólnienia. Widać to u Cywińskiej: od "Gigantów z gór", poprzez "Turonia", "Łaźnię" drąży ona konsekwentnie temat mechanizmów władzy, stosunek podporządkowania człowieka społeczeństwu. Robiła to zwykle na materiale historycznym, a teraz - razem ze współreżyserem, Januszem Michałowskim - sięgnęła po temat współczesny.

- Idea budowy pomnika, a także zamysł wydania monografii o Czerwcu 56 napotykały szereg trudności. Czy podobnie było z przedstawieniem?

- Nie, teatr rządzi się swoimi specyficznymi prawami i niełatwo jest ingerować w niego, manipulować nim. A poza tym, do kogokolwiek zwróciliśmy się, od pracowników PR poczynając, poprzez świadków tamtych wydarzeń, a na samych aktorach skończywszy, wszędzie spotykaliśmy się z wielką życzliwością i zrozumieniem. To przedstawienie jest chyba i dla twórców i dla publiczności wspólnym przeżyciem, umacniającym naszą ludzką i obywatelską więź.

Zanim oklaskami podziękowano po premierze twórcom przedstawienia, na sali zaległa cisza. Trwali w niej aktorzy i widzowie, jakby hołd oddając bohaterom robotniczego protestu. Izabelli Cywińskiej wręczono mały kawałek metalu, z którego zrobiony jest Pomnik Ofiar Czerwca 56. Zaklęte jest w nim przesłanie od tych, którzy 25 lat temu pod biało-czerwonymi barwami szli, żądając "wolności, prawa, chleba". Tylko tyle. I aż tyle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji