Artykuły

Makbet

To przede wszystkim opowieścią o utracie szczęśliwej miłości - o spektaklu "Makbet" w reż. Davida Doiashvilia Teatru Dramatu i Muzyki Vaso Abashidze z Gruzji, prezentowanego na XVI Międzynarodowym Festiwalu "Konfrontacje Teatralne" w Lublinie rozmawiają Anna Diduch, Katarzyna Krzywicka i Katarzyna Piwońska z Nowej Siły Krytycznej.

Anna Diduch: "Makbet" gruzińskiego Teatru Dramatu i Muzyki Vaso Abashidze to dla mnie przede wszystkim zestaw choreograficznie i plastycznie dopracowanych scen. Świetne pomysły scenograficzne, nowe media, podnoszące się podesty, linki wspinaczkowe, bardzo oryginalne kostiumy, na poły współczesne, na poły średniowieczne - wszystko to sprawia, że "Makbet" jest świetnym widowiskiem. Niestety, pomiędzy tymi elementami ginie gdzieś słowo i przekaz sztuki.

Katarzyna Piwońska: Według mnie elementy, które wymieniłaś, nie gubią przekazu sztuki; przeciwnie - pomagają wydobyć wątki traktowane zazwyczaj po macoszemu. W moim odczuciu gruziński "Makbet" był przede wszystkim opowieścią o utracie szczęśliwej miłości. Nie przypominam sobie inscenizacji, w której uczucie Makbeta do żony byłoby tak silnie wyeksponowane. Reżyser wiele scen poświęca kreśleniu tej relacji i jej stopniowego rozpadu. David Doiashvili opowiada nam o dwójce ludzi, którzy mieli siebie nawzajem, a - chcąc czegoś więcej - stracili to bogactwo. Tak potraktowana tragedia Szekspira odsuwa na dalszy plan problem władzy. Opowiada raczej o tym, jak łatwo zmarnować prawdziwe wartości podążając za złudnymi.

Ania: Owszem, zgodzę się, że ten wątek zyskał tutaj szczególne miejsce, co było dość zaskakujące. Skoro jednak miała być to historia miłosna, po co ubierać ją w tak rozbudowaną formę? Twórcy dołożyli wszelkich starań, żeby przenikanie się światów realnego i magicznego nabrało bardzo silnych elementów grozy. W efekcie momentami mamy wrażenie, że znajdujemy się w domu wariatów a nie w średniowiecznym zamku. Kiedy obserwowałam bohaterów, wydawało mi się, że wszyscy są nawiedzeni lub pomyleni. W takich warunkach nie da się przekonująco opowiedzieć o utracie miłości.

Katarzyna Krzywicka: Obok miłosnych relacji Makbeta i Lady Makbeta, uwagę zwraca postać króla. W dramacie Duncan ukazany jest jako dobroduszny poważany władca, a zamach na jego życie to haniebna zbrodnia. W gruzińskiej realizacji zaś - to postać bezwzględna i odrażająca, wręcz obleśna. Król ślini się na widok Lady Makbet i prostacko poklepuje ją po pośladkach. Zatem, wiedząc już o sile uczucia łączącego małżeństwo, ich czyn nabiera innego znaczenia. Staje się może czymś w rodzaju obrony? Na pewno nie żądza władzy jest najważniejszą pobudką. W pewnym momencie para mówi do siebie coś w rodzaju: "Zróbmy to, miejmy już za sobą, a wszystkim będzie lepiej". Reżyser nakreśleniem takiego wizerunku króla i rozbudowaniem wspomnianego wątku, stara się wytłumaczyć morderstwo, odnaleźć motywację działań Makbeta i Lady, która różni się od tej zaproponowanej przez Szekspira. Zatem według mnie przekonująco opowiada o uczuciu, a potem jego zatraceniu, o czym już mówiła Kasia.

Nowe i zupełnie świeże jest też w "Makbecie" z Gruzji przedstawienie wiedźm. U Doiashvilia te postaci grane są przez dwie kobiety i mężczyznę. Ich stroje przypominają kostiumy z dawnych występów kabaretowych albo nawiązują do postaci z kart do gry (np. króla, królowej, waleta). Są motorami wszystkich działań, jednak nie cechuje ich siła nadprzyrodzona i diabelska demoniczność. Są raczej prześmiewczymi obserwatorami, przestawiają pionki na wielkiej planszy świata. Są trochę groteskowi, a na pewno ironiczni, bawią się losami ludzkimi. Głoszą tragiczne przepowiednie bez patosu i złowieszczego tonu, a raczej przekazują je, jakby opowiadali o zasadach gry, w którą za moment zaczną się bawić.

Ania: Skoro już zaczęłyśmy temat wiedźm - uważam, że to był najmocniejszy element całego przedstawienia i chociażby dla tego jednego rozwiązania warto było ten spektakl obejrzeć. W zasadzie trudno wciąż uważać te postaci za wiedźmy, to raczej wróżbici albo magicy, jak Kapelusznik z "Alicji w Krainie Czarów". Wszyscy troje są uroczy i zabawni, ale podobnie jak Kapelusznik mają w sobie pewien ładunek dramatyczny. W kontraście do tragedii rozgrywającej się na scenie, ich beztroska i swawolne tańce wypadają do pewnego stopnia przerażająco. Twórcom idealnie udało się uchwycić bezwzględność i okrucieństwo sił rządzących naszym losem. Wróżbici są dla mnie tutaj personifikacją antycznego fatum.

Kaśka Piwońska: Nie uważam, że ta inscenizacja mówi wyłącznie o straconej miłości. Wymieniłam ją jako pierwszą warstwę interpretacyjną, bo dla mnie osobiście była najcenniejsza. Ten wątek przeplata się z innymi - Lady Makbet wpadła w oko nie tylko królowi, ale i, zdaje się, Bankowi. Zbrodnie Makbeta przestają być w oczywisty sposób powodowane żądzą władzy... Zgadzam się w zupełności, co do nałożenia kabaretowej (a czasem nieomal cyrkowej) ramy dzięki postaciom wiedźm. Trzeba jednak zaznaczyć, że chodzi o kabaret rodem z filmu Boba Fossa, nie zaś ten, który znamy dziś z telewizji. Historia ukazana w tej perspektywie przestaje być napompowaną tragedią, wszystkie zmagania bohaterów to tani kabarecik, igraszka losu. Makbet Doiashvilia chce zdobyć władzę, nie tyle królewską, raczej panowanie nad swoim życiem. Postaci wiedźm najpierw dają mu na to nadzieję, łudzą go, że pełna kontrola jest możliwa, po czym okazuje się, że było to tylko zastawianie sideł. Skuteczne.

Kasia Krzywicka: Zastanawiam się nad estetyką spektaklu. Wszystkie te akrobacje, wspinaczki i unoszące się podesty były ciekawe. Podobno, na oryginalnej scenie w Gruzji dekoracje sięgają drugiego piętra i na takiej wysokości grają aktorzy, co musi być naprawdę spektakularne. W lubelskiej sali też wyglądało to efektownie, na początku bardzo wciągało śledzenie wszystkich sztuczek, jakimi oczarowywał nas reżyser. Niestety z czasem stało się nudne i mało zaskakujące. Realizatorzy trochę przesadzili. Naszpikowali spektakl tyloma sztuczkami i zagraniami przestrzenią, perspektywą, jakby chcieli się popisać pomysłowością i umiejętnościami. To było zbyt duże zagęszczenie środków wyrazu. Równolegle zaś istniało słowo, które, jak wspomniała Ania, gdzieś ginęło. I nawet jeśli przekaz pozostał (bo tu się z nią nie zgodzę, że on ginie), to tworzony był głównie za pomocą obrazu. Wydaje mi się to analogiczne do sytuacji z ubiegłego roku. Wtedy na "Konfrontacjach" grany był ten sam tekst w reżyserii Leszka Mądzika z Teatru im. Juliusza Osterwy z Lublina. Przedstawienie było przepiękne i bardzo w klimacie tego reżysera. Ale w nim też ginęło słowo. Mądzik wybrał z tekstu prawie same monologi, przez co 70-minutowe przedstawienie dłużyło się w nieskończoność. Mówię o tym, bo tu jest podobnie.

Kaśka Piwońska: Ja osobiście uważam, że lubelska sala była wrogiem gruzińskiego spektaklu i utrudniała zbudowanie klimatu. Choć i tak wszystkie podkreślamy jego atrakcyjność wizualną. Czy był zbyt gęsty od efektów? Było ich wiele, ale każdy kolejny przyjmowałam z zaciekawieniem, nie znudzeniem. Tę mnogość sztuczek narzuciła poniekąd konwencja kabaretowo-cyrkowa. Zdecydowanie najsilniej działała scena wieczerzy u Makbeta, kiedy widzowie mogli oglądać przez chwilę ucztę z perspektywy Boga, bo stół ustawiono na scenie pionowo. Dobrze też sprawdził się akrobatyczny początek spektaklu, gdy mowa o bitwie pod Forres. Duncan, jego synowie i Lenox rozprawiają na temat przyszłości państwa i przejęcia tronu. Scenografia kojarzy się trochę z salą gimnastyczną, trochę z placem zabaw. Świetnie sprawdzają się ławki do balansowania, pokazują, że utrzymanie się przy władzy jest taką właśnie gimnastyką, wiecznym balansowaniem nad przepaścią, czy huśtawką. Zachwycająca plastyczność spektaklu nie jest więc wyłącznie zestawem zapierających dech w piersiach obrazków: wszystkie one naładowane sensami i każą spojrzeć na tragedię Makbeta inaczej, niż na lekcji języka polskiego. Pierwszy raz inscenizacja "Makbeta" sprawiła, że mogłam czuć litość i zrozumienie dla głównego bohatera. Doiashvili dobitnie pokazał, jak łatwo osunąć się z prawości w zło i że spełnienie ambicji nie zawsze przynosi szczęście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji